Mój coming out

Niemal równo 20 lat temu, w dniu przedterminowych wyborów parlamentarnych zostało poczęte Pismo Poświęcone „Fronda".

Publikacja: 07.09.2013 15:00

Filip Memches

Filip Memches

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

Pierwszy numer ukazał się wiosną 1994 roku. W tamtych czasach III RP zmierzała ku temu, aby być – jak to przy innej okazji ujął Cezary Michalski, niegdyś publicysta prawicowy, dziś felietonista portalu „Krytyki Politycznej" – „państwem jednej partii i jednej gazety".

Do władzy wrócili ludzie dawnego reżimu postkomunistycznego (rząd tworzyła koalicja SLD–PSL), a medium niepodzielnie dominującym w debacie publicznej była „Gazeta Wyborcza". Naprzeciw nich sytuowała się przaśna i kruchciana prawica, intelektualnie bezradna wobec ofensywy laicko-liberalnych nurtów politycznych i kulturowych, które wdzierały się wtedy do Polski.

„Fronda" była jak powiew świeżego powietrza. Nie chodziło jednak w tym przypadku o inicjatywę z założenia prawicową, lecz tak naprawdę po prostu kontestującą zastany porządek.

Namnożyło się bowiem wtedy sporo rozmaitych dętych autorytetów, które ogłaszały swoje dogmaty, postulując między innymi świeckość państwa, grubą kreskę czy walkę z antysemityzmem jako największym grzechem polskiej polityki. Z tych autorytetów „Fronda" po prostu skutecznie kpiła. A używała głównie prowokacyjnych środków – na początku działalności Pisma Poświęconego trudno było się nawet zorientować, jaka jest jego linia ideowa. Co można bowiem powiedzieć o periodyku, w którym ukazuje się na przykład wywiad z nekrofilką?

Ojcami założycielami Pisma Poświęconego byli Grzegorz Górny i Rafał Smoczyński. Stanowili oni tandem decydujący o obliczu „Frondy". Dlatego kiedy w roku 2001 odszedł Smoczyński, straciła ona swój pierwotny charakter. W latach 1999-2007 miałem zaszczyt należeć do jej zespołu redakcyjnego. Uczestniczyłem w niechlubnej ewolucji, jaką przeszła. Po odejściu Smoczyńskiego ten „tołstyj żurnał" stracił definitywnie charakter periodyku kulturalnego, w którym sporo było twórczej przekory, a coraz bardziej przypominał biuletyn ewangelizacyjny (a może nawet pseudoewangelizacyjny) zajęty głównie wojowaniem z „cywilizacją śmierci". „Fronda" powoli stawała się nieznośnie przewidywalna. Do znudzenia wałkowała takie tematy jak aborcja czy homoseksualizm.

Dlatego z dzisiejszej perspektywy uważam – i będzie to mój coming out – że Pismo Poświęcone należało w roku 2001 zamknąć, zakopać i zaorać. Bez Smoczyńskiego używanie brandu „Fronda" było nadużyciem, chociaż – co należy mocno podkreślić – niezamierzonym. Wszyscy mieliśmy przecież jak najlepsze chęci. W latach 2005–2013 periodyk przeszedł przez szereg zmian personalnych, włącznie z obsadą stanowiska redaktora naczelnego. I przy okazji niemal każdej znaczącej zmiany pojawiała się ta sama śpiewka: „Fronda" wróci do swoich korzeni.

Ale żadnego powrotu nigdy nie było. Bo tandemu Górny–Smoczyński z lat 90. nie dało się zastąpić. To był niepowtarzalny duet. Przyszło mu jednak działać w innej epoce niż ta, którą mamy dziś. W pierwszej dekadzie III RP Internet dopiero kiełkował, nie było jeszcze Facebooka czy Tweetera. To istotny czynnik. Dziś skandalizujące grafiki „Frondy" mogłyby przybierać postać krążących w Internecie memów.

