Duda pozwolił wygrać Komorowskiemu

Po pierwszej debacie prezydenckiej wiemy kto wygrał, a kto przegrał. Kto jest zawodnikiem wagi ciężkiej, a kto pokazał się jako maminsynek.

Publikacja: 18.05.2015 00:44

Jacek Nizinkiewicz

Jacek Nizinkiewicz

Foto: archiwum prywatne

Debata miała wyglądać zupełnie inaczej. Ospały, źle wypadający w kampanii prezydent Bronisław Komorowski mógł przegrać pierwszą debatę prezydencką. Za Andrzejem Dudą stała świetnie prowadzona kampania, energia, wiara w zwycięstwo, prowadzenie w sondażach i przede wszystkim wygrana I tura wyborów prezydenckich. To Andrzej Duda był faworytem tej debaty. A jednak zawiódł. Dlaczego?

Po pierwsze, brak przygotowania. Duda używał starych, sprawdzonych argumentów. Nie zaskakiwał i nie błyszczał wiedzą. A gdy już chciał coś przekazać, robił to bez przekonania. A przecież tematyka debat była łatwa do przewidzenia. Polityka zagraniczna, obronność, to tematy które kandydat PiS powinien mieć w małym palcu. Temat Ukrainy wygrał prezydent, poruszając się lekko w materii, którą zna, mimo, że nie zaproponował niczego nowego. W „tematach prezydenckich" Bronisław Komorowski odpowiadał śpiewająco. Duda po prostu udzielał odpowiedzi, ale ze znacznie mniejszą żarliwością niż na wiecach. Również w pytaniach do prezydenta Duda nie błysnął. Jakby odpuścił.

Po drugie, bark pewności siebie. Andrzej Duda może nie czuć sympatii do Bronisława Komorowskiego, ale czuje respekt. Inaczej niż Komorowski do Dudy. I to było widać. Taką sytuację można było zrozumieć w relacjach prywatnych, czy w sporze poza kampanią, ale nie w momencie kiedy gra toczy się o najwyższa stawkę. Duda był miękki, wycofany, ugrzeczniony, zdenerwowany. Cytując prof. Jadwigę Staniszkis: maminsynek. Kiedy w części dotyczącej bezpieczeństwa narodowego chciał zaatakować Komorowskiego, wystąpienie brzmiało jak laudacja. Jakby nagle zdał sobie sprawę, że zamachnął się na zawodnika znacznie większego formatu od siebie. David stanął do pojedynku z Goliatem bez procy.

Po trzecie, stres. Próg odporności na stres kandydata PiS jest dużo niższy niż urzędującego prezydenta. Bronisław Komorowski nie dał się zaskoczyć żadnym pytaniem i odpowiedzią. Lub nie dał tego po sobie poznać. Duda już w momencie przyjmowanie gratulacji od Komorowskiego za zwycięstwo w pierwszej turze i życzeń urodzinowych, wydawał się zbity z tropu. Później było tylko gorzej. A niespodziewanego ciosu z „blokowaniem etatu", Duda nie tylko nie potrafił odeprzeć, ale i nie oddał przeciwnikowi. Jeszcze gorzej wyglądały obrazki po debacie, kiedy kandydat PiS po krótkich wypowiedziach dla mediów uciekł przed dziennikarzami.

Po czwarte, brak asa w rękawie. Duda nie tylko pozwolił się okładać prezydentowi wypominaniem wypowiedzi typu: „Polskę trzeba odbudować ze zgliszcz po wojnie", przypominaniem śpiewania „Ojczyznę wolną racz nam przywrócić Panie", przynależnością do PiS, bycie zastępcą Zbigniewa Ziobro, SKOK-ami itd. Sam kandydat PiS nie przygotował mocnego akcentu, który mógłby wyprowadzić prezydenta ze strefy komfortu, w której trwał przez 80 min. debaty. Komorowski nie wzbudza sympatii, ale debata to nie konkurs piękności, a walka. Bywa, że brutalna. Duda nie zaskoczył żadnym hakiem, który choćby zachwiał nadmiernie pewnym siebie Komorowskim.

Po piąte, mowa ciała. Andrzej Duda wygląda o niebo lepiej niż prezydent Komorowski, nie tylko ze względu na wiek i posturę, ale również na sposób poruszania się i naturalnie większa energię. A energia to świeżość, a świeżość symbolizuje zmianę. Kandydat PiS nie wykorzystał swoich naturalnych atutów. Młodości i pozytywnego wizerunku. Duda, już bardziej wyprostowany niż zwykle, ale wciąż zgarbiony, ciągle nienaturalnie się uśmiechał i błędnie gestykulował. Ewidentnie za mało ćwiczył ze sparingpartnerem przed debatą. I co było widać, nie przećwiczono wariantów niekorzystnych sytuacji dla Dudy. Podręcznikowe błędy sztuki wstąpień, prezentacji i erystyki.

Nie znaczy to, że Bronisław Komorowski był świetny. Prezydent obudził w sobie olbrzyma. Z wujcia Bronka przeobraził się w brutalnego gracza, który wie że gra o wszystko. O dziwo, patrząc na Dudę nie miało się wrażenia, że gra o wszystko. Zachowywał się, jakby chciał, żeby wszyscy go lubili. A tak się nie da. Nawet jeśli chce się być prezydentem wszystkich Polaków.

Wygrał Komorowski. Nie znokautował przeciwnika, ale pokazał kto jest doświadczonym zawodnikiem wagi ciężkiej, a kto przestraszonym pretendentem. Ale przed nami kolejna debata. I pytanie, komu uda się przekonać do siebie wyborców niezdecydowanych, w tym elektorat Pawła Kukiza i lewicę? Czy wyborcy będą chcieli oddać głos na kandydata niesympatycznego i aroganckiego? Bo takim właśnie okazał się Bronisław Komorowski.

Bezapelacyjnie debatę przegrał Duda. Ale przed nami jeszcze niecały tydzień do wyborów. Jeśli kandydat PiS zrozumie, że wybory i debaty nie są dla maminsynków, i przeanalizuje nie tylko słabe strony przeciwnika ale głównie swoje, to wciąż ma szansę 6 sierpnia zostać zaprzysiężony na prezydenta RP.

I jeszcze jedno. Widać i słychać było, że Bronisława Komorowskiego do debaty przygotowywał Michał Kamiński. Tym łatwiej przewidzieć jak będzie wyglądało kolejne starcie. Do czwartku Andrzej Duda musi odrobić zadanie, inaczej kandydat PiS, podobnie jak pięć lat temu, tylko omsknie się o prezydenturę. A reelekcja Komorowskiego zmniejsza szansę na przejęcie jesienią władzy przez PiS.

Publicystyka
Koniec kampanii wyborczej na kółkach? Dlaczego autobusy stoją w tym roku w garażach
analizy
Jędrzej Bielecki: Radosław Sikorski nie ma już złudzeń w sprawie Donalda Trumpa
Publicystyka
Marek Migalski: Rafał Trzaskowski, czyli zmienny jak prezydent
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Niewidzialna wojna Watykanu o wiernych na Wschodzie
Publicystyka
Jan Romanowski: Z Jana Pawła II uczyniliśmy kremówkę, nie zróbmy z Franciszka rewolucjonisty z młotem