Marian Banaś wymienia swoich ludzi

Prezes NIK pożegnał się z byłym policjantem, którego sam zatrudnił. Powody oficjalne różnią się od nieoficjalnych.

Aktualizacja: 11.09.2020 08:32 Publikacja: 10.09.2020 18:06

Marian Banaś wymienia swoich ludzi

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

Marian Banaś rezygnuje z ludzi, których niedawno sam przyjął do pracy - Dariusza Błachnia, pełniącego obowiązku dyrektora Biura Organizacyjnego NIK, a także jego zastępcy - Dariusza Wawrzyniaka. Sprawa odbiła się głośnym echem w Izbie.

- Poszło o wizję „organizacji pracy”, a sprawę przypieczętował narastający konflikt z synem prezesa Banasia – słyszymy nieoficjalnie od osoby z bliskiego kręgu odwołanych.

Sam zainteresowany tak mówi „Rzeczpospolitej” o swoim odejściu: - Moja umowa z prezesem miała charakter czasowy i okresowy. Rozstaliśmy się za porozumieniem stron, w dobrych relacjach.

Dariusz Błachnia to były policjant, jeden z nielicznych, ściągniętych do NIK przez Banasia, który cieszył się opinią dobrego fachowca, bez rys na wizerunku i „plam" w zawodowej karierze. W czwartek złożył rezygnację z pracy (o rozwiązanie umowy za porozumieniem stron). Dlaczego panowie się rozstali?

- Bo Błachnia chciał odchudzić administrację w NIK, i nie pozwolił, żeby ktoś nieuprawniony wydawał mu polecenia - słyszymy od naszego informatora.

Jak tłumaczy, w NIK jest 60 proc. kontrolerów i 40 proc. administracji. Błachnia proponował, żeby te proporcje zmienić i doprowadzić do tego, żeby było 80 proc. kontrolerów i 20 proc. administracji. Miał też przeforsować pomysł podwyżek dla kontrolerów, i zaproponować powstanie wydziału kontroli doraźnej, do szybkich kontroli aktualnych tematów.

Według naszych rozmówców Błachnia nie mógł się dogadać z synem Mariana Banasia - Jakubem, który jest społecznym doradcą swojego ojca. Choć to ewidentny konflikt interesów, prezes nic sobie z tego nie robi.

Syn-doradca na mocy zarządzenia prezesa-ojca otrzymał wyjątkową pozycję w NIK. M.in. zobowiązuje dyrektorów w NIK, by udzielali społecznym doradcom „wszelkich informacji oraz przekazywania dokumentów”.  Wynikająca z zarządzenia koncepcja pracy społecznych doradców nie będących pracownikami NIK narusza zobowiązania do przestrzegania tajemnicy kontrolerskiej.

- Błachnia to legalista, dał się namówić na przyjście do NIK nie dla pieniędzy, ale żeby coś zrobić dla państwa. Rola figuranta go nie interesuje – twierdzi jeden z naszych rozmówców.

Zanim Dariusz Błachnia przyszedł do NIK (gdzie był zatrudniony przez pięć miesięcy) pracował w Policji. Ma długi staż w służbie, był nazywany "pierwszym kadrowym policji" - był wicedyrektorem kadr w Komendzie Głównej, a wcześniej - szefem tej komórki w komendzie wojewódzkiej w Radomiu. Z policji odszedł po konflikcie z obecnym szefem KGP. Błachnia chciał radykalnie reformować od lat niezmieniane zasady naboru do służby, i na tym tle starł się z komendantem głównym Jarosławem Szymczykiem. W efekcie został przez niego odsunięty i skierowany "do dyspozycji". Po wielu miesiącach pozostawania bez przydziału i zajęcia, odszedł ze służby, a sprawę skierował do sądu. W niektórych już zapadły korzystne dla niego wyroki.

Polityka
Donald Tusk mówi o wyścigu zbrojeń. „Rosja przegra, tak jak przegrał ZSRR”
Polityka
Morawiecki: Zełenski popełnił gigantyczne błędy, zaatakował Polskę
Polityka
Państwowy sezam ojca Rydzyka
Polityka
Nowe świadczenie dla małżeństw? Senatorowie przyspieszają prace
Polityka
Dariusz Matecki zrzekł się immunitetu. "Nie uciekam do Włoch, nie mdleję"
Materiał Promocyjny
Zrozumieć elektromobilność, czyli nie „czy” tylko „jak”