Kiepsko skończyło się piątkowe spotkanie Wołodymyra Zełenskiego z Donaldem Trumpem w Białym Domu. Jakie to będzie miało konsekwencje dla Ukrainy?
To nie zaczęło się w Gabinecie Owalnym, w Białym Domu jedynie pękł wrzód, puściły emocje. Mogło do tego dojść w innym miejscu, ale tak czy inaczej tego już nie dałoby się uniknąć. Po pierwsze, radykalnie zmienia się polityka USA wobec Rosji i wobec wojny rosyjsko-ukraińskiej. Stany Zjednoczone już nie są sojusznikiem Ukrainy. I nie będą za rządów Donalda Trumpa. Musimy to sobie uświadomić. Po drugie, Trump chce dogadać się z Putinem, ufa Putinowi. Putina obdarza większą sympatią niż Zełenskiego i tak było jeszcze przed sytuacją w Gabinecie Owalnym. Przypominam, że Trump znacznie wcześniej zaczął atakować prezydenta Ukrainy (nazwał go m.in. dyktatorem i komikiem – red.). Amerykański prezydent uważa, że światem zarządzają wielcy szefowie, reszta ma posłusznie wykonywać ich rozkazy.
Stany Zjednoczone już nie są sojusznikiem Ukrainy. I nie będą za rządów Donalda Trumpa. Musimy to sobie uświadomić
Co pan myśli o porozumieniu z USA w sprawie ukraińskich zasobów naturalnych?
Pierwsze wysunięte przez Amerykanów warunki porozumienia były nie do przyjęcia. Domagali się, by Kijów, w zamian za okazaną dotychczas pomoc, uznał nieistniejący dług, podawano nieadekwatne kwoty (Trump mówi o 350 mld dolarów – red.). Ukraina, rzecz jasna, odmówiła. Są w Ukrainie również krytycy jakiegokolwiek porozumienia z USA w sprawie naszych dóbr naturalnych, ale jestem innego zdania na ten temat. Chodzi o zagranicznych inwestorów, rozwój gospodarki. Dlatego strony znalazły wariant kompromisowy. Nie ma tam mowy o żadnym długu Ukrainy. I to jedynie umowa przedwstępna, która na razie określa zasady utworzenia w przyszłości funduszu. By go powołać, trzeba będzie podpisać odrębne porozumienie. Czekają nas trudne negocjacje co do tego, kto będzie miał większość udziałów w funduszu, jeżeli Stany Zjednoczone będą nadal zainteresowane tą umową.