Krótkotrwała służba na rzecz organów bezpieczeństwa PRL i szczególne zasługi dla wolnej Polski miały być podstawą do uchylenia decyzji o obniżeniu emerytur i rent w ramach tzw. ustawy dezubekizacyjnej z grudnia 2016 r. Ale choć z tego przepisu chciało skorzystać ponad 4,6 tys. byłych funkcjonariuszy lub ich rodzin, minister (Mariusz Błaszczak, a teraz Joachim Brudziński) nie rozpatrzył pozytywnie ani jednej sprawy.
Kontrowersyjna ustawa (nawet dzień pracy w służbie totalitarnego państwa zabiera wypracowane składki za lata pracy w mundurze już w wolnej Polsce) objęła ponad 38 tys. byłych funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa, w tym rodziny nieżyjących funkcjonariuszy, które pobierają rentę rodzinną. Otrzymują one 1,7 tys. zł miesięcznej emerytury.
Przewlekłość resortu
Zdecydowana większość funkcjonariuszy emerytów dotkniętych ustawą – ponad 23,7 tys. osób, a więc 62 proc. – to osoby, które, pozytywnie zweryfikowane służyły w wolnej Polsce: w UOP, ABW, BOR, policji lub Straży Granicznej. Ale wśród zdezubekizowanych są przypadki, które nie powinny się tam w ogóle znaleźć, np. Marek Stańczyk, były kierowca Biura Ochrony Rządu, który zaczął pracę 1 lipca 1989 r. – a więc już po czerwcowych wyborach, w których wybrano sejm kontraktowy i zakończył się PRL.
Zgodnie z ustawą minister spraw wewnętrznych (art. 8a) w drodze decyzji, w szczególnie uzasadnionych przypadkach mógł uchylić decyzje ze względu na: krótkotrwałą służbę przed dniem 31 lipca 1990 r. oraz rzetelne wykonywanie zadań i obowiązków po dniu 12 września 1989 r., w szczególności z narażeniem zdrowia i życia.
„Dotychczas nie została wydana pozytywna decyzja" – przyznaje w odpowiedzi dla nas resort. Nie odpowiada jednak, ile spraw rozpatrzył.