– Wychodzę teraz z obrad, ale jak będą omawiane sprawy, które mnie dotyczą, to proszę, zawołaj mnie – miał powiedzieć Lech Kaczyński do premiera Tuska, wychodząc z sali obrad. Według relacji prezydenckich ministrów premier odparł: – Prosić to sobie możesz.
Jeszcze kilka godzin przed rozpoczęciem szczytu premier Donald Tusk przekonywał, że prezydent “nie wchodzi w skład oficjalnej delegacji” i do Brukseli jedzie jako osoba prywatna.
– Prezydent, na tyle, ile potrafił, nie przeszkadzał. Ale jego obecność nie pomaga nam w pracy. To nie randka. Przyjechaliśmy tu ciężko pracować – mówił dziennikarzom po kolacji.
– Nie kłóciliśmy się, uśmiechaliśmy do siebie. Niektórzy byli zdziwieni, licząc na to, że Polacy się pokłócą, ale się nie pokłócili – komentował późnym wieczorem prezydent, który po kolacji z przywódcami UE był w bardzo dobrym humorze. – Przed chwilą prezydent Sarkozy powiedział, że jeśli Polacy się między sobą zgadzają, to cała Unia musi się zgodzić – dodał Lech Kaczyński. Mówił niezbyt wyraźnie i nie zachowywał zwykłego dla siebie dystansu wobec dziennikarzy. Wyraził też nadzieję, że będzie jeździł z premierem na kolejne szczyty. – Ta zapowiedź jest groźna z punktu widzenia interesu Polski – ripostował Donald Tusk, dodając, że “w ostateczności trzeba będzie zmienić konstytucję”.
Lech Kaczyński już na sali obrad podszedł do premiera z uśmiechem i wyciągnął rękę. Politycy uścisnęli sobie dłonie i zasiedli przy stole. Dla szefa MSZ Radosława Sikorskiego i ministra finansów Jacka Rostowskiego zabrakło miejsca. – Ustąpiliśmy, bo jesteśmy dżentelmenami. Prezydent ma pierwszeństwo protokolarne. Nie będziemy się przecież szarpać – tłumaczył Sikorski. Przekonywał, że Kaczyński nie ma kompetencji do podejmowania decyzji dotyczących pakietu klimatycznego czy kryzysu finansowego. – Właśnie dlatego nie życzyliśmy sobie, żeby prezydent brał udział w tym szczycie. Polska nie może mieć dwóch polityk zagranicznych – mówił szef polskiej dyplomacji.