W paryskiej „Kulturze" Stefan Kisielewski napisał tekst powątpiewający w sens przyjaźni ze Związkiem Radzieckim. Miałem z nim podjąć polemikę, czyli nawymyślać Kisielewskiemu od agentów imperializmu. W Komitecie Centralnym PZPR pokazali mi egzemplarz „Kultury" z tym artykułem, w którym najbardziej szkodliwe sformułowania zakreślone były na czerwono. Jeden z dwóch towarzyszy, słusznie od dawna powątpiewający w moją lojalność, wręczył mi „Kulturę" z uśmiechem jadowitej satysfakcji, jakby mówił: „Teraz się już nie wywiniesz. Umoczysz się w gównie po uszy". Na napisanie dali mi trzy dni. Z gmachu wychodziłem jak ogłuszony. Co tu gadać, zaproponowali mi wykonanie mokrej roboty.