Miała duszę i temperament dziennikarza. Publikacja na łamach żółtych stron „Rzeczpospolitej” to był zaszczyt dla prawniczych autorytetów. Bo i Ona była dla nich autorytetem. Tak samo jak dla swoich przełożonych i kolegów. Wiedziała wszystko. Wszystko też pamiętała.
To Ona nas stworzyła. Gdy prowadziła nasze wydanie, ustawiała sobie autorów poszczególnych materiałów za plecami i z ich pomocą uściślała i skracała teksty. Budziła tym podziw i szacunek, bo każdy się przy okazji uczył. Brak krytycznych uwag to był wyraz jej zadowolenia. Rzadko chwaliła wprost, ale przecież doceniała.
Krystyna Chrupkowa
Ileż dostała nagród, dyplomów, wyróżnień... Ileż codziennie odbierała telefonów z podziękowaniami. Iluż adeptów sztuki dziennikarskiej wyprowadziła na ludzi...
Zawsze była sprawiedliwa. I choć surowa, to także dyskretna. Trzymała w dziale porządek, bo najważniejsza była gazeta, ale gdy trafiła się uroczystość, bawiła się z nami jak nikt inny. Tyle lat już minęło, od kiedy z nami nie pracuje, a przecież ją wspominamy, tak jak cała redakcja.