Byłem pierwszym – drogi Czytelniku – krytykiem atencji, z jaką media potraktowały teatralny występ Zbigniewa Ziobry w dniu, kiedy miał stawić się przed sejmową komisją. Nie tylko myślałem sobie, ale wręcz napisałem to, że jest skandalem, iż w dniu, kiedy Donald Trump rozpętuje wojnę celną z całym światem, polskie media żyją marną gierką, jaką urządził sobie lider Suwerennej Polski z bezbronną komisją pod przewodnictwem Magdaleny Sroki. Oto bowiem wali się zasada wolnego handlu, Trump nie tylko podejmuje ryzyko rozchwiania światowej gospodarki, ale rozpętuje też emocjonalne piekło po obu stronach amerykańskiej granicy. Piekło, którego skutki mogą być tylko złe albo jeszcze gorsze. Piekło, którego ofiarami możemy być i my, choć nasza chata pozornie z kraja. A jednak jesteśmy integralną częścią Unii Europejskiej, głównym kooperantem niemieckiego przemysłu i jeśli Europa będzie faktycznie kolejnym celem prezydenta USA, to wraz z sypiącą się gospodarką nad Łabą posypiemy się i my.
Czytaj więcej
Jak wiele ludzkiego szczęścia i nieszczęścia mogą przynieść wybory, widzieliśmy ostatnio w Stanach Zjednoczonych. Jak wybór konkretnego człowieka może wpłynąć na los kraju i całych narodów. W polskich wyborach też chodzi o coś bardzo ważnego, nawet jeśli Krzysztof Stanowski to pomija.
Umyka nam to, jak Donald Trump rozprawia się ze światem, bo Zbigniew Ziobro odstawia swój spektakl
Trump zatem i jego akcja wydawał się jak słoń obok nieistotnej myszy, której rolę odegrał były minister sprawiedliwości. A jednak nie; trzeba na to spojrzeć inaczej, bo choć rozwrzeszczane polskie media zdecydowanie przesadziły z uwagą, jaką poświęcono Ziobrze, w tle tej sprawy kryje się kilka perspektyw. Pierwsza to determinacja, z jaką lider Suwerennej Polski chce wrócić na środek politycznej sceny. Cały teatr, który widzieliśmy, był perfekcyjnie przygotowany. Najpierw wizyta w telewizyjnym studiu Republiki, która windowała słupki oglądalności tej coraz popularniejszej stacji. Owszem, media Tomasza Sakiewicza żywią się nienawiścią do Donalda Tuska. Można to potępiać, można tego nie lubić, ale fakt pozostaje faktem. Telewizja Republika to odbudowany instrument medialnego wpływu na elektorat prawicy. Rządzi nim jednak nie Jarosław Kaczyński, lecz redaktor Tomasz, i to on będzie meblował kolejne kampanie nurtu polityki związanego z PiS. W zeszły piątek wsparł Zbigniewa Ziobrę; pomógł mu zagrać swoją rolę i to może być ważny znak dla elektoratu prawicy.
Telewizja Republika to odbudowany instrument medialnego wpływu na elektorat prawicy. Rządzi nim jednak nie Jarosław Kaczyński, lecz redaktor Tomasz, i to on będzie meblował kolejne kampanie nurtu polityki związanego z PiS.
Wracając do scenariusza – jest rozpisany na wiele aktów. W feralny piątek, 31 stycznia zobaczyliśmy tylko początek pierwszego. Drugim miała być z pewnością konfrontacja lidera Suwerennej Polski z komisją; Zbigniew Ziobro nie mógł przecież z góry wiedzieć, że nie dojdzie do jego wysłuchania. Finalnie się nie odbyło – dalsza część pierwszego aktu została więc dla widzów odsunięta w czasie. Zarazem urozmaicono dramaturgię przedstawienia. Wniosek o 30-dniowy areszt może tylko ubogacić męczeństwo Zbigniewa Ziobry. Jeśli sąd się na taki scenariusz zgodzi, będziemy po raz kolejny z zapartym tchem oglądać zastosowanie „systemowej przemocy” wobec ostatniego ze sprawiedliwych, okrutnie potraktowanego przez los i „służby Tuska” polityka prawicy.