Wyjazd jednak, zwłaszcza na dłużej niż dwa tygodnie, bez pozostawienia domownika niesie pewne ryzyko, związane z tym, że sądy w tym czasie pracują.
Możemy dostać wezwanie na świadka, pozew o zapłatę czy rozwodowy, wreszcie wezwanie na kolejną rozprawę. Za niestawiennictwo możemy zostać ukarani grzywną, może też zapaść przeciwko nam (z powodu braku procesowej aktywności) wyrok zaoczny.
[srodtytul]Sąd może nas zaskoczyć[/srodtytul]
Nieobecność w domu adresata nie przeszkadza procedurom sądowym do uznania, że został o sprawie sądowej zawiadomiony. Następuje to przez tzw. zastępcze powiadomienie, polegające na tym, że listonosz zostawia w skrzynce awizo, a pismo sądowe czeka siedem dni na poczcie. Po powtórzeniu procedury, co zajmuje 14 dni, dochodzi formalnie do powiadomienia.
– Jeżeli sprawa już trwa i zbliżają się wakacje, to sędzia pyta i zwykle bierze pod uwagę plany urlopowe uczestników procesu – wskazuje Marcin Łochowski, sędzia cywilny z Sądu Okręgowego Warszawa-Praga. – Ostatnio odmówiłem jednak przesunięcia rozprawy pełnomocnikowi, który zadeklarował się co do wakacji, tymczasem tydzień przed rozprawą napisał, że wypadły mu one za granicą. W takiej sytuacji trzeba bowiem poinformować innych uczestników, a to wymaga czasu, do dwóch tygodni.