Michał Bieniak: Gotowanie żaby, czyli o zapomnianych zagrożeniach dla demokracji

Politycy fundują nam coraz więcej przepisów, które teoretycznie nieznacznie ograniczają wolności obywatelskie, lecz w praktyce mogą służyć zaprowadzeniu ustroju autorytarnego.

Publikacja: 02.03.2025 15:39

Michał Bieniak: Gotowanie żaby, czyli o zapomnianych zagrożeniach dla demokracji

Foto: Adobe Stock

Większość zna chyba powiedzenie o gotowaniu żaby. Zapewne niewielu z nas jednak zdaje sobie sprawę, że sami od lat tą żabą jesteśmy. Zachwyceni faktem, że żyjemy w demokracji, zatracamy poczucie, iż w istocie politycy fundują nam coraz więcej regulacji, które przy ich złej woli mogą służyć nie tylko drobnym ograniczeniom praw i wolności obywatelskich, lecz szybkiemu zaprowadzeniu ustroju autorytarnego.

Działań tych tym bardziej nie dostrzegamy, gdy są one często skutkiem postulatów partii, które można określać jako „mainstreamowe” i – przynajmniej w sferze werbalnej - prodemokratyczne. Tym bardziej, gdy są one motywowane takimi szczytnymi hasłami jak konieczność zapewnienia bezpieczeństwa, przeciwdziałanie terroryzmowi, ekstremizmom lub w końcu zapobieganie nadużyciom podatkowym. W istocie przyzwyczajają one jednak obywateli do wchodzenia z butami w jego życie osobiste, ograniczenia sfery wolności i prywatności, w taki sposób, że w chwili gdy nadejdzie czas próby, niczym ta żaba nie będziemy mieli już siły wyskoczyć z garnka.

Prawo a demokracja i wolności obywatelskie. Kluczowa jest egzekucja

Nie tylko prawnicy, ale i większość pozostałych obywateli, żyją w przekonaniu o sprawczej mocy prawa. Myślimy schematami: jest niebezpiecznie na ulicach, więc prawo karne jest nazbyt łagodne; pojawia się autokrata, zatem konstytucja była źle napisana. Nic bardziej błędnego. Prawo określa pewne ramy, nakazy i zakazy, jeżeli jednak zawodzi ich egzekucja, to jakiekolwiek prawo przestaje mieć znaczenie.

Czytaj więcej

Katarzyna Batko-Tołuć: Rzetelna informacja budzi sumienie

Żeby nie być gołosłownym, spójrzmy na konstytucję PRL z 1952 roku. W art. 52 gwarantowała ona sędziom niezawisłość, zaś w art. 71 – wolność słowa, druku oraz zgromadzeń. Każdy, kto żył w PRL-u doskonale wie, iż przepisy te – podobnie jak wiele innych – nie miały nic wspólnego z rzeczywistością.

Co więc będzie stanowić o tym, że faktycznie nasze wolności będą przestrzegane, a wybór naszych przedstawicieli będzie miał charakter demokratyczny?

Demokratyczne państwo prawne. Zachować niezależność trzech władz

Jest to zespół wielu różnych czynników, które równoważą siłę władzy wykonawczej i ustawodawczej, gdyż zwłaszcza ta pierwsza ma tendencje do rozszerzenia swojej sfery kompetencyjnej. Pierwszym jest oczywiście niezależność sądownictwa od pozostałych władz. Niezależność ta nie wystarcza jednak, aby zabezpieczyć demokrację. Po pierwsze, dlatego że środowisko sędziowskie też może podlegać patologiom i musi podlegać kontroli. Po drugie jednak, sama Temida nie ochroni swojej niezależności. Widzieliśmy tego przykład w ostatnich latach. Środowisko sędziowskie, bez wsparcia dziennikarzy i, m.in. samorządu adwokackiego, nie dałoby rady zatrzymać „walca” zmian zmierzających do jego podporządkowania władzy wykonawczej.

