Piotr Solarz: „Nasz” rektor. Czy upolityczniona Akademia Piotrkowska jest poligonem doświadczalnym PiS?

Kim jest dr hab. Dariusz Rogut, że nie pełniąc wcześniej żadnego kierowniczego stanowiska na uczelniach, został wybrany na pierwszego rektora nowo powołanej uczelni arbitralną decyzją ministra Przemysława Czarnka?

Publikacja: 29.09.2023 13:32

Środowiska akademickie w Polsce powinny pilnie przyglądać się rozwojowi sytuacji w Piotrkowie i na i

Środowiska akademickie w Polsce powinny pilnie przyglądać się rozwojowi sytuacji w Piotrkowie i na innych „pisowskich” uczelniach

Foto: AdobeStock

Ustawa prawo o szkolnictwie wyższym – nazywana często niesłusznie konstytucją dla nauki lub ustawą 2.0 – wprowadziła nową jakość zarządzania szkołami wyższymi (publicznymi oraz niepublicznymi), w oparciu o scentralizowany model zarządzania, którego symbolem stał się jednoosobowy organ: rektor.

Czytaj więcej

Studia coraz mniej warte

O ile w uczelniach niepublicznych władza zawsze należała do właściciela uczelni, natomiast rektor pozostawał w tym przedsiębiorstwie zaledwie dyrektorem wykonawczym, o tyle w państwowym szkolnictwie wyższym, opartym o wcześniejszą regulację prawną, władza była podzielona, zdecentralizowana i opierała się o wpisany w akademickie DNA demokratyzm. Pochodzące z wyboru organy władzy na uczelni nawzajem się kontrolowały, nie dopuszczając do niebezpiecznego monopolu.

Rektor Dariusz Rogut przyucza się dopiero do zajmowanego stanowiska

Wspomniana ustawa ten system skutecznie rozmontowała. Zniesiono podział władzy, opowiadając się za jej monopolem, oddając pełnię władzy na uczelni w ręce rektora. Stał się on monopolistą władzy i może pozwolić sobie, w imię opacznie rozumianej jednolitej władzy, na podporządkowanie sobie senatu, kanclerza i pozostałych organów uczelni. Wraz z upływem czasu, który minął od 2018 roku, czyli wejścia w życie prawa o szkolnictwie wyższym, patologie zaczęły się coraz bardziej uwidaczniać.

Tak też się niestety stało na nowo powołanej ponad politycznymi podziałami Akademii Piotrkowskiej. Mianowicie dr hab. Dariusz Rogut, bez konsultacji ze społecznością akademicką Filii Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, na bazie której powstała nowa uczelnia, został wybrany jej pierwszym rektorem arbitralną decyzją administracyjną ministra nauki i szkolnictwa wyższego dr hab. Przemysława Czarnka.

Czytaj więcej

Jego absolutyzm rektor

Jakie przesłanki przyświecały panu ministrowi, by właśnie sięgnąć po to nazwisko? Na pewno nie doświadczenie w administracji uczelnianej. Dariusz Rogut przez całą swą karierę akademicką nie pełnił żadnego, powtórzmy: żadnego kierowniczego stanowiska na uczelniach, na których przyszło mu pracować. Jest chyba pierwszym rektorem w dziejach szkolnictwa wyższego w Polsce po 1989 roku, który przed założeniem rektorskiego biretu nie pełnił funkcji prorektora, dziekana, prodziekana, dyrektora instytutu czy nawet wicedyrektora instytutu.

Jakie są tego konsekwencje? Ano takie, że rektor Rogut przyucza się dopiero do zajmowanego stanowiska. Wystarczy zajrzeć do Biuletynu Informacji Publicznej, gdzie widać chaos decyzyjny (co rusz otwierane i zamykane konkursy), prawny (zarządzenia prostujące zarządzenia poprawiające zarządzenia rektora) i finansowy (tajemnicą poliszynela jest, że budżet uczelni jest w złym stanie).

Problemy rektora z własną habilitacją

Jeśli nie przemawiały za tą kandydaturą względy natury wiedzy i praktyki administracyjnej, to może minister Przemysław Czarnek sięgnął po wybitnego naukowca, który poświęcił się całkowicie nauce kosztem zaangażowania w niewdzięczną pracę administracyjną na uczelni? Nowy rektor lubi podkreślać, że zna Akademię Piotrkowską, bo przez lata pracował na jej poprzedniczce, wspomnianej piotrkowskiej Filii Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach. Już o okolicznościach, w jakich się z pracą na tejże uczelni pożegnał, raczej nie lubi opowiadać. Otóż Dariusz Rogut, wtedy jeszcze doktor, „ewakuował” się z Filii, ponieważ nie uzyskał w terminie stopnia doktora habilitowanego.

