***
Pandemia odsłoniła absurdalny przerost fikcyjnej władzy teoretycznego państwa, wreszcie obkurczyła rządzenie do sensownego minimum. Nasi posłowie – w maskach czy bez masek – nie przekonają nas do sejmokracji i debat bez konstruktywnych propozycji rozwiązań tylko dlatego, że mają one legitymację suwerena. Istota rządów demokratycznych polega wszak na tym, że rządzący wiedzą, że istnieje alternatywa. Ale, na Boga, strategiczna, a nie taktyczna. Opozycja powinna w obecnej sytuacji szukać szybkich ponadpartyjnych porozumień z rządem. Podobnie rząd – szukać wsparcia opozycji. Władzą się bywa, a państwo ma trwać stale.
Dramat, w którym uczestniczymy i nad którym wisi widmo tragedii, nie ma źródeł w obecnych rządach, nawet nie w poprzednich. Jeśli już, to w całym trzydziestoleciu III RP, która zapomniała o doświadczeniu polskim ostatnich dwóch stuleci. Zachód przeżył je inaczej. Nie znał zaborów, powstań, zarazy bolszewickiej, której przeciwstawiliśmy się dokładnie 100 lat temu, a która wróciła do nas po Jałcie na kilkadziesiąt lat. Pewnie dlatego Włochy, członek NATO, patrzą inaczej na pomoc z Moskwy opatrzoną napisami „From Russia with love". My znamy taką bratnią pomoc i wiemy, że przychodzi ona z kraju, w którym jeśli agencja TASS nie potwierdzi katastrofy, to katastrofa ta się nie wydarzyła.
***
Kwestie bezpieczeństwa, cyberbezpieczeństwa i gotowości obrony mikrobiologicznej rysują się jako nowy problem. Cóż że zarazki czarnej ospy przechowywane w Atlancie i Moskwie nie zostały jeszcze nigdy wykorzystane. Po grze wojennej, w której obecnie uczestniczymy, wcale nie muszą. Nasze zinformatyzowane, konsumpcjonistyczne i hedonistyczne społeczeństwo nomadów można sparaliżować nie tylko koronawirusem. Może to przecież być sprowokowany jak w Syrii masowy napływ nielegalnych imigrantów, cyberatak na Estonię czy trolle uderzające w system wyborczy Stanów Zjednoczonych.
Za każdą z tych hybrydowych inwazji stała bezpośrednio lub pośrednio Moskwa. Rosja pozostała imperialistyczna, o czym świadczy podbój Donbasu i Krymu. Jest stabilna – Putin może rządzić aż do śmierci.
W dodatku – w odróżnieniu od rządów na Węgrzech i w Polsce – jest prawdziwą demokraturą, nie daje szans na wybór różnych opcji. Nie sposób krytykować Rosji jako suwerennego bytu, skoro naród rosyjski woli potęgę kosztem wolności niż wolność na gruzach imperium. Putin wyciągnął wnioski z przeszłości: silni zbrodniarze – jak Iwan Groźny czy Stalin – mogli zostać mężami stanu. Słaby Michaił Gorbaczow, podobnie jak car Mikołaj II rozstrzelany przez bolszewików, wart był tylko tego, aby go obalić.
Pandemia, która z Chin rozlała się na świat, pokazała ogromną szansę dla wszelkich form agresywnych manipulacji. Żaden kraj, który chce zachować niezależność, nie powinien pozwolić na spenetrowanie swojej sieci 5G. Szczęśliwie właśnie bankrutuje brytyjski OneWeb, który z Airbusem i Rosjanami chciał uruchomić szerokopasmowy satelitarny internet dla całego świata.
Postępy nauki i globalne sieci informacji nie uratują nas przed agresją polityczną, gospodarczą i militarną, jeśli będziemy chować się za humanistyczne frazesy. Państwa zbójeckie – nie wstydźmy się tego terminu ani w stosunku do Rosji, ani Iranu, ani Syrii (to tylko początek listy) – mogą teraz poszerzyć proxy wars na nowe formy terroryzmu czy rewolty zbuntowanych mniejszości. Identyfikacja niebezpieczeństwa jest równie trudna jak odkrycie ostatnio przez CNN fermy moskiewskich trolli w willi w Ghanie. Atmosfera pandemii i izolacji, którą sprowokowała, tylko ułatwia takie działanie.
