Mówi pan o reformie wprowadzonej przez rząd Jerzego Buzka. Co z nią było nie tak?
Ukształtowała tę egoistyczną organizację służby zdrowia. A kolejne korekty systemu, również te wprowadzane za czasów rządów SLD, wtedy gdy ja byłem ministrem, nie zmieniły fundamentu reformy z 1999 roku, czyli oddzielenia instytucji finansującej opiekę zdrowotną od placówek leczących pacjentów. Jeżeli chodzi o pandemię, to właśnie ta sprawa najbardziej zaważyła na małej skuteczności działania służby zdrowia w czasie drugiej fali.
Dlaczego?
Bo w obecnym systemie szpitale nastawiają się na działania najbardziej opłacalne i ze sobą rywalizują, zatem słabo współpracują. A w pandemii ta współpraca była najważniejsza. Ten strukturalny egoizm musi być w końcu przełamany. Należałoby zintegrować instytucję płatnika i właściciela szpitali na poziomie wojewódzkim i oddać to w gestię samorządu wojewódzkiego. Taki wniosek powinien być wyciągnięty z pandemii. Ministerstwo to wie, tylko skłania się do centralizacji służby zdrowia.
Skłonności PiS do centralizacji wszystkiego są powszechnie znane.
I to mnie martwi. Polska to zbyt duży kraj, ze zbyt słabymi instrumentami zarządczymi, żeby udźwignąć kierowanie całą służbą zdrowia z poziomu ministerstwa. Jeżeli rząd myśli o kolejnej kadencji, to nie powinien sobie tego robić, tylko oddać to samorządom wojewódzkim – organom wybieralnym, zatem tak samo jak rząd liczącym się z opinią publiczną. Myśmy koncepcję regionalnej służby zdrowia opisali z Heleną Góralską i Ireną Wóycicką w projekcie reformy już w 1993 roku. Zresztą ministerstwo zrobiło w pandemii częściowy ruch w tym kierunku, mówiąc szpitalom: nie martwcie się o punkty i wyceny, damy wam ryczałt na leczenie. Wprowadzono też koordynatorów wojewódzkich, bo z poziomu krajowego nie dało się zapanować nad pandemią. Ale zastanawiam się, czy nie należało przeprowadzić tej konsolidacji szpitali i w ten sposób zwiększyć wydolność systemu opieki zdrowotnej. Nie wykluczam, że niska liczba zachorowań w pierwszej fazie pandemii trochę uśpiła rząd i jesień zaskoczyła resort zdrowia.
Opozycja zarzucała rządowi m.in. to, że szpitale tymczasowe budował dopiero jesienią. Rozmawiałam na ten temat z ministrem Michałem Dworczykiem, który odparł, że nie było sensu utrzymywania tych szpitali od lata. Ma rację?
Minister Dworczyk jest jednym z bohaterów walki z Covid-19. To, że Polska całkiem nieźle radzi sobie ze szczepieniami, jest moim zdaniem jego zasługą. A decyzje o przygotowaniu szpitali tymczasowych zostały podjęte we właściwym momencie, tylko chyba nie przewidziano skali uderzenia drugiej fali pandemii. A co do opozycji, to ona krytykuje absolutnie wszystko – najpierw, że szpitale przygotowano za późno, później, że stoją puste, generując koszty. Na takim myśleniu nie zostawiłbym suchej nitki. Przecież nadmierna presja powoduje, że trudniej podejmować racjonalne decyzje niż wtedy, gdy jest współpraca. A szpitale już się wypełniają.
Równo rok temu rozmawialiśmy o pandemii. Mówił pan wtedy, że na opracowanie szczepionki potrzeba około dwóch lat. Tymczasem po niecałym roku te szczepionki są już gotowe. Jak to było możliwe?