Recenzenci dorobku podkreślali imponujący dorobek habilitanta, lecz dodawali, że „za ilością nie postępuje jakość”

Co prawda próbował to zrobić, lecz jego dorobek naukowy, który miał być podstawą do uzyskania stopnia naukowego, przepadł z kretesem podczas procedury prowadzonej na najlepszym ośrodku naukowym w zakresie historii, czyli Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk. Recenzenci dorobku podkreślali imponujący dorobek habilitanta, lecz dodawali, że „za ilością nie postępuje jakość”. Określono go jako „wtórny” (recenzja prof. Jana Kochanowskiego) oraz że w „nazbyt dużym stopniu powiela ustalenia poczynione na wcześniejszym etapie rozwoju naukowego” (recenzja prof. Rafała Wnuka).

Na szczęście dla niedoszłego profesora przygarnęła go Akademia Sztuki Wojennej – uczelnia powołana przez PiS na gruzach zlikwidowanej Akademii Obrony Narodowej. Nowa „słuszna” uczelnia potrzebowała nowych „słusznych” kadr. W końcu po latach Dariusz Rogut dopiął swego i zrobił habilitację – ale tym razem już nie w IH PAN, lecz na Uniwersytecie Zielonogórskim, który w ostatnim rankingu „Perspektyw” zajął 15. miejsce wśród 20 polskich uniwersytetów.

Dariusz Rogut od lat buduje swoją pozycję w lokalnych strukturach Prawa i Sprawiedliwości

Jakimi więc kryteriami kierował się minister Przemysław Czarnek, skoro raczej nie imponującym doświadczeniem administracyjnym czy błyskotliwą karierą akademicką? Odpowiedź, jak zwykle bywa w przypadku tej władzy, jest prosta: bo jest „nasz”. Dariusz Rogut od lat buduje swoją pozycję w lokalnych strukturach Prawa i Sprawiedliwości. To im zawdzięcza kolejne stanowiska: dyrektora muzeum w Bełchatowie, dyrektora łódzkiego oddziału IPN, a teraz rektora.

Po tym, jak objął z początkiem czerwca 2023 roku funkcję rektora, zamiast zarządzać zaczął rządzić, podporządkowując sobie poszczególne jednostki uczelni. Bardzo pomocnym dla jego sposobu działania stały się sprawdzone już w politycznej praktyce patologiczne mechanizmy, na przykład klientelizm.

Czytaj więcej

Macierewicz przed wyborami chce stworzyć w Piotrkowie Akademię

W naukach społecznych stosunek klientelistyczny oznacza nieformalną relację między patronem a jego klientem (klientami), opierającą się na braku równorzędnych pozycji, gdzie każda ze stron świadczy sobie określone usługi. Zazwyczaj patron chroni klientów oraz przekazuje im różne dobra w zamian za ich usługi oraz lojalność. Relacja klientelistyczna najczęściej opiera się na kontakcie osobistym i jest związkiem stosunkowo długotrwałym. Silny patron tworzy całą siatkę klientelistyczną, a także wieloszczeblowe i hierarchiczne powiązanie klientelistyczne. Układ patron-klient jest uznawany za szczególnie patologiczny w środowisku współczesnej szkolnictwa wyższego oraz demokratycznej władzy politycznej. Najczęściej wiąże się bowiem z wykorzystywaniem funkcji i publicznych środków finansowych.

Paradoksalnie nowy rektor Akademii Piotrkowskiej sam jest politycznym klientem obozu władzy, zmuszonym do zabiegania o jej względy. Za chwilę, na finiszu kampanii wyborczej, będzie miała miejsce w Piotrkowie inauguracja roku akademickiego, pierwszego roku nowej uczelni. Pytanie – chyba retoryczne – czy to będzie święto społeczności akademickiej czy partyjno-wyborczy wiec z kandydatem do Sejmu w roli mistrza ceremonii.

Rektor ma stać na straży wolności akademickiej, a nie ją tłamsić

Kim jest więc dr hab. Dariusz Rogut, rektor Akademii Piotrkowskiej? Przede wszystkim politykiem związanym z partią Prawo i Sprawiedliwość, następnie kandydatem na posła do Sejmu Rzeczypospolitej. Oczywiście bycie rektorem nie ogranicza biernego i czynnego prawa wyborczego, lecz ograniczać je powinna świadomość powagi piastowanego urzędu i odpowiedzialność za środowisko, na którego stoi się czele.

