Od kilku dni przypominamy sobie o konflikcie bliskowschodnim. Jak przed laty media pełne były dramatycznych obrazków: zamieszki, skutki ataków rakietowych i odwetowych nalotów. Tym razem doszły do tego kadry z interwencji policji izraelskiej w meczecie Al-Aksa na Wzgórzu Świątynnym.
Problemu izraelsko-palestyńskiego nie udało się rozwiązać od kilkudziesięciu lat mimo wielkiego zainteresowania świata tym małym terenem, na którym się rozgrywa. Nie zostanie rozwiązany i teraz. Wiele wskazuje na to, że dojdzie jednak do korekty w podejściu do tego konfliktu ze strony najważniejszego gracza: Stanów Zjednoczonych.
W czasach Donalda Trumpa wspierały wszystko, co robi Izrael. W szczególności krytykowaną przez innych (nieskutecznie) politykę budowy kolejnych osiedli żydowskich na terenach okupowanych. Ameryka blokowała niekorzystne dla Izraela inicjatywy. Teraz powoli zmienia nastawienie, wzywa obie strony do deeskalacji i nie stroni od krytyki Izraela. Nietypowo zachowała się podczas posiedzenia Rady Bezpieczeństwa ONZ w poniedziałek. Spotkanie było niejawne, nie pojawił się też żaden oficjalny komunikat, ale z przecieków prasowych wynika, że Ameryka nie groziła wetem, jak dotychczas, ale poprosiła pozostałych 14 państw o przełożenie wydania oświadczenia na później. W projekcie oświadczenia jest potępienie Izraela za próbę eksmisji palestyńskich rodzin z Szajch Dżarrach we wschodniej Jerozolimie, co było przyczyną wybuchu zamieszek.
Administracja Bidena na pewno nie wywróci polityki wobec Izraela do góry nogami, ale raczej nie może ignorować narastającego zrozumienia dla sprawy palestyńskiej w Partii Demokratycznej, zwłaszcza postępowego skrzydła. Jego gwiazda kongresmenka Alexandria Ocasio-Cortez oskarżyła na Twitterze izraelskich mundurowych o nieludzkie działania wobec Palestyńczyków i wezwała, by Ameryka stanęła na czele walki o prawa Palestyńczyków. Ocasio-Cortez ma na Twitterze 12,7 miliona obserwujących, czyli więcej niż prezydent Biden.
Próba eksmisji z Szajch Dżarrach (wciąż mówimy o próbie, bo sprawa jest w sądzie) pojawiła się nagle. Wyglądała jak prowokacja. Nawet część izraelskich ekspertów łączy ją z problemami Beniamina Netanjahu. Prawie powstał rząd, w którym to już nie on byłby premierem.