Banały Leonarda Cohena

Jedno z tych skojarzeń, których wolałoby się nigdy nie mieć. No ale stało się, głównie przez kinowe afisze, gdzie przez jakiś czas musieli mieścić się obok siebie, podsuwając myślozbrodnię o ich dziwnym duchowym pokrewieństwie. Leonard i Zenek, Cohen i Martyniuk; czy to możliwe, żeby ten pierwszy był starszym bratem w banale drugiego? Żeby bliżej niesprecyzowana posiadaczka oczu zielonych spłacała dług, który został zaciągnięty wobec bohaterek utworów Cohena, tych wszystkich wymienionych z imienia Jane, Suzanne i Marianne?

Publikacja: 21.02.2020 17:00

Banały Leonarda Cohena

Foto: materiały prasowe

Kobiet nie tylko z piosenek, ale też z ciała i krwi, o czym opowiada wciąż jeszcze grany w kinach film „Marianne i Leonard: Słowa miłości". Dokumentu ni to o najdłużej trwającym z romansów Cohena, ni o jego karierze. Najbardziej już chyba o łączącej w sobie oba te wątki transakcji, jaką w milczący sposób zawarł z płcią przeciwną: wy dajecie mi swoje ciała, ja wam – piosenki. Będę w nich za wami tęsknił, przysięgał wierność albo robił wyrzuty, że pożegnałyście się w sposób, w jaki nie wolno tego robić. I wszystko to naprawdę szczerze, zresztą przekonacie się same, nie będzie tam ani jednej fałszywej nuty.

Czytaj więcej, wiedz więcej!
Rok dostępu za 99 zł.

Tylko teraz! RP.PL i NEXTO.PL razem w pakiecie!
Co zyskasz kupując subskrypcję?
- możliwość zakupu tysięcy ebooków i audiobooków w super cenach (-40% i więcej!)
- dostęp do treści RP.PL oraz magazynu PLUS MINUS.
Plus Minus
Artysta wśród kwitnących żonkili
Plus Minus
Dziady pisane krwią
Plus Minus
„Dla dobra dziecka. Szwedzki socjal i polscy rodzice”: Skandynawskie historie rodzinne
Plus Minus
„PGA Tour 2K25”: Trafić do dołka, nie wychodząc z domu
Plus Minus
„Niespokojne pokolenie”: Dzieciństwo z telefonem