Oczywiście, że sam pisarz niczego gotować ani nie umiał, ani nie musiał. Od tego była służba, ale to nie przeczy temu, że miał jedzenia wielką świadomość i posługiwał się nią chętnie. Wykorzystam tę książkę, by wydobyć jak najbardziej kanoniczny przepis na magdalenkę, ale zarazem pozwolę sobie przytoczyć w całości pierwsze menu, z dzieciństwa, noszące w sobie nazwę od rodzinnego Combray. Składają się nań: szparagi, zapiekane jaja z kremem fresz, filet z barbu, zielony groszek po francusku, krem czekoladowy, brioszka.
Kolekcja rondli
Szparagi i groszek pojawiają się w opisie domowego obiadu w Combray, który przywołam, mając nadzieję, że powstanie już nowy przekład „W poszukiwaniu...", dokonany przez bardziej respektującego proustowską frazę tłumacza, niż skądinąd genialny, ale racjonalizatorski Boy-Żeleński, nieprzepadający za rozlewną i niepohamowaną frazą Prousta.
„W chwili gdy zaszedłem dowiedzieć się o menu, obiad był już rozpoczęty i Franciszka rozkazując siłom przyrody zamienionym w jej pomocnice – niby w feeriach, w których olbrzymy pełnią funkcję kucharzy – poruszała węgle, stawiała na parze kartofle, aby doszły, wykańczała na ogniu arcydzieła kulinarne zawczasu przygotowane w naczyniach – dziełach ceramisty, przebiegających skalę od wielkich kadzi, garnków, garnuszków i wanien na ryby aż do kamionek na dziczyznę, form na ciasto, garnuszków na śmietankę, przechodząc przez kompletną kolekcję rondli wszystkich wymiarów. Oglądałem na stole, gdzie dziewczyna łuskała groszek, ułożone szeregiem zielone kulki – niby do jakiejś gry; ale zachwyt mój wzmógł się wobec szparagów, nasyconych ultramaryną i różowością, a których pręt, delikatnie pocętkowany fioletem i lazurem, blednie nieznacznie w iryzacjach nie będących z ziemi, aż do stóp, jeszcze powalanych glebą w której tkwiły".
I choć od razu robi się bardzo przyjemnie, choć również po domowemu, to trzeba powiedzieć, że to najmniej wyszukane zestawienie ze wszystkich, które pojawią na następnych stronach tej literacko-kulinarno-obrazkowej antologii, która stawia przed oczy i ożywia nieco może nazbyt pomnikowego Prousta, który tak poza wszystkim, pomimo wyniszczającej astmy i innych jeszcze dolegliwości, umiał żyć i kochać się, z tym ostatnim łatwo nie było.
Choć nieodmiennie fascynowały go kobiety, to jednak miłość, i to tę fizyczną, odnajdował u mężczyzn. W powieści to bardziej pomieszane, bo owszem, matka jest matką, ale te inne postępujące na stronach powieści niewiasty często były odmienionymi na powieściowe potrzeby młodzieńcami, bo jednak to nie był jeszcze czas na proste wyznania o seksualnych preferencjach. Podobnie uczynił i Iwaszkiewicz, pisząc „Panny z Wilka" zamiast paniczów czy właściwie „Chłopców z Wilka".