– Islam znalazł swoje miejsce w republice, lecz nadszedł czas, aby spojrzeć trzeźwo na wzrost islamizmu i globalnego dżihadu oraz ich apokaliptyczny obraz świata – napisał premier Manuel Valls kilka dni temu w „Le Monde". Jego zdaniem konieczna jest mobilizacja zarówno elit politycznych, jak i całego społeczeństwa, w tym muzułmanów, tak, aby islam był kompatybilny z demokracją.
Nie ujawnił zbyt wiele, zapowiadając prace nad bardziej szczegółową koncepcją. – Jestem otwarty na propozycję zakazu zagranicznego finansowania budowy meczetów we Francji – napisał Valls. Chce także nowego programu kształcenia imamów we Francji, licząc na stworzenie czegoś w rodzaju euroislamu.
Aresztować wszystkich
– Wygląda to na rozpaczliwe poszukiwanie sposobu zapobieżenia radykalizacji młodych wyznawców islamu we Francji – ocenia prof. Georges Mink , socjolog z paryskiego Centrum Badań Naukowych (CNRS).
Jego zdaniem premier wysyła sygnał, że wiele rzeczy w relacji islam–republika wymaga zmiany. Jest to także reakcja na oskarżenia pod adresem rządzących Francją formułowane przez socjalistów z prawej strony sceny politycznej twierdzących, że rząd nie radzi sobie absolutnie z zagrożeniem islamizmem. Na kilka miesięcy przed przyszłorocznymi wyborami zarówno prezydenta, jak i parlamentu oskarżenia te są bolesne. Nicolas Sarkozy, szef partii Republikanie, domaga się nawet aresztu domowego dla wszystkich 11,5 tys. islamistów francuskich znanych policji. Posłanka Republikanów Nathalie Kosciusko-Morizet wzywa z kolei do wprowadzenia zakazu salafizmu, a więc najbardziej radykalnej odmiany islamu, co równałoby się z zamknięciem co najmniej 100 meczetów będących ostoją ok. 15 tys. francuskich fundamentalistów.
Tego domaga się także Marine Le Pen, szefowa Frontu Narodowego, kandydatka na prezydenta. Nie ma nic przeciwko osadzaniu w więzieniach bez wyroku podejrzanych o terroryzm.