– W kraju nakrętki może zbierać nawet 6 milionów osób. Co trzeci Polak słyszał o takiej akcji – szacuje Michał Żukrowski, koordynator charytatywnego programu Zakretki.info, którego twórcami są studenci Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie.
Plastikowe korki z butelek po napojach i produktach chemicznych zbierane są w szkołach, na stacjach benzynowych, a nawet w ministerstwach. – Zbieramy je w pracy – przyznaje Marcin, 24-latek z Warszawy. – Ale nie mam pojęcia, co się potem z nimi dzieje.
Organizacje zajmujące się zbiórką sprzedają je do skupów lub bezpośrednio do firm zajmujących się ich przetwarzaniem. – Czyszczę i mielę nakrętki. Granulat kupują producenci plastikowych wiader czy doniczek – mówi Tomasz Podlodowski z firmy Ekopoldex.
Zysk ze sprzedaży nakrętek zasila konta szkół, stowarzyszeń i fundacji. Najczęściej jest przeznaczany na rehabilitację czy zakup np. elektrycznych wózków inwalidzkich. A taki kosztuje zazwyczaj kilkanaście tysięcy złotych. W skupie za tonę nakrętek można dostać 300 – 700 zł. By uzbierać na wózek, trzeba więc nawet 30 – 40 ton plastiku, czyli aż ok. 16 mln sztuk.
Czy taka akcja ma więc sens? Zdania są podzielone. Ci, którzy zyskali dzięki niej pomoc, twierdzą, że tak. – Wszyscy znajomi zbierali nakrętki, przy łóżku syna leżał woreczek, do którego wrzucali je odwiedzający – mówi "Rz" Ewa Pietras, której niepełnosprawne dziecko dzięki akcji zbierania nakrętek po roku dostało potrzebny sprzęt.