Błąd Google przyczyną inwazji Nikaragui na Kostarykę

Już dwa tygodnie trwa okupacja kostarykańskiej wyspy przez wojsko Nikaragui. Przyczyną inwazji był błąd na internetowych mapach Google

Publikacja: 13.11.2010 13:23

Błąd Google przyczyną inwazji Nikaragui na Kostarykę

Foto: AFP

Oddział nikaraguańskiej armii wszedł na terytorium sąsiedniej Kostaryki 28 października. Dowodzący nim Eden Pastora, były członek partyzanckiej bojówki, tłumaczył, że jego żołnierze wchodzą na ziemie należące do Nikaragui.

[wyimek][b][link=http://www.rp.pl/galeria/69989,1,563462.html]Graniczny spór na zdjęciach[/link][/b][/wyimek]

– Spójrzcie na zdjęcia satelitarne Google Maps – miał powiedzieć.

Rzeczywiście, granica między państwami na mapach internetowego giganta dawała sporny skrawek wyspy Calero na rzece San Juan właśnie Nikaragui. Od 1897 roku należy on jednak oficjalnie do Kostaryki. Google szybko przyznało się do błędu. Nie wpłynęło to na oddział Pastory, który nakazał zdjąć z budynku władz lokalnych kostarykańską flagę. Zamiast niej na maszcie zawisła nikaraguańska.

Zaatakowany kraj nie mógł się bronić – Kostaryka nie dysponuje własną armią. Na granicę wysłano jedynie kilkuset funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa. Prezydent Laura Chinchilla w telewizyjnym wystąpieniu zwróciła się do obywateli z apelem o zachowanie spokoju i nieuleganie prowokacji sąsiada. Dyplomatycznego rozwiązania sporu postanowiła szukać zagranicą. Rząd w stolicy San José wystąpił ze stanowczą prośbą o interwencję do Organizacji Krajów Ameryki (OAS, Organization of American States).

Po ośmiogodzinnych obradach w Waszyngtonie, OAS przyznała w piątek wieczorem czasu polskiego rację poszkodowanym. Nakazała niezwłoczne wycofanie wojsk i sił policyjnych ze spornego terenu. Co więcej, zaapelowała do skonfliktowanych państw o podjęcie współpracy przygranicznej w walce z kartelami narkotykowymi. Decyzji przeciwne były tylko Nikaragua i Wenezuela. Podczas głosowania zabrakło przedstawiciela Boliwii, a Ekwador, Dominikana i Gujana wstrzymały się od głosu.

- Jesteśmy świadkami narodzin nowego imperium, dyktatury w Kostaryce. Postawa ambasadora Kostaryki przy OAS, jego argumenty, przedstawione nam ultimatum skłaniają do porównań z dyktatami imperiów z przeszłości, np. Cesarstwa Rzymskiego - grzmiał na forum organizacji przedstawiciel Nikaragui Denis Moncada.

Kostarykański minister spraw zagranicznych Rene Castro zapowiedział z kolei, że jego kraj będzie obserwował dalsze ruchy wojsk Nikaragui. – Wynik dzisiejszego głosowania to wystarczająco silny sygnał, który zapobiegnie eskalacji tego konfliktu, ale nie zlikwiduje naszych codziennych problemów na granicy z Nikaraguą. Muszą powstać inne mechanizmy kontroli – powiedział Castro po posiedzeniu organizacji.

Na poniedziałkowym posiedzeniu ministrów spraw zagranicznych OAS zapyta przedstawiciela Kostaryki, czy obce wojsko opuściło jej terytorium.

Nikaragua nie poniesie najprawdopodobniej żadnej kary za swój ruch. Odpowiedzialności uniknie też Google, które kilka godzin po inwazji opublikowało na swoich stronach internetowych komunikat o pracach nad aktualizacją map. „Kartografia to skomplikowane przedsięwzięcie, granice nieustannie się zmieniają” - napisał Charlie Hale z Google.

Dodał, że choć firma stara się, by jej mapy były jak najbardziej dokładne, to jednak „w żadnym razie nie powinny być podstawą wojskowych działań pomiędzy dwoma państwami”.

Oddział nikaraguańskiej armii wszedł na terytorium sąsiedniej Kostaryki 28 października. Dowodzący nim Eden Pastora, były członek partyzanckiej bojówki, tłumaczył, że jego żołnierze wchodzą na ziemie należące do Nikaragui.

[wyimek][b][link=http://www.rp.pl/galeria/69989,1,563462.html]Graniczny spór na zdjęciach[/link][/b][/wyimek]

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1157
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1156
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1155
Świat
Ukraina: Kto może zastąpić pomoc wywiadowczą USA i Starlinki Muska?
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1154