***
Jestem starszym panem i doświadczonym zwierzęciem politycznym. Pamiętam ze wspomnień rodziców, a nie tylko z literatury, wysiedlenia lat Wielkiej Wojny 1914–1918. Zbliżająca się rocznica zwycięstwa nad bolszewikami przypomina, że pod jednym względem była ona z pewnością cudem nad Wisłą: w rządzie Wincentego Witosa współpracowały wszystkie nurty polityczne w obronie odzyskanej niedawno niepodległości. Pod koniec wojny polsko-sowieckiej nasz wieloetniczny wówczas naród liczący 27 milionów zdołał wystawić ponadmilionową armię żołnierzy i ochotników, mężczyzn i kobiet. Polaków wsparli Ukraińcy, Białorusini, Tatarzy i Żydzi. Walczyli o wolność, mając czasem po drugiej stronie przeciwników, z którymi, pomimo więzów krwi, dzieliła ich wizja Polski w Europie.
Wspomnienia okupacji, gett, obozów koncentracyjnych i łagrów były żywe w myślach generacji, której II wojna światowa zabrała młodość. Stali przed wyborami losu niewinnej ofiary, bezsilnego świadka tragedii innych lub, jak zwykle najrzadszego, bohaterstwa. Pewnie dlatego, przechodząc próby generacji '68, przyjmowałem spokojnie fakt, że tylko jedna osoba na 100 zdobywa się na heroiczną odwagę, a tylko 1 na 10 godzi się z ryzykiem uczestnictwa w ruchu o nieznanym losie. Na tym polega okrucieństwo życia.
I oto teraz pokolenie naszych dzieci poddane jest próbie, która kompletnie je zaskoczyła. Wyrwała z hedonistycznej stabilizacji, którą zapoczątkował koniec zimnej wojny. Płynie z niej parę bolesnych refleksji praktycznych.
Pierwsza i podstawowa, że historia cywilizacji powraca w swojej nieprzewidywalności. I druga – że jedyne, czego możemy się nauczyć od starożytnych i nowożytnych mędrców, to virtus – dzielność. Odwaga, tak intelektualna, jak i fizyczna, kazała poprzednim i mojemu pokoleniu przeciwstawiać się temu, co łatwe, wstydliwe, a czasem haniebne. Uczyliśmy się czujnie selekcjonować informacje, elastycznie reagować na kolejne wyzwania, a gdy trzeba, sięgać po siłę w obronie słabszych.
Tak, ma rację Yuval Harari, że nauka i informacja mogą uratować nas przed najgorszym. Mogą, ale nie muszą. Informacja i jej szybki przekaz służą tak samo obronie, jak i atakowi, są obosieczne – mogą ocalać i zabijać. Argument Harariego, że już 2 proc. światowego PKB może uratować planetę przed kryzysem klimatycznym, a znacznie więcej wydajemy na zbrojenia, znaczy co innego dla Rosjanina i Chińczyka, a co innego dla Amerykanina, Francuza czy Polaka.
Jest pewne, że świat po kwarantannie będzie wyglądał inaczej. Ale tak samo miał się już zmienić po Wersalu, po Poczdamie i po Jesieni Ludów w 1989 roku. Myślę, że jest inne ważne pytanie, które przed nami stoi. Ta kwarantanna uświadamia je jeszcze przed kolejnym kryzysem gospodarczym. Czy mamy walczyć bardziej o ciągły wzrost gospodarczy, czy bardziej o równowagę i przetrwanie? Jak mamy w XXI w. kontynuować rozwój przez szukanie dynamicznej równowagi, o czym zdecydował już wiek XVIII? Czy jesteśmy i pozostaniemy częścią świata życia – Lebenswelt – czy też będziemy za każdą cenę go przekształcać w imię wzrostu PKB?
Zmieniały się w historii ludzkiej cywilizacji pozycje państw małych, średnich, jak nasze, i dużych. Ale gra o potęgę, o to, kto decyduje o równowadze sił na świecie, nie zmieniała się. Myślmy o miejscu Polski po kwarantannie, o naszym miejscu w Europie jako sojusznika Ameryki, z Ukrainą, Białorusią i Rosją na wschodzie oraz odległymi Chinami. Jakich związków jesteśmy gotowi szukać z Niemcami, naszym sąsiadem i najważniejszym partnerem gospodarczym, gdy to one są motorem i liderem Unii? Jesteśmy w Europie wschodem Zachodu. I róbmy swoje w tej właśnie roli. Nikt nas w tym nie zastąpi. I nikt za nas nie uniesie losu Polski i Polaków.
Marzec 2020