Tylko w grudniu udział respondentów, którzy ufają Emmanuelowi Macronowi, skurczył się o 3 punkty procentowe. Jednak dla Pałacu Elizejskiego najbardziej niepokojące sygnały płyną z tej części elektoratu, która głosuje na Republikanów. Okazuje się bowiem, że wśród zwolenników gaullistów zaufaniem głowę państwa darzy już tylko 26 procent pytanych, podczas gdy 72 procent mu nie ufa.
Co prawda w kwietniu Macron z poparciem 58,5 procent pokonał Marine Le Pen w walce o Pałac Elizejski, jednak już w czerwcu koalicja ugrupowań popierających prezydenta zdobyła ledwie 250 mandatów w 577-osobowym Zgromadzeniu Narodowym, wyraźnie mniej, niż wynosi większość (289 deputowanych). Prezydent nie ma więc szans na przeprowadzenie w trakcie swojej drugiej kadencji żadnych poważnych reform bez poparcia 88 posłów partii Republikanie.
Czytaj więcej
Nikt nie ma takich rezerw ropy jak Wenezuela. Gdy więc skończył się import z Rosji, reżim w Caracas wraca do łask USA.
Na pozostałą część opozycji składają się bowiem partie antysystemowe: czy to koalicja radykalnej lewicy NUPES pod wodzą Jean-Luca Melenchona, czy skrajnie prawicowe Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen.
Gaulliści, którzy poza samym generałem de Gaulle zdołali wprowadzić do Pałacu Elizejskiego trzech innych prezydentów V Republiki (Georges Pompidou, Jacques Chirac i Nicolas Sarkozy) wystawili w ostatnich wyborach umiarkowaną kandydatkę Valerie Pecresse. Otrzymała ona jednak katastrofalny wynik (4,8 proc.), który nawet nie upoważnia do zwrotu kosztów kampanii wyborczej. Powód był jasny: sam Macron przejął tak znaczną część wyborców centrum, że nie pozostawiło to zbyt wiele możliwości zdobycia poparcia przez Republikanów.