Bogusław Chrabota: Zbigniew Ziobro. Brat Donalda Trumpa

Jesteśmy świadkami comebacku zdesperowanego polityka. Będzie chciał nadrobić stracony czas, odzyskać reputację prawicowego szeryfa, może nawet powalczyć o miejsce po Jarosławie Kaczyńskim.

Publikacja: 07.02.2025 08:15

Zbigniew Ziobro

Zbigniew Ziobro

Foto: PAP/Rafał Guz

Byłem pierwszym – drogi Czytelniku – krytykiem atencji, z jaką media potraktowały teatralny występ Zbigniewa Ziobry w dniu, kiedy miał stawić się przed sejmową komisją. Nie tylko myślałem sobie, ale wręcz napisałem to, że jest skandalem, iż w dniu, kiedy Donald Trump rozpętuje wojnę celną z całym światem, polskie media żyją marną gierką, jaką urządził sobie lider Suwerennej Polski z bezbronną komisją pod przewodnictwem Magdaleny Sroki. Oto bowiem wali się zasada wolnego handlu, Trump nie tylko podejmuje ryzyko rozchwiania światowej gospodarki, ale rozpętuje też emocjonalne piekło po obu stronach amerykańskiej granicy. Piekło, którego skutki mogą być tylko złe albo jeszcze gorsze. Piekło, którego ofiarami możemy być i my, choć nasza chata pozornie z kraja. A jednak jesteśmy integralną częścią Unii Europejskiej, głównym kooperantem niemieckiego przemysłu i jeśli Europa będzie faktycznie kolejnym celem prezydenta USA, to wraz z sypiącą się gospodarką nad Łabą posypiemy się i my.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Krzysztof Stanowski kpi z demokracji, czerpiąc garściami z jej zalet

Umyka nam to, jak Donald Trump rozprawia się ze światem, bo Zbigniew Ziobro odstawia swój spektakl

Trump zatem i jego akcja wydawał się jak słoń obok nieistotnej myszy, której rolę odegrał były minister sprawiedliwości. A jednak nie; trzeba na to spojrzeć inaczej, bo choć rozwrzeszczane polskie media zdecydowanie przesadziły z uwagą, jaką poświęcono Ziobrze, w tle tej sprawy kryje się kilka perspektyw. Pierwsza to determinacja, z jaką lider Suwerennej Polski chce wrócić na środek politycznej sceny. Cały teatr, który widzieliśmy, był perfekcyjnie przygotowany. Najpierw wizyta w telewizyjnym studiu Republiki, która windowała słupki oglądalności tej coraz popularniejszej stacji. Owszem, media Tomasza Sakiewicza żywią się nienawiścią do Donalda Tuska. Można to potępiać, można tego nie lubić, ale fakt pozostaje faktem. Telewizja Republika to odbudowany instrument medialnego wpływu na elektorat prawicy. Rządzi nim jednak nie Jarosław Kaczyński, lecz redaktor Tomasz, i to on będzie meblował kolejne kampanie nurtu polityki związanego z PiS. W zeszły piątek wsparł Zbigniewa Ziobrę; pomógł mu zagrać swoją rolę i to może być ważny znak dla elektoratu prawicy.

Telewizja Republika to odbudowany instrument medialnego wpływu na elektorat prawicy. Rządzi nim jednak nie Jarosław Kaczyński, lecz redaktor Tomasz, i to on będzie meblował kolejne kampanie nurtu polityki związanego z PiS.

Wracając do scenariusza – jest rozpisany na wiele aktów. W feralny piątek, 31 stycznia zobaczyliśmy tylko początek pierwszego. Drugim miała być z pewnością konfrontacja lidera Suwerennej Polski z komisją; Zbigniew Ziobro nie mógł przecież z góry wiedzieć, że nie dojdzie do jego wysłuchania. Finalnie się nie odbyło – dalsza część pierwszego aktu została więc dla widzów odsunięta w czasie. Zarazem urozmaicono dramaturgię przedstawienia. Wniosek o 30-dniowy areszt może tylko ubogacić męczeństwo Zbigniewa Ziobry. Jeśli sąd się na taki scenariusz zgodzi, będziemy po raz kolejny z zapartym tchem oglądać zastosowanie „systemowej przemocy” wobec ostatniego ze sprawiedliwych, okrutnie potraktowanego przez los i „służby Tuska” polityka prawicy.