Każda uczelnia, nawet tak mała jak ta w Piotrkowie Trybunalskim, winna być miejscem nieskrępowanej dyskusji, wymiany poglądów i idei, bez obawy, że za poglądy, wypowiedzi i aktywności niezgodne z linią partii, z którą się utożsamia rektor, poniesie się takie czy inne konsekwencje. Rektor ma stać na straży wolności akademickiej, a nie ją tłamsić chociażby przez fakt swego politycznego zaangażowania. A trudno o bardziej wyraźne zaangażowanie niż start w wyborach z listy takiego czy innego komitetu partyjnego.

I nie może być tu wymówką, że w przeszłości czynni rektorzy startowali w wyborach parlamentarnych. Po pierwsze jednak, temperatura sporów politycznych nie była jeszcze w Polsce po 1989 roku tak wysoka, jak jest w tej chwili, więc może lepiej oszczędzić tak skrajnej polityzacji wyższym uczelniom. A po drugie – „znaj proporcium mocium panie”: dla przywołanych rektorów kandydujących do parlamentu najczęściej było to uwieńczenie ich pracy na rzecz środowiska akademickiego, swoiste podsumowanie wieloletniej działalności publicznej. W przypadku rektora Roguta jeszcze dobrze nie wysechł atrament, którym minister Czarnek podpisał jego nominację.

Czytaj więcej

Studia coraz mniej warte

Na koniec – zanim rektor Rogut wystarał się o miejsce (dodajmy: dalekie) na liście kandydatów PiS, powinien pomyśleć, jak jego start będzie odbierany przez młodych ludzi szukających dla siebie wyższej uczelni. Rektor „pisior” (że użyjmy tu tego określenia) może być dla dużej części kandydatów raczej antyreklamą.

Nowy rektor kreuje się na osobę doświadczoną. Podkreśla swoją rolę jako osoby kierującej Muzeum Regionalnym w Bełchatowie oraz łódzkim oddziałem Instytutu Pamięci Narodowej. Potrafi zadbać o tak ważne instytucje na kierowanej przez siebie uczelni jak Biuro Rektora, na czele którego postawił swoją byłą studentką o – jesteśmy o tym przekonani – olbrzymim doświadczeniu. Jednocześnie nie przeszkadza rektorowi-politykowi zarówno zerowa rozpoznawalność nowej uczelni w regionie, jak i pewien drobiazg: strona www będąca od czerwca w budowie.

Wymiana kadr wymknęła się spod kontroli

Przejawem rządzenia, a nie zarządzania Akademią przez polityka dra hab. Dariusz Roguta, stała się polityka personalna. Ściśle rzecz biorąc, nagły wzrost zatrudnienia połączony ze zwalnianiem pod każdym pretekstem osób już zatrudnionych. Warto byłoby kiedyś zadać pytanie powołanemu politycznie rektorowi, czy chociaż jeden raz zastanowił się nad ekonomicznymi skutkami swoich zadziwiających decyzji.

Tylko kto to pytanie ma zadać? Rektor Rogut rządzi sam, bez jakiegokolwiek nadzoru, nawet tak symbolicznego jak ten sprawowany przez akademicki senat. By zbytnio nie wiązać sobie nim rąk, rektor zrobił wszystko, by powołać go w możliwie jak najpóźniejszym terminie, dosłownie na kilka dni przed terminem zapisanym w ustawie powołującej do życia Akademię Piotrkowską.

Działania rektora Roguta układają się jednak w pewien logiczny i niebezpieczny dla świata nauki w Polsce ciąg. Najpierw zatrudniony został dr hab. Radosław Lolo i… objął od razu funkcję ważną na uczelni – prorektora ds. rozwoju i nauki. Związki dr. hab. Lolo z poprzedniczką Akademii – Filią UJK? Żadne! Następnie wśród zatrudnionych pojawia się dr hab. Piotr Grochmalski. Związki nowo zatrudnionego z poprzedniczką Akademii? Żadne! Następnie dr gen. Marcin Strzelec, postać barwna i kontrowersyjna, zostaje zatrudniony i obejmuje funkcję zastępcy dyrektora Instytutu Nauk Pedagogicznych (będąc jednocześnie prorektorem Akademii Wymiaru Sprawiedliwości!). Związki nowo zatrudnionego z poprzedniczką? Żadne!

Wymiana kadr jako mechanizm przejmowania instytucji w celach interesu rodzinnego, koleżeńskiego czy partyjnego dał o sobie znać szczególnie na szczeblu lokalnym – co pokazuje przykład Akademii Piotrkowskiej

I ciekawostka – z tego, co wiemy, żadna z tych osób nie została zatrudniona w procedurze konkursowej. Jak więc zostały pracownikami Akademii Piotrkowskiej? Dobre pytanie. Tym bardziej, że osoby dotąd zatrudnione nie potrafią uzyskać od nowego rektora odpowiedzi, czy są rozpatrywane złożone podania o przedłużenie stosunku pracy. Jednak ten sposób wzmacniana kadry naukowej swoimi jest żmudny i nawet dla dr hab. Dariusza Roguta zbyt sprzeczny z prawem, więc rektor-polityk, niewiele myśląc, ogłasza konkursy na 25 etatów!

