Wybory były, ale jakby ich nie było. Nowego Sejmu i Senatu nie ma, nie wiadomo nawet kto w nowej Izbie Refleksji będzie rządził, nowego rządu nie ma, wszystko działa po staremu, a PiS się wcale nie spieszy. Marszałek Elżbieta Witek rozpuściła stary Sejm do domu i teraz naprawdę już nie wiadomo, kto ma moralne prawo uważać się za obecną władzę przedstawicielską.
Niektórzy mają nawet od tego rozdwojenie jaźni, jak poseł czy też może europoseł Dominik Tarczyński. Nie dość, że pechowo wybrano go w maju na 52. eurodeputowanego, który znajdzie sobie ławkę w europarlamencie dopiero kiedy dokona się brexit, to teraz jeszcze – jak ustaliło Oko.Press – Państwowa Komisja Wyborcza rzuca mu kłody pod nogi, bo nie chce, żeby jednocześnie sprawował dwa mandaty. Poseł Tarczyński niesyt był bowiem po maju politycznych wrażeń i wystartował do Sejmu. Tym razem się dostał. I ponieważ chwilowo żaden region od Polski się nie odrywa, poseł Tarczyński mandat objąć może, jak sam mówi, w celu „przegonienia lewactwa”. Ale jak Wielka Brytania ostatecznie z Unii jednak by wyszła, poseł krajowy Tarczyński chciałby się stać europejskim, prawdopodobnie także w celu związanym z lewactwem, tym razem europejskim, i porzucić to krajowe. Co skala – to skala. No i pensja inna.