Sport w Polsce powoli się odmraża. Jako pierwszy ruszył Centralny Ośrodek Sportu w Spale, gdzie pojawili się, m.in. lekkoatleci, pływacy czy badmintoniści. Część sportowców odstraszył zapowiadany reżim, bo jak tu wytrzymać kilka tygodni, żyjąc w rytmie: pokój, trening, stołówka, pokój. Do tego być może doszły obawy o zakażenie się. Na razie, na kilkudziesięciu hektarach ogrodzonego terenu przebywa kilkudziesięciu reprezentantów Polski. - Nie nazwałbym tego więzieniem, bo raczej wszyscy jesteśmy świadomi zagrożenia i koniecznych środków ostrożności. Daliśmy się tu zamknąć z własnej woli i przecież każdy może stąd uciec. Nikt z nas nie chce przywieźć rodzinie żadnej choroby. Łatwo jest zachować dystans, bo Spała to bardzo duży ośrodek, a jest nas tutaj ledwie 50 osób, gdy w normalnych czasach przebywa nawet 400 - mówi „Rzeczpospolitej” tyczkarz Piotr Lisek.
Wiele osób mogło zrezygnować z przyjazdu z obawy przed zakażeniem, ale ci, którzy wjechali do Spały opowiadają, że badania były robione bardzo szczegółowo. Nikt, spoza wytypowanych grup nie mógł wejść na teren ośrodka. Jeśli kogoś przywieźli do Spały rodzice, to pod bramą musieli się pożegnać. - Od bramy szło się na piechotę. Pobyt zaczynał się od badania ogólnego stanu zdrowia i wywiadu z doktorem. Potem byliśmy kierowani na pobranie wymazu i dostawaliśmy szczelnie zafoliowane kluczyki od pokoju. Czekaliśmy na wyniki badania, dostawaliśmy posiłki pod drzwi. W sobotę o 13 doktor zadzwonił do mnie, że grupa pływaków jest zdrowa i mogliśmy zacząć treningi - mówi „Rzeczpospolitej” trener reprezentacji Robert Brus.
Sportowcy chodzą po ośrodku w maskach, ale się nie widują zbyt często, tym bardziej, że każda grupa ma treningi o innej godzinie. Nie jest to nawet odgórnie narzucona zasada, po prostu tak wynika ze specyfiki dyscyplin, bo np. pływacy wstają bardzo wcześnie, tyczkarze nie mają takiego reżimu. Jednocześnie w hali może przebywać 20 osób, ale nawet ten limit ciężko jest wypełnić, bo pływacy dużo czasu spędzają (wreszcie) na basenie. Zostali tak zakwaterowani, żeby nie musieli krążyć po COS-ie w drodze na trening. Mieszkają w domu „Junior”, więc schodzą tylko dwa piętra, już przebrani, przed wejściem do wody dezynfekują ręce i zaraz zaczynają zajęcia.
- Jesteśmy podzieleni na trzy grupy i jednocześnie na pływalni jest nie więcej niż siedem osób. Każdy zawodnik ma tor do dyspozycji. W czasie treningu łatwo o zachowanie dystansu, bo trener stoi wyżej. Jesteśmy monitorowani cały czas, fizjoterapeuta codziennie przeprowadza wywiad i sprawdza temperaturę - mówi „Rzeczpospolitej” trener Brus.