Wyjątkowość Tunezji – kraju, w którym dekadę temu zaczął się bunt, zwany rewolucjami arabskimi – polega na tym, że nadal jest tam pluralizm i demokracja. Na dodatek w normalnym życiu politycznym współuczestniczy partia islamistyczna Nahda, wywodząca się z Bractwa Muzułmańskiego (w Egipcie i prawie wszystkich monarchiach Półwyspu Arabskiego całkowicie zakazanego).
Przyszłość eksperymentu z islamistami w rządzie stanęła pod znakiem zapytania. W środę do dymisji podał się premier Iljas Fachfach, polityk centrowej partii laickiej, którego krytykowała Nahda. Jest oskarżany o konflikt interesów – firma, w której miał udziały, dostała dzięki jego wsparciu rządowe wielomilionowe kontrakty. On sam temu zaprzecza.