Theodore (Justice Smith) ratuje stojącą na skraju mostu Violet (Elle Fanning) przed skokiem w przepaść. Oboje mierzą się na co dzień z poważnymi trudnościami – ona straciła siostrę w wypadku samochodowym i nie potrafi wyjść z żałoby, on natomiast zmaga się z zaburzeniami psychicznymi (niezdefiniowaną najpewniej dwubiegunowością), przez co w liceum uchodzi już nie tyle za outsidera co wręcz za świra (choć nie znosi etykietek, to sam używa tego określenia). Wspólnie zaczynają pracę nad szkolnym projektem, którego celem jest odnalezienie „cudów" stanu Indiana, co wcale nie jest takie proste. Trudniejsze od tego okazuje się jednak, niczym w klasycznym kinie drogi, poszukiwanie samych siebie oraz sensu w życiu.
Reżyser, posiłkując się książką Jennifer Niven i jej scenariuszem, nie potrafi się zdecydować, w jakiej konwencji chce opowiadać historię. Żongluje różnymi rejestrami – od komedii romantycznej przechodzi do łzawego melodramatu, ale nie potrafi znaleźć równowagi pomiędzy jasnością a mrokiem. Ponadto, jest coś wyjątkowo nieodpowiedzialnego, moralnie wątpliwego i niebezpiecznego w zachowaniu skłonnego do stalkingu bohatera, który za wszelką cenę chce przekształcić przyjaźń – piękną, choć nagłą i niespodziewaną – w miłość, komplikując tym samym i tak już skrajnie pogmatwane życie dziewczyny. Mało to subtelne, zwłaszcza w filmie skierowanym do młodych osób, które mogą doświadczać problemów psychicznych.