Najlepsi kucharze Wietnamu szykowali się już do wniesienia na stoły przystawki z foie gras, gdy w południe obiad obu przywódców został niespodziewanie odwołany.
– W życiu zawsze trzeba być gotowym na wycofanie się z rozmów. Ale rozstaliśmy się w bardzo dobrej atmosferze – tłumaczył kilkanaście minut później na konferencji prasowej Donald Trump, który zamiast Kim Dzong Una miał u swojego boku sekretarza stanu Mike'a Pompeo.
Trump spędził znaczną część poprzedniej nocy, oglądając zeznania w Kongresie swojego byłego prawnika Michaela Cohena. Usłyszał, że jest „oszustem, rasistą i kanciarzem", który wiedział, że WikiLeaks zamierza opublikować poufne maile sztabu Hillary Clinton. Porozumienie z Kimem w takim momencie byłoby dla Trumpa idealnym rozwiązaniem: amerykańska opinia publiczna zajęłaby się czymś innym niż analizą brudów z prezydenckiego życia.
Jongbjon do likwidacji
Wysłannik CNN do Hanoi Jim Acosta ujawnił, że w amerykańskiej delegacji obawiano się, że właśnie tym tropem pójdzie prezydent. Tym bardziej że podczas poprzedniego szczytu z Kimem w Singapurze w czerwcu ub.r. Trump niespodziewanie zgodził się na wstrzymanie dorocznych manewrów armii amerykańskiej w Korei Południowej.
Do porozumienia ostatecznie nie doszło. Ale na konferencji prasowej miliarder odmówił złożenia deklaracji, że Ameryka nadal domaga się „pełnej i możliwej do sprawdzenia denuklearyzacji" Korei Północnej. A to oznacza radykalny zwrot w prowadzonej od kilkudziesięciu lat przez Waszyngton polityce wobec Pjongjangu i nakreśla ramy kompromisu, nad którym teraz będą pracowali dyplomaci obu krajów.