Czy w przeprowadzonych zmianach personalnych należy doszukiwać się zmian jakościowych związanych z dalszym rozwojem uczelni, czy może jest to próba upolitycznienia lub upartyjnienia uczelni? Jest to egzemplifikacja najbardziej uderzającej cechy modelu rządzenia, jaki od pewnego czasu zaczął się kształtować w Polsce: to narastające upartyjnienie różnych szczebli aparatu państwowego, w tym również niektórych państwowych uczelni wyższych.

Próbując spojrzeć na to zjawisko z nieco szerszej perspektywy, należy uznać, że o ile praktyka obsadzania „swoimi ludźmi” stanowisk w administracji publicznej zainicjowana została jako racjonalna reakcja na specyficzny układ sceny politycznej wytworzony w wyniku porozumień okrągłego stołu, o tyle obecnie wymknęła się spod kontroli. Jak już wspomniałem, wymiana kadr jako mechanizm przejmowania instytucji w celach interesu rodzinnego, koleżeńskiego czy partyjnego dał o sobie znać szczególnie na szczeblu lokalnym – co pokazuje przykład Akademii Piotrkowskiej. Być może wynika to z faktu, że kontrola władz partyjnych na tym szczeblu jest najsłabsza.

Poligon doświadczalny dla innych uczelni?

Warto tu zwrócić uwagę, że ten sposób budowa siły partii często prowadzi do sytuacji, w której formalna struktura partii przykrywa niewielkie liczebnie środowisko złożone z grupek skupionych wokół bardziej ambitnych i skutecznych indywidualności – jak pokazuje przykład Dariusza Roguta. Czy zatem wymiana kadr w Akademii Piotrkowskiej będzie tak gruntowna, że doprowadzi do jej upolitycznieni i upartyjnienia, pokażą najbliższe tygodnie.

Obawiać się można, że w podobny sposób można przejmować kolejne instytucje. Najpierw rektor, potem ścisłe grono współpracowników zatrudnionych nawet z naruszeniem prawa i wreszcie lawinowe konkursy, byleby tylko wprowadzić swoich ludzi. Zbudować klientelizm. Spacyfikować i zastraszyć pracowników.

Czytaj więcej

Punkty zastąpiły prawdę

Środowiska akademickie w Polsce powinny pilnie przyglądać się rozwojowi sytuacji w Piotrkowie i na innych „pisowskich” uczelniach – być może to swoiste poligony doświadczalne, na których obecna władza w skali mikro testuje swoje pomysły.

Może nie długo będzie mogła je zastosować w skali makro. Jak już wielokrotnie się przekonaliśmy w ostatnich latach, mając większość w parlamencie i usłużnego prezydenta, można w kilka dni dosłownie obrócić w perzynę dotychczasowy status quo. I może za chwilę obudzimy się w kraju, gdzie wszystkich rektorów (nie tylko nowych uczelni) powołuje minister, jak na Węgrzech, lub prezydent – jak w Rosji.

Autor

dr hab. Piotr Solarz

Politolog, adiunkt na Akademii Piotrkowskiej i profesor Akademii Ekonomiczno-Humanistycznej w Warszawie. Prezesem Stowarzyszenia Promowania Myślenia Obywatelskiego

Ustawa prawo o szkolnictwie wyższym – nazywana często niesłusznie konstytucją dla nauki lub ustawą 2.0 – wprowadziła nową jakość zarządzania szkołami wyższymi (publicznymi oraz niepublicznymi), w oparciu o scentralizowany model zarządzania, którego symbolem stał się jednoosobowy organ: rektor.

O ile w uczelniach niepublicznych władza zawsze należała do właściciela uczelni, natomiast rektor pozostawał w tym przedsiębiorstwie zaledwie dyrektorem wykonawczym, o tyle w państwowym szkolnictwie wyższym, opartym o wcześniejszą regulację prawną, władza była podzielona, zdecentralizowana i opierała się o wpisany w akademickie DNA demokratyzm. Pochodzące z wyboru organy władzy na uczelni nawzajem się kontrolowały, nie dopuszczając do niebezpiecznego monopolu.

Pozostało 95% artykułu
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Brodzińska-Mirowska: Platformo, nim wybierzesz kandydata, sprawdź najpierw pogodę