Wszyscy eksperci oceniali wtedy, że potrzeba co najmniej kilkunastu miesięcy na opracowanie szczepionki, lecz duża presja społeczna wynikająca z siły pandemii w krajach wysoko rozwiniętych, duża konkurencja między firmami i zmiana sposobu prowadzenia badań klinicznych sprawiły, że udało się znacznie skrócić ten okres. Ale było to możliwe dlatego, że sama koncepcja nowoczesnej szczepionki opartej na mRNA powstała dużo wcześniej, poza tym niektóre badania kliniczne prowadzono równolegle, a nie po kolei. Krótko mówiąc, eksperci przykładali starą miarę do nowych czasów, tymczasem nowe czasy pozwoliły wyprodukować szczepionkę dużo szybciej.
No właśnie, jest ona tak nowoczesna, że momentalnie pojawiły się teorie spiskowe, jakoby po przyjęciu takiej szczepionki nasz kod genetyczny zostanie zmieniony.
Tak samo było z żywnością genetycznie modyfikowaną. Ludzie całkiem poważnie myśleli, że zjedzą kukurydzę i obudzą się jako krokodyle. Na szczęście, jeżeli chodzi o szczepionki, te lęki w Polsce udało się zwalczyć również dzięki kilku celebrytom, którzy zaszczepili się poza kolejnością (śmiech). Wywołało to ogromną aferę, ale zarazem było niesamowicie mocnym sygnałem dla opinii publicznej, że szczepionka jest czymś pożądanym. Zatem celebryci przeprowadzili najszybszą promocję szczepień. A nieufność do szczepionek zawsze w naszym społeczeństwie była duża.
Dlaczego?
O tym też po części mówiłem w wywiadzie przed rokiem. Nastroje antyszczepionkowe wzmocnił rząd Donalda Tuska, który nie kupił na czas szczepionek na świńską grypę, a potem wmawiał wszystkim, że były one niepotrzebne, nie do końca przebadane, zbyt drogie. To nałożyło się na ogólne postrzeganie grypy w naszym społeczeństwie – wydaje nam się, że jest to choroba, na którą wystarczy herbatka z sokiem malinowym.
To, co proponowała minister zdrowia Ewa Kopacz w telewizji.
No właśnie. Mówimy „grypka" na drobne przeziębienie. Na dodatek świat medyczny też mało promował szczepienia na grypę. I rezultat był, jaki był. Myślę, że w pandemii wielu rzeczy się nauczyliśmy i wiele mitów przełamaliśmy, również w związku ze szczepieniami. Zwracam też uwagę, że sporo udało się zrobić przed pandemią. Jak wyglądałby ubiegłoroczny marzec, gdybyśmy nie mieli e-zwolnień, e-recept i teleporad? A to zrobił Szumowski, nie myśląc jeszcze o pandemii. W czasie pandemii naprawiliśmy Agencję Rezerw Materiałowych. Tylko z sanepidem, który powinien odegrać kluczową rolę w walce z pandemią, nie udało się wiele zrobić. Ale to są zaniedbania 30 lat. Jarosław Pinkas, główny inspektor sanitarny, powiedział, że gdy wszedł do tej instytucji, to głównym narzędziem pracy był notes i ołówek kopiowy. Dopiero teraz zaczyna się coś powoli zmieniać. Tak czy inaczej chciałbym już być we wrześniu, bo wtedy wszyscy będziemy bezpieczniejsi, jeżeli chodzi o pandemię.
Marek Balicki – były minister zdrowia, poseł, senator. W latach 80. w zarządzie Regionu Gdańskiego Solidarności. Był w ROAD, UD, UW, potem w SLD–UP, w Lewica i Demokraci, w Ruchu Palikota. Ordynator i dyrektor kilku szpitali, m.in. szpitala Drewnica w Ząbkach i Szpitala Bielańskiego w Warszawie. Pełnomocnik ministra zdrowia do spraw reformy w psychiatrii, a od lutego 2021 r. członek Rady do spraw Ochrony Zdrowia