Julia Landowska, studentka medycyny z Gdańska, była jedną z uczestniczek protestów, które wybuchły po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji z października 2020 r. Na manifestacji 27 stycznia 2021 r. krzyczała: „J...ć PiS”, wyrażając sprzeciw wobec działań partii rządzącej. Ponad pół roku później dostała wezwanie na komisariat, a rok po manifestacji w postępowaniu nakazowym nałożono na nią karę w wysokości 50 złotych za używanie słów wulgarnych w miejscu publicznym (art. 141 Kodeksu wykroczeń). Według Fundacji Widzialne, która wspierała Julię, wezwany na świadka funkcjonariusz, który napisał notatkę służbową z manifestacji przyznał, że nie rozpoznaje Julii i nie przypomina sobie sytuacji, w której miała rzekomo złamać prawo. Mimo to Sąd Rejonowy w Gdańsku zdecydował we wrześniu 2023 r. o utrzymaniu wyroku nakazowego co do winy, ale uchylił karę 50 zł.
– To dziwny wyrok. Choć przegrałam, to wygrałam? Odwołałam się więc, bo jest absurdalny. Na początku zarzucono mi ze strony policji, że mój czyn może mieć wpływ na społeczeństwo i dlatego należy nałożyć na mnie karę 50 złotych, żeby zniechęcić mnie do podobnych występków. A potem zostałam uznana za winną, chociaż samą karę finansową ze mnie zdjęto. Ponieść mam jedynie koszty postępowania sądowego. To też dla mnie absurdalne, że przez dwa lata – akta sprawy liczą 344 strony – zmarnowano na to tyle czasu i pieniędzy z podatków obywateli – mówiła po wyroku Julia Landowska.
Czytaj więcej
Studentka krzycząca podczas legalnego zgromadzenia wulgarne hasło "***** PiS" jest winna popełnienia wykroczenia w postaci użycia słów nieprzyzwoitych w miejscu publicznych, ale jednocześnie nie zostanie za swoje nielegalne zachowanie ukarana.
Miesiąc później pełnomocnik Julii Landowskiej, prof. Michał Romanowski, złożył skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Zarzucono w niej Polsce naruszenie art. 10 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka (prawo do swobody wypowiedzi) i art. 6 Konwencji (prawo do rzetelnego procesu z udziałem niezależnego sędziego).
"Skarżąca została dwukrotnie – najpierw w wyroku nakazowym, a następnie w wyroku sądu I instancji – uznana winną przez sąd w składzie jednoosobowym, w którym za każdym razem zasiadał asesor sądowy (tzw. sędzia na próbę)" – napisał obrońca w skardze.