Nowa zabawka jest krągła i mięciutka. Przyjemnie ugniata się ją w dłoni. Plusz w kolorze cielistego beżu, bladoróżowe wypustki i akcent krwistej czerwieni. Dopiero bardziej uważne spojrzenie nie pozostawia wątpliwości: to nie jest Teddy Bear. Żadna tam nowa wersja wiekowego Kubusia Puchatka czy Misia Paddingtona. Współczesna zabawka to penis w stanie wzwodu. W komplecie – z lekko rozchyloną pochwą.
Dwa lata temu seksedukatorzy z władz oświatowych Bazylei takie właśnie zabawki próbowali dostarczyć do przedszkoli. „Dzieci mają nauczyć się rozróżniać męskie i żeńskie organy płciowe, wiedzieć, jak płodzi się dziecko i jak wygląda poród, zrozumieć, że dotyk części ciała może wywoływać także namiętność" – uzasadniał decyzję tamtejszy dyrektor ds. przedszkoli. Jednak widok „sympatycznych pluszaków" z tzw. sex-boxów (były w nich również filmy instruktażowe) podziałał na szwajcarskich rodziców otrzeźwiająco. Masowo zaprotestowali, co po kilku miesiącach przyniosło skutek. Władze z pomysłu się wycofały.
Polskę od Szwajcarii dzieli 1500 kilometrów. Jeśli chodzi o postępy postępu – odległość też jest jeszcze znaczna. U nas nie refunduje się ze składek zdrowotnych aborcji na żądanie. Nie ma powszechnej zgody na eutanazję ani kliniki Dignitas, w której legalnie, za spore pieniądze i z pomocą wykwalifikowanego personelu medycznego kończą życie ci, którym ono zbrzydło. A jednak nawet w wyedukowanej Szwajcarii myśl o tym, że kilkuletnie dzieci mają się bawić rekwizytami jakby zdjętymi z półki w sex-shopie, doprowadziła do furii spokojnych zazwyczaj obywateli. Protest podpisała wtedy jedna czwarta mieszkańców kantonu Bazylea.
Nowe przytulanki
W Polsce edukacja seksualna dopiero zaczyna swoją ofensywę. Daleko nam do pomysłów niesienia kaganka oświaty do przedszkoli i finansowania z publicznych pieniędzy przeznaczonych dla przedszkolaków gadżetów jak ze snu pedofila. Ale od kilku lat ostrej krytyce poddawany jest szkolny przedmiot wychowanie do życia w rodzinie. I tak się składa, że głosom krytyki towarzyszą postulaty, by zastąpić go edukacją seksualną.
Wanda Nowicka, wicemarszałek Sejmu, kolejny raz złożyła projekt ustawy, który zakłada obowiązkową seksedukację od pierwszej klasy szkoły podstawowej. „Jest to dla nas kwestia fundamentalna, bo odpowiada na pytanie, w jakim państwie chcemy żyć – nowoczesnym czy konserwatywnym/zaściankowym, gdzie młodzi ludzie najpierw wychodzą na jezdnię, żeby się przekonać, że nie powinno się przechodzić na czerwonym świetle" – wyjaśnia Nowicka.
By ta wizja mogła się zrealizować, tworzonych jest coraz więcej organizacji, które stawiają sobie jeden cel: edukację seksualną dzieci i młodzieży. Grupa Edukatorów Seksualnych Ponton należy do najstarszych. Od jedenastu lat działa w Warszawie przy kierowanej przez Nowicką Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. „Jesteśmy nieformalną grupą wolontariuszek i wolontariuszy" – przedstawiają się na stronach internetowych specjaliści Nowickiej od seksedukacji.
Aleksandra Józefowska ukończyła pedagogikę na UW, a oprócz tego na Gender Studies (studia nad kulturową i społeczną tożsamością płci) obroniła pracę z seksualności figury matki w wybranych tekstach kultury. Anka Grzywacz poza Pontonem pracuje jako sekretarz wykonawcza w Sekretariacie Międzynarodowym Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Ukończyła studia podyplomowe z seksuologii klinicznej w Wyższej Szkole Finansów i Zarządzania. Angażuje się także w doradzanie amerykańskiej organizacji Catholics for Choice, jak wpłynąć na zmianę stanowiska hierarchii Kościoła katolickiego i sprawić, by pozostawił on prezerwatywy, aborcję i związki homoseksualne sumieniu wiernych. Na razie Kościół pozostaje na jej argumenty głuchy.