Kiedy parę miesięcy temu Mateusz Matyszkowicz został redaktorem naczelnym Pisma Poświęconego, również nie krył tego, że punkt odniesienia stanowi dla niego złoty okres Górnego i Smoczyńskiego. Tym samym postawił przed sobą zadanie, które jest niewykonalne. Świadczy o tym wstępniak w najnowszym, 68. numerze, „Frondy". Matyszkowicz oświadcza: „Czego od Was chcemy? Żebyście chodzili do kościoła, płodzili dzieci, ginęli w powstaniach i czytali dobrą literaturę. A przy tym pozostali tymi, których stworzył Bóg w nieogarnionej wyobraźni swojej, a matka wydała na świat i kogo żadna ciotka nie zdołała upupić. Tradsem, neonem lub żulem spod sklepu. Nie chcemy być Waszą ciotką, ale Waszą Frondą".

Problem tkwi w tym, że w latach 90. Pismo Poświęcone operowało subtelnie niedopowiedzeniami. A tu mamy pretensjonalnie wyłożone wszystko kawę na ławę. Niby mają być jaja, ale są jakieś takie nieśmieszne. Niby chodzi o zaczepienie czytelnika, a jakoś po takiej zaczepce nie chce się ruszyć. To nie zachęca do lektury. Zwłaszcza że kolejny tekst zatytułowany jest „Manifest Disco Prawicy". Tyle się można było naczytać i nasłuchać o Hipster prawicy, czyli facebookowym profilu, którego inicjatorzy z Matyszkowiczem na czele przejęli „Frondę", że już pewne grepsy (semantyczne zabawy w łączenie prawicy ze zjawiskami subkulturowymi) wydają się zużyte.

Ale „Manifest Disco Prawicy" okazuje się zaskakująco zabawnym żartem z przemian obyczajowych, jakie zaszły w ciągu ponad dwóch dekad III RP. I trzeba uczciwie przyznać, że w najnowszym wydaniu „Frondy" nie brakuje ciekawych czy intrygujących materiałów. Warto zwrócić uwagę chociażby na „Tęczę" Tomasza Bardamu czy blok dotyczący zbrodni na Wołyniu, na który składają się głosy publicystów ukraińskich z dwóch różnych stron sporu o to wydarzenie. Największym jednak atutem całości są krótkie teksty. W epoce Facebooka i Tweetera lapidarność staje się ważnym czynnikiem kulturotwórczym. Tak więc Matyszkowicz i cała reszta mają olbrzymi potencjał, żeby redagować świetny periodyk, ale pod inną nazwą.

Pierwszy numer ukazał się wiosną 1994 roku. W tamtych czasach III RP zmierzała ku temu, aby być – jak to przy innej okazji ujął Cezary Michalski, niegdyś publicysta prawicowy, dziś felietonista portalu „Krytyki Politycznej" – „państwem jednej partii i jednej gazety".

Do władzy wrócili ludzie dawnego reżimu postkomunistycznego (rząd tworzyła koalicja SLD–PSL), a medium niepodzielnie dominującym w debacie publicznej była „Gazeta Wyborcza". Naprzeciw nich sytuowała się przaśna i kruchciana prawica, intelektualnie bezradna wobec ofensywy laicko-liberalnych nurtów politycznych i kulturowych, które wdzierały się wtedy do Polski.

Pozostało 89% artykułu
Plus Minus
Tomasz Terlikowski: Śniła mi się dymisja arcybiskupa oskarżonego o tuszowanie pedofilii
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: Polska przetrwała, ale co dalej?
Plus Minus
„Septologia. Tom III–IV”: Modlitwa po norwesku
Plus Minus
„Dunder albo kot z zaświatu”: Przygody czarnego kota
Materiał Promocyjny
Fotowoltaika naturalnym partnerem auta elektrycznego
Plus Minus
„Alicja. Bożena. Ja”: Przykra lektura
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje