– Niektórzy nazywają to nawet sojuszem autokratów – opisał stosunki chińsko-rosyjskie szef Atlantic Council Fred Kempe.
Lecąc do Moskwy, lider Chin pozostawił za sobą centralny plac Pekinu Tiananmen, na którym w nocy z 3 na 4 czerwca 1989 r. czołgi rozjechały protestujących studentów. Do dzisiaj nie wiadomo, ile osób zginęło: szacunki wahają się od kilkuset do kilku tysięcy ofiar. W dzisiejszych Chinach jednak nie wolno nawet wspominać o tamtych wydarzeniach, a obchody rocznicy urządziły nieliczne grupy dysydentów poza granicami kraju.
– To było zakończenie całego incydentu. Władze były zdecydowane położyć kres temu zamieszaniu – pod nieobecność Xi Jinpinga jedynie chiński minister obrony Wei Fenghe podsumował wydarzenia sprzed 30 lat. Ale nie ma żadnych dowodów, by rosyjscy gospodarze dostosowywali swe zaproszenie dla Xi do chińskich rocznic.
– To będzie 29. spotkanie obu przywódców od 2013 i drugie w tym roku. Do końca czerwca spotkają się zresztą jeszcze raz, na szczycie G20 – zauważyła jednak jedna z chińskich dziennikarek z Hongkongu.
– Łączą ich wspólne interesy: wspólna niechęć do globalnego, amerykańskiego przywództwa, obaj chcą politycznie przeżyć, mają podobne systemy autokratyczne (...) i obaj działają, by zdobyć coraz więcej władzy – wylicza Kempe podobieństwa chińskiego gościa do rosyjskiego gospodarza.