Plus Minus: Od lat zajmuje się pan tłumaczeniem arcydzieł literatury światowej. Przekładał pan Sofoklesa, Williama Szekspira, Jeana Racine’a, Friedricha Schillera, Johanna Wolfganga Goethego, Oscara Wilde’a, Friedricha Hölderlina, a teraz pan sięgnął po „Odyseję” Homera. Dlaczego te utwory trzeba przekładać ponownie?
To jest sprawa ogólnoeuropejska. Dotyczy wszystkich krajów i języków. Nasz język przecież się zmienia, a przekłady starzeją. Są różne podejścia do tego, jak przekładać klasykę