Jeszcze w czwartek rano Boris Johnson zapewniał, że nie porzuci stanowiska premiera. Przeciwnie: miał zamiar przedstawić nowy program cięcia podatków, aby nieco złagodzić nadchodzącą recesję. Jednak to okazało się niemożliwe. Nie tylko liczba ministrów, którzy odmówili z nim współpracy, była tak duża, że nie dało się już skompletować wakatów (np. James Cleverly został trzecim ministrem edukacji w ciągu trzech dni), ale nastroje wśród deputowanych torysów zapowiadały, że jeśli Johnson nie ustąpi teraz, to w przyszłym tygodniu zostanie odsunięty w o wiele bardziej upokarzający sposób: poprzez głosowanie.