Miała 28 lat, kiedy przed rokiem tragiczna śmierć przerwała jej życie. Była w wieku Jeana-Michela Basquiata i niewiele młodsza niż Andrzej Wróblewski, kiedy odeszła. Ale jej życie nie obrosło jeszcze legendą, choć zostawiła pokaźny dorobek malarski. Prawie jednak nieznany i kompletnie inny od sztuki poprzedników, jak i artystów jej generacji.
Jak mówiła „malowałam od zawsze, od kiedy pamiętam”. Z autoportretu patrzy na nas dziewczyna o kasztanowych włosach i skupionym spojrzeniu. Malarstwo studiowała w Krakowie, a w 2017 wyjechała do Nowego Jorku i tam kontynuowała studia. Gdy po roku wróciła do kraju, zamieszkała w Warszawie, lecz w swej sztuce wracała do tematów i ekspresji, które zdominowały jej malarstwo w okresie amerykańskim, nadając indywidualny styl. Jak pisze artysta malarz Andrzej Lichota w towarzyszącej wystawie publikacji, to po tym wyjeździe: „Ekspresja , widocznie nie w pełni jeszcze uświadomiona uderzyła nagle w płótno i kartony. W pracach pojawiło się znacznie więcej niedopowiedzeń, ale i siła poszukiwania, otwartość na zmiany, czujność i odwaga w stawianiu linii, plamy, w drążeniu tematu, z którym artystka postanowiła się zmierzyć.”