Zwycięzcami tych wyborów, na swój sposób, ogłaszają się wszyscy. PiS wygrało i uzyskało znacznie lepszy wynik niż w 2015 roku. Opozycja łącznie zdobyła więcej głosów, niż rządzący. Lewica zrobiła dwucyfrowy wynik i SLD wraca do Sejmu. PSL z Kukiz’15 pozostali w parlamencie. A i Konfederacja jest ponad progiem. Oczywiście wyniki nie są jeszcze ostateczne, nieco mogą się różnić, od tych obecnie omawianych, ale ogólny rezultat parlamentarnej elekcji jest znany. Co z niego wynika?
W wyborach parlamentarnych w 2015 komitet wyborczy PiS uzyskał 37,58 proc. głosów. Teraz PiS ma lepszy wynik. Architektem sukcesu PiS bezdyskusyjnie jest Jarosław Kaczyński. On był twarzą kampanii wyborczej PiS i ogłaszał kolejne propozycje socjalne podczas konwencji. Prezes cieszy się obecnie dużo większym zaufaniem społecznym niż w poprzednich latach. W partii ma władzę absolutną, ale teraz jeszcze wzmocnił swój mandat prezesa. To on namaści jednogłośnie nowego premiera - Mateusza Morawieckiego, który również ciężko pracował w kampanii. PiS przy premierze Morawieckim osiągnął sukces wyborczy i tak też zostanie zapisany w podręcznikach historii. Beaty Szydło nawet nie było na wieczorze wyborczym, bo według prezesa… utknęła w korku. Była premier chyba wciąż w tym korku stoi, gdyż przez kolejne godziny po zwycięstwie PiS nie była widoczna podczas świętowania z partyjnymi liderami. Czy PiS po wyborach może już wszystko?
Prezes Kaczyński podczas wieczoru wyborczego powiedział: "Poważna część społeczeństwa jednak uznała, że nie należy nas popierać, mimo przecież zupełnie ewidentnych i oczywistych osiągnięć (…) Otrzymaliśmy dużo, ale zasługujemy na więcej. (…) Musimy podtrzymać naszą wiarygodność i doprowadzić do tego, żeby nikt w Polsce nie miał wątpliwości, że to, co czynimy jest i dobre, i realne, i odpowiedzialne". Pytanie, czy PiS będzie liczył się z opozycją, której zsumowany wynik jest znacznie wyższy niż PiS, czy uzna, że teraz może wszystko? Władzę poparło niespełna 8 milionów Polaków, co oznacza, że ponad 20 mln uprawnionych do głosowania Polaków opowiedziało się przeciwko obecnej władzy. Z tymi głosami rządzący muszą się liczyć. Zwycięstwo PiS jest bezdyskusyjne, ale jednak gorzkie. Okazuje się, że jest życie na prawo od PiS, ma się dobrze i nazywa się Konfederacja. PiS nie jest w stanie wygrać licytacji z formacją Grzegorza Brauna i Krzysztofa Bosaka na skrajnie konserwatywne postulaty, z zaostrzeniem ustawy antyaborcyjnej na czele. Również reprezentanci wsi, w dużej mierze nie uwierzyli PiS, głosując na PSL. Nawet przy większości parlamentarnej, obóz dobrej zmiany lekkiego życia w Sejmie mieć nie będzie.
Jeśli Jarosław Kaczyński chce wprowadzić twarde zmiany, a rządzący zapowiadali choćby dokończenie reformy wymiaru sprawiedliwości, czy głębokie zmiany w mediach prywatnych, to musi ich dokonać natychmiast, lub już po wyborach prezydenckich. Inaczej zaszkodzi reelekcji Andrzeja Dudy. Bez swojego prezydenta PiS nie przeprowadzi żadnych zmian, a walka o prezydenturę będzie dla opozycji walką o wszystko. Dlatego tak ważne będą najbliższe tygodnie. Grzegorz Schetyna musi szybko ogłosić Małgorzatę Kidawę-Błońską kandydatką na prezydenta RP, żeby odwrócić uwagę od porażki Koalicji Obywatelskiej.
Co teraz? PiS w kampanii obiecało dużo i szybko. W ciągu pierwszych 100 dni zostaną uchwalone ustawy albo przygotowane programy rządowe dotyczące małego ZUS-u, 13. i 14. emerytury, pakietu kontrolnych badań profilaktycznych, budowy 100 obwodnic i planu dojścia do równych dopłat dla rolników – obiecywał Jarosław Kaczyński. Prezes PiS chciałby, żeby szefowie mediów, niczym Jacek Kurski, meldowali się na Nowogrodzkiej i brali udział w propagandzie sukcesu PiS. Tym bardziej, że może się okazać, iż zamiast 100 obwodnic na 100 dni, PiS w 100 dni opracuje plan spacyfikowania niezależnych mediów. A właśnie patrzenia władzy na ręce PiS boi się najbardziej. Dlatego od zmian w mediach stara/nowa władza zacznie swój marsz ku rządom absolutnym.