Oprócz trzeciej władzy, muszą więc istnieć inne mechanizmy, które są na tyle silne, aby w razie krytycznego zagrożenia dla demokracji móc wywrzeć wystarczającą presję na rządzących, aby się ze swoich działań wycofali. Służy temu wzmocnienie samorządów, zarówno terytorialnych jak i zawodowych. Jeżeli będą one wystarczające mocne, to w chwili próby będą dysponowały istotnymi narzędziami, aby stawić opór scentralizowanej władzy.

Często służy temu również wytworzenie swoistej konkurencji pomiędzy różnymi służbami siłowymi państwa, co utrudnia jednostce przejęcie kontroli nad nim. Znane są bowiem z historii przypadki, kiedy poszczególne formacje (wojsko albo policja) zapobiegały zamachom stanu realizowanym przy użyciu innych struktur siłowych.

Czytaj więcej

Mikołaj Małecki: Władza nie może zniesławiać

Jednym z najpoważniejszych zagrożeń dla demokracji jest jednak sytuacja, kiedy obywatelom zostaje odebrana wolność słowa, prawo do informacji, jak również ta, gdy zostają oni poddani powszechnej inwigilacji. W pierwszym przypadku (brak wolności słowa) znacząco utrudniona zostaje możliwość zorganizowania się obywateli, aby przeciwdziałać naruszeniom praw obywatelskich. W drugim (utrata prawa do informacji) obywatele mogą nawet nie wiedzieć o tym, że dochodzi do nieprawidłowości. Trzeci pozwala złamać opór obywateli.

Spójrzmy więc, jak niepozorne działania państwa, motywowane kwestiami bezpieczeństwa oraz przeciwdziałania mowie nienawiści mogą prowadzić do stworzenia mechanizmów, pozwalających na budowę państwa autorytarnego w stopniu zbliżonym do tego, do którego prowadzi podporządkowanie sądów władzy wykonawczej.

Cenzura internetu, ryzyka dla obywateli 

Jednym z takich niebezpiecznych narzędzi, otwierających drzwi do systemu autorytarnego jest wprowadzenie administracyjnej cenzury internetu. Do tego sprowadza się planowana nowelizacja ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Przyznanie uprawnień cenzorskich prezesowi Urzędu Komunikacji Elektronicznej pod kontrolą wyłącznie sądów administracyjnych oznacza możliwość wprowadzenia cenzury internetu na bardzo ogólnikowych przesłankach. Kontrola sądów administracyjnych, dokonywana po wielu miesiącach lub latach, będzie bowiem w przypadku wolności słowa i prawa do informacji całkowicie nieefektywna.

Pomyślmy teraz, czy gdyby takie uprawnienie zostało wprowadzone kilka lat temu, a urzędnicy nominowani przez Prawo i Sprawiedliwości skwapliwie wykorzystali przyznane im uprawnienia, możliwe byłyby niekiedy spontanicznie organizowane manifestacje przeciwko władzy wówczas rządzących. Śmiem wątpić, gdyż dzisiaj to internet, a nie prasa, czy nawet telewizja stanowią narzędzie wykorzystywane przy organizacji protestów, zwłaszcza że prasę i telewizję dużo łatwiej podporządkować, korzystając z innych możliwości nacisku (kontrole podatkowe, cofnięcie lub odmowa przedłużenia koncesji).

Czytaj więcej

Michał Bieniak: Cenzura internetu, czyli zabawa małpy z brzytwą

Rugowanie gotówki czyli po państwu tak szeroka wiedza

Obecnie wprowadzane jest też kolejne rozwiązanie, które daje potencjalnym autokratom potężne narzędzie. Chodzi o unijne rozporządzenie nr 2024/1624 w sprawie zapobiegania wykorzystywaniu systemu finansowego do prania pieniędzy lub finansowania terroryzmu. Pod tym szczytnym tytułem wprowadzane są m.in. kolejne ograniczenia obrotu gotówkowego. Jego skutkiem będzie ograniczenie (nie tylko w obrocie gospodarczym) płatności gotówkowych do 10 tys. euro, a przy płatnościach powyżej 3 tys. euro konieczność weryfikacji tożsamości. A pojawiające się co pewien czas postulaty w tym zakresie są jeszcze bardziej radykalne, zakładają całkowitą likwidację pieniądza fizycznego.

