Jak zauważa prof. Chwedoruk, odsetek osób niezdecydowanych oscyluje od lat wokół 10–14 proc. Ta grupa jest niezwykle zróżnicowana – są wśród nich zarówno ci, „którzy tak naprawdę nie chodzą na wybory, nie chodzili i nie wybierają się na żadne wybory”, jak i wyborcy „zmieniający swoje preferencje w sposób dosyć łatwy na tle reszty głosujących”. Znajdziemy tam także „najstarszych wyborców z mniejszych miejscowości, mniej interesujących się polityką”, jak i najmłodszych, którzy „są bardzo zmienni w swoich preferencjach, zainteresowaniach”.
Czy niezdecydowani mogą przesądzić o wyniku wyborów?
- Tak naprawdę w wyborach prezydenckich, gdyby nanieść je na nowe tło partyjne, nie zwycięża się za pomocą głosów wyborców niezdecydowanych, natomiast można przegrać za ich sprawą – zwraca uwagę prof. Chwedoruk. Kluczowe będzie to, czy w drugiej turze wyborów prezydenckich któryś z kandydatów potrafi zmobilizować tę grupę przeciwko swojemu rywalowi.
Strategie kandydatów: Kto zawalczy o niezdecydowanych?
Zdaniem prof. Chwedoruka, Rafał Trzaskowski może liczyć na lojalność elektoratu Platformy Obywatelskiej oraz wyborców lewicy. - To albowiem są wyborcy rekrutujący się z tych grup, jakie cechuje ponadstandardowo wysoki poziom partycypacji wyborczej, a więc mieszkańcy wielkich miast. Często związane jest to z cenzusem wykształcenia – średnim i wyższym oraz średnimi dochodami – mówi profesor.
Z kolei Prawo i Sprawiedliwość ma trudniejsze zadanie – jego wyborcy często wymagają konkretnych, materialnych obietnic, by zmobilizować się do głosowania. - PiS stał się taką luźną, nomen omen, konfederacją różnych grup wyborców – mówi profesor, podkreślając, że w tej grupie znajdują się zarówno „tradycyjni zwolennicy prawicy, którzy chcieli odsunąć od władzy Platformę Obywatelską, a później nie chcieli jej powrotu”, jak i osoby, które głosowały w reakcji na konkretne problemy społeczne, takie jak reforma wieku emerytalnego.