Alina Synakiewicz, odkąd pamięta, jest feministką. Pisze: „Przełomem w kształtowaniu mojego światopoglądu była lektura »Kobiety wyzwolonej?« Danuty Sękalskiej, po którą sięgnęłam w ósmej klasie podstawówki, myśląc, że będzie to książka o... seksie, a traktowała ona o historii ruchu kobiecego w Stanach Zjednoczonych". Obecnie w fundacji Feminoteka zajmuje się projektami przeciw przemocy wobec kobiet. Paulina Wawrzyńczyk, polonistka, angażuje się z kolei politycznie w Ruchu Palikota.
Wolontariuszki – oprócz gorliwego zapewniania, jak bliska jest im edukacja seksualna młodzieży – opowiadają o sobie z głębią, która konkurować może tylko z wyznaniami kandydatek do tytułu miss na konkursie piękności. „W wolnym czasie uwielbiam spotykać się z przyjaciółmi, zaczytywać się dobrą literaturą, oglądać filmy, podróżować po świecie i prowadzić samochód – jestem pasjonatką motoryzacji". „W przyszłości chciałabym zajmować się psychoterapią. Bardzo lubię teatr, dobrą książkę i Shayne'a Warda". „W wolnych chwilach słucham muzyki – od rocka do elektroniki w zależności od nastroju, pochłaniam kolejne książki, oglądam zaległe pozycje filmowe i serialowe albo relaksuję się, tworząc biżuterię".
Walka z zabobonami
W tym sfeminizowanym gronie jest jeden mężczyzna. Jacek Fenderson – „wieczny student psychologii", jak sam siebie przedstawia. W mediach występuje w wielu wcieleniach: jako squatowiec, miłośnik rzeczy z odzysku lub aktywista spółdzielni socjalnej, w ramach której prowadzi hostel Emma. Nie stroni od zaangażowania politycznego. „Marsz Niepodległości jest ruchem nacjonalistów i neofaszystów" – grzmiał na konferencji prasowej, reprezentując Porozumienie 11 Listopada. I straszył: – Zagrożenie przemocą jest wciąż obecne, o czym świadczą wydarzenia w Norwegii. Andreas Breivik doceniał polską skrajną prawicę. – Jako antidotum zapowiadał „pokojowe blokady marszu neofaszystów i nacjonalistów". To szczególne podejście, biorąc choćby pod uwagę to, że Porozumienie 11 Listopada wspierane było przez radykalnych bojówkarzy z Antify Polska.
Oficjalnie Ponton odżegnuje się od ideologicznego zaangażowania. Stoi na gruncie nauki, by walczyć z „zabobonem". Oczywiście – tym krzewionym przez Kościół. Anka Grzywacz ostrzega więc, że masturbacja – która „jest naturalną aktywnością w całym życiu człowieka" – na lekcjach religii określana jest brzydko jako samogwałt. „Rodzice powinni zachować czujność – apeluje. – To, co dzieci wynoszą z lekcji religii, ma wpływ na ich stosunek do seksu, antykoncepcji. Jako rodzice powinniśmy pytać dzieci, co im jest przekazywane w szkole. Przykładem może być swoisty kult dziewictwa. Dziewczynki ośmioletnie dostają na I komunię pierścienie czystości i nie bardzo wiedzą, o jaką czystość chodzi, wiele z nich myśli, że musi się częściej myć...".
Wzywający rodziców do czujności – i sprawdzania, jakie treści przekazywane są w szkole ich dzieciom – edukatorzy Pontonu sami prowadzą lekcje w szkołach w Warszawie i okolicach. Jak takie zajęcia wyglądają? Pozostaje to ich tajemnicą. Na lekcje nie są bowiem wpuszczani ani rodzice, ani wychowawcy.
Wpadka
Stojący na gruncie naukowego racjonalizmu Ponton nie waha się w razie potrzeby podgrzewać atmosfery: „Zerknijcie na listy młodych ludzi, którzy zdecydowali się na abstynencję seksualną aż do ślubu. Nas zaskakuje z jednej strony pisanie o miłości i seksie małżeńskim wzniosłymi słowami obok zdań piętnujących każdy inny seks jako coś brudnego, porównywanego do nieświeżej potrawy, które skończy się niestrawnością, mdłościami i zgagą. Co wy na to?" – można przeczytać na Facebooku.