Zwróćmy jednak uwagę do czego to może prowadzić? Usunięcie gotówki z obrotu lub nawet jej ograniczenie oznacza możliwość szybkiego uzyskania danych na temat każdego obywatela i jego grzechów. Nie trzeba dużo wyobraźni, aby zrozumieć, jak cenną dla służb (nie tylko polskich) może być np. wiedza na temat zakupu biżuterii dla kochanki przez polityka lub wysoko postawionego oficera, albo jego preferencji seksualnych?

Wyobraźmy sobie też, do jakich skutków w tej sytuacji prowadzić będzie zajęcie rachunków bankowych politykom opozycyjnym. Fikcja? Spójrzmy na chiński System Wiarygodności Społecznej.

Nie obudźmy się w orwellowskim 1984 r. 

Można oczywiście twierdzić, że cenzura internetu jest potrzebna, aby zapobiegać dezinformacji. Można twierdzić, że eliminacja obrotu gotówkowego jest niezbędna dla eliminacji ryzyk związanych z terroryzmem i przestępczością podatkową.

Prawda jest jednak taka, że dezinformacji nigdy nie pokonamy, a jej zwalczanie będzie zawsze uznaniowe (w końcu to jakiś urzędnik będzie decydował co jest dezinformacją, a co nie). Z tej perspektywy każdy wyborca Koalicji Obywatelskiej powinien się zastanowić, czy chciałby, aby takie narzędzie znalazło się w rękach rządu Prawa i Sprawiedliwości. Wyborca tej ostatniej partii powinien się natomiast zastanowić, czy chce żeby już dzisiaj znalazły się one w rękach większości rządowej.

Podobnie, wyeliminowanie obrotu gotówkowego nie wyeliminuje nigdy zagrożenia terroryzmem, skoro dotychczasowe ograniczenie jej znaczenia nie wprowadziło znacznej poprawy sytuacji w Unii Europejskiej. Co zaś do ograniczenia przestępczości podatkowej, zastanówmy się czy naprawdę warto poświęcać naszą prywatność i wolność dla jej zwalczania. Pamiętajmy bowiem, że dzisiejszy świat w niektórych państwach Dalekiego Wschodu już zaczął przypominać orwellowski rok 1984. Nie dawajmy więc naszym politykom takich narzędzi.

Autor jest adwokatem, dr. nauk prawnych, redaktorem naczelnym „Palestry. Pisma Adwokatury Polskiej”

Większość zna chyba powiedzenie o gotowaniu żaby. Zapewne niewielu z nas jednak zdaje sobie sprawę, że sami od lat tą żabą jesteśmy. Zachwyceni faktem, że żyjemy w demokracji, zatracamy poczucie, iż w istocie politycy fundują nam coraz więcej regulacji, które przy ich złej woli mogą służyć nie tylko drobnym ograniczeniom praw i wolności obywatelskich, lecz szybkiemu zaprowadzeniu ustroju autorytarnego.

Działań tych tym bardziej nie dostrzegamy, gdy są one często skutkiem postulatów partii, które można określać jako „mainstreamowe” i – przynajmniej w sferze werbalnej - prodemokratyczne. Tym bardziej, gdy są one motywowane takimi szczytnymi hasłami jak konieczność zapewnienia bezpieczeństwa, przeciwdziałanie terroryzmowi, ekstremizmom lub w końcu zapobieganie nadużyciom podatkowym. W istocie przyzwyczajają one jednak obywateli do wchodzenia z butami w jego życie osobiste, ograniczenia sfery wolności i prywatności, w taki sposób, że w chwili gdy nadejdzie czas próby, niczym ta żaba nie będziemy mieli już siły wyskoczyć z garnka.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Ciągły kłopot z konfiskatą
Rzecz o prawie
Ewa Maciejewska: Te konkursy trzeba powtórzyć
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Kupidyn sprawiedliwości
Rzecz o prawie
Włodzimierz Chróścik: Przecięcie węzła gordyjskiego
Materiał Promocyjny
Zrównoważony rozwój: biznes między regulacjami i realiami
Rzecz o prawie
Marek Domagalski: Nie ignorujmy obywateli w sprawie imigracji
Materiał Promocyjny
Zrozumieć elektromobilność, czyli nie „czy” tylko „jak”