Zbigniew Ziobro jest filarem polskiego alt-rightu

Kto wygra tę konfrontację? Bez wątpienia Ziobro, któremu nie zabraknie ani pomysłów, ani determinacji. Myślę, że wielu nie docenia siły tego polityka. Nie rozumie, że całkiem niedawno wygrał dużo ważniejszą batalię – o życie. Taka wygrana każdego wzmocni, Ziobro nie jest wyjątkiem. Zwłaszcza że ma poczucie politycznej luki, wielu miesięcy wywołanej chorobą politycznej przerwy. Tym bardziej będzie chciał nadrobić stracony czas, odzyskać reputację lidera, prawicowego szeryfa, może nawet powalczyć o miejsce po Jarosławie Kaczyńskim. Czy wymaga to odwagi? Moim zdaniem nie; widać to było zresztą w ironicznym uśmiechu, którym dzielił się z publiką na schodach „błękitnego wieżowca”, kiedy opuszczał siedzibę Telewizji Republika. Bo cóż mu grozi? Cóż mu sejmowi śledczy mogą zrobić? Ograniczająca się do działań porządkowo-administracyjnych policja niespecjalnie mogła go dotknąć. W konfrontacji z komisją nie ponosił żadnego ryzyka; z pewnością był uzbrojony w argumenty i miał przećwiczoną rolę. Nawet planowane spóźnienie grało na jego rzecz; gromada znerwicowanych posłów i on, spóźniony, wchodzi „cały na biało”. Nie mieliśmy okazji widzieć tej sceny. Ale bez wątpienia kilka takich nas jeszcze czeka.

O co gra Zbigniew Ziobro? Jesteśmy świadkami nie próby, lecz prawdziwego comebacku zdesperowanego polityka. Chce i potrafi być w centrum uwagi. Na dodatek czuje, że to jego czas. Bo tak naprawdę, ze swym radykalizmem i bezwzględnością, to on – nie Jarosław Kaczyński – jest prawdziwym followerem Donalda Trumpa. Jego nadwiślańską ekspozyturą. Filarem polskiego alt-rightu. Ma pewność, że najbliższe lata upłyną pod znakiem takiej właśnie polityki. Chce więc wsiąść do tej łodzi i popłynąć nią po władzę.

Mój stary kolega, wybitny grafik, filozof, profesor ASP Artur Krajewski, ukuł ostatnio pojęcie „mem ignorancji (MI)”. To najdrobniejsza, elementarna cząstka medialnego przekazu, która nawet nie musi nieść ze sobą sensu, byleby niosła ładunek emocjonalny. Ów ładunek emocjonalny deformuje rzeczywistość, a powielony miliony razy w sieci ma ją zmienić. Donald Trump wysłał miliardy MI w trakcie swojej kampanii i właśnie dzięki temu wygrał. Teraz swoje memy ignorancji wysyła w przestrzeń życia publicznego Zbigniew Ziobro. Trzeba traktować je poważnie.

Byłem pierwszym – drogi Czytelniku – krytykiem atencji, z jaką media potraktowały teatralny występ Zbigniewa Ziobry w dniu, kiedy miał stawić się przed sejmową komisją. Nie tylko myślałem sobie, ale wręcz napisałem to, że jest skandalem, iż w dniu, kiedy Donald Trump rozpętuje wojnę celną z całym światem, polskie media żyją marną gierką, jaką urządził sobie lider Suwerennej Polski z bezbronną komisją pod przewodnictwem Magdaleny Sroki. Oto bowiem wali się zasada wolnego handlu, Trump nie tylko podejmuje ryzyko rozchwiania światowej gospodarki, ale rozpętuje też emocjonalne piekło po obu stronach amerykańskiej granicy. Piekło, którego skutki mogą być tylko złe albo jeszcze gorsze. Piekło, którego ofiarami możemy być i my, choć nasza chata pozornie z kraja. A jednak jesteśmy integralną częścią Unii Europejskiej, głównym kooperantem niemieckiego przemysłu i jeśli Europa będzie faktycznie kolejnym celem prezydenta USA, to wraz z sypiącą się gospodarką nad Łabą posypiemy się i my.

Pozostało jeszcze 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Dlaczego Elon Musk i Donald Trump nie będą liderami moralnej i obyczajowej rewolucji?
Plus Minus
Alt-rightową rewolucję sprowokowała polityka mainstreamu
Plus Minus
Wybory prezydenckie mogą na lata zmienić polską politykę. Hegemoni szukają nowej opowieści
Plus Minus
Michał Szułdrzyński: Rewolucja Donalda Trumpa. Kto wygra, a kto zatonie?
Plus Minus
„Lipowo: Kto zabił?”: Karta siekiery na ręku