Relacja z Kijowa. Koło naszego szpitala rakiety jeszcze nie latały

Całą niedzielę i osiem pierwszych godzin poniedziałku w Kijowie wszystkich cywilów obowiązywał zakaz wychodzenia na ulice.

Aktualizacja: 27.02.2022 20:52 Publikacja: 27.02.2022 18:58

Kijów. Mieszkańcy przygotowują koktajle Mołotowa

Kijów. Mieszkańcy przygotowują koktajle Mołotowa

Foto: PAP/EPA

Wydłużoną godzinę policyjną potraktowałem poważnie. Ograniczam się do wychodzenia przed drzwi pensjonatu, w którym mieszkam w samym centrum stolicy. I patrzę.

Na pustej ulicy pojawia się mężczyzna w średnim wieku. Po chwili u jego boku jest samochód policyjny na sygnale. Jeden funkcjonariusz wycelowuje automat, drugi pokrzykuje, by pokazał dokumenty. Podjeżdża też nieoznakowany samochód z trójką mężczyzn w cywilu. Pytają policjantów, czy potrzebna pomoc? – Wszystko sprawdzone. Nie ma niebezpieczeństwa. To swój. Mężczyzna nie wytrzymał w zamknięciu, wyszedł na spacer.

Korespondencja Jerzego Haszczyńskiego z Kijowa

Takich kontroli widzę przed pensjonatem sporo. Policja patroluje moją pustą ulicę bardzo regularnie. Czy schwytano w okolicy jakiegoś rosyjskiego wysłannika, sabotażystę? Nie udaje się dowiedzieć. Odgłosy strzałów czasem tu dobiegają, ale rzadko i raczej z oddali. Podobnie z odgłosami eksplozji.

Alarm był w sobotę późnym wieczorem, syreny wyły jakby tuż obok, panowała ponura ciemność – po raz pierwszy rozważałem, czy nie czas na przeniesienie się do schronu. Bomby nie spadły. Syreny odezwały się rano i wczesnym popołudniem, ale z oddali.

Mój tymczasowy sąsiad, biznesmen: – Do tej pory ignorowałem zagrożenie. Panika mi się nie udzielała, żartowałem z tych, co spędzają noc na peronie metra. Teraz na głos syreny myślę poważnie o skierowaniu się do schronu.

Czytaj więcej

Relacja z Kijowa. Ostatnie chwile przed starciem

Moja tymczasowa sąsiadka, sekretarka w prywatnej firmie: – Utknęłam. Nie wiem, kiedy wrócę do domu. Mieszkam po drugiej stronie Dniepru. A mosty zamknięte. Została tam koleżanka, ma termin porodu na przyszły tydzień. Miałam ją zawieźć do szpitala, bo ciąża trudna, potrzebne będzie cesarskie cięcie. Ona nie da rady urodzić w schronie na kocu, jak w piątek ta dziewczyna, o której pół świata usłyszało.

– Ja i tak nie mogę wychodzić. Leżę w szpitalu, choroba nie ma nic wspólnego z wojną. Jeszcze tu pobędę co najmniej dwa tygodnie. Oczywiście, jeśli szpital przetrwa – mówi dziennikarka znanego ukraińskiego medium. Z nią i innymi rozmawiam przez telefon. Nie chodzę w niedzielę po mieście, by nie być uznanym za dywersanta. Dziennikarka nie chce podawać nazwiska. Nie tylko ona.

– Rozmawiałam przez komórkę z kobietą, która długo leżała w sali obok. Wróciła do Charkowa. Śpią całą rodziną, z dziećmi, w łazience. W nocy było strasznie, silne wybuchy, a teraz po ulicach Charkowa chodzą Rosjanie.

Szpital jest niedaleko tych dzielnic Kijowa, które uchodzą za wyjątkowo zagrożone przez dywersantów, strzelaniny. I bombardowania.

Dziennikarka: – Ale koło nas rakiety jeszcze nie latały. Wszystko może się wydarzyć. Chirurdzy zostali w szpitalu, żaden nie ma wolnego. Ja rannych nie widziałam, ale siostra mówiła, że do jednego już wzywano lekarzy.

Czy w szpitalu jest bezpiecznie?

– Jedni uważają, że nie. Sami się wypisują. Ale są tacy, co wolą być w szpitalu. Pielęgniarka z ostrzeliwanej dzielnicy przeniosła się tu z dzieckiem. Mamy schron. Ja w piątek schodziłam tam pięć razy, ale potem już nie, niełatwo mi się poruszać. Ale jak się zacznie, zejdę. Krewni mieszkają w różnych rejonach Kijowa, jedni już od kilku dni sypiają na stacji metra, inni kryją się w domu.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1005
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1003
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1002
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1001
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1000