Informację tę opublikował w piątek dziennik „South China Morning Post” z Hongkongu, powołując się na źródła rządowe. Jak pisze gazeta, od 17 listopada zeszłego roku codziennie notowano od jednego do pięciu nowych przypadków infekcji koronawirusem. Do 15 grudnia całkowita liczba zakażeń wyniosła 27, a pierwszy dwucyfrowy wzrost zachorowań odnotowano 17 grudnia. Trzy dni później pacjentów z chorobą, nazwaną później COVID-19, było już 60.
Do końca grudnia liczba ta systematycznie się powiększała. Na koniec 2019 roku w Chinach było już co najmniej 266 zarażonych, choć oficjalnie informowano tylko o 27 przypadkach. Jak pisze „South China Morning Post”, właśnie pod koniec miesiąca chińscy lekarze zdawali już sobie sprawę, że mają do czynienia z nową chorobą.
Władzom informację tę przekazał 27 grudnia Zhang Jixian, dyrektor oddziału medycyny oddechowej i intensywnej opieki medycznej w jednym ze szpitali w mieście Wuhan. Do tego czasu zarażonych było już co najmniej 180 osób, choć lekarze mogli wówczas jeszcze nie wiedzieć o wszystkich przypadkach. Część z nich mogli potwierdzić dopiero później.
Oficjalnie według Światowej Organizacji Zdrowia pierwszy przypadek infekcji wirusem SARS-CoV-2 zanotowano 8 grudnia, ale WHO nie ma własnych danych, tylko polega na informacjach przekazanych przez Chińczyków. Z kolei w specjalistycznym czasopiśmie medycznym „The Lancet” jako najwcześniejszą udokumentowaną datę infekcji nowym koronawirusem podawano 1 grudnia.
Naukowcy chcą dotrzeć do tzw. „pacjenta (lub pacjentów) zero”, by znaleźć źródło koronawirusa - powszechnie uważa się, że przeniósł się ona na człowieka ze zwierzęcia, prawdopodobnie nietoperza, ale nie zostało to nigdy oficjalnie potwierdzone. W lutym naukowcy z tropikalnego ogrodu botanicznego Xishuangbanna z Chińskiej Akademii Nauk, po przeanalizowaniu genomów 93 próbek wirusa SARS-CoV-2, pobranych od pacjentów z 12 krajów, stwierdzili, że wirus ten nie pojawił się na targu rybnym Huanan w Wuhan, jak popularnie sądzono.