„Rzeczpospolita”: Jakie polityczne konsekwencje może mieć afera związana z Funduszem Sprawiedliwości?
Prof. Sławomir Sowiński: Sprawa na pewno wygląda poważnie. I w wymiarze szerszym, politycznym i w sensie bezpośrednio kampanijnym, dotyczącym jej rezonowania na finiszu kampanii do Parlamentu Europejskiego.
Jeśli chodzi o ciężar polityczny, to warto zwrócić uwagę, że mamy nie jedno, ale trzy różne źródła, które wskazują, że coś złego mogło dziać się wokół Funduszu Sprawiedliwości. To nie tylko zeznania, czy wyznania skruszonego urzędnika (Tomasza Mraza – red.), ale przypomnę także, że mieliśmy dwa lata temu raport NIK w tej sprawie. Co więcej, pośrednio zdaje się te zarzuty potwierdzać Stanisław Tyszka, mówiąc o tym, że był w jakiś sposób kuszony środkami z Funduszu Sprawiedliwości.
I jest to wszystko, rzecz jasna, bardzo istotne także z punktu widzenia finiszu kampanii europejskiej, a tak naprawdę finiszu trzeciej edycji, wielkiej nieprzerwanej kampanii wyborczej, która trwa w Polsce od kilkunastu miesięcy.
Problem PiS-u polega przede wszystkim na tym, że jeśli sprawa Funduszu Sprawiedliwości zdominuje finał europejskiego wyścigu, to tym samym kampanii PiS na jej finiszu odbierze ona sterowność i kreatywność. Partia Jarosława Kaczyńskiego nie będzie miała przestrzeni, by formułować swój przekaz: o podwyżkach cen, o inflacji, o wzroście cen energii za rządów obecnej koalicji. Prawdopodobnie przez kilka kolejnych dni PiS będzie musiało bowiem się bronić, tłumaczyć, jakoś do tej niewygodnej sprawy odnosić. To może być najbardziej bezpośrednia ich strata.
Natomiast czy będzie miało to jakieś głębsze konsekwencje, trudno w tej chwili ocenić. Chociaż wydaje się, że jest to potężny wiraż dla samego środowiska Suwerennej Polski. Prawdę mówiąc nie bardzo potrafię sobie wyobrazić, jak środowisko to z tego kryzysu się pozbiera, i czy w ogóle może się z tego pozbierać. Być może pojawią się w nim głębokie zmiany dotyczące kształtu, charakteru, czy nawet kolejny raz samej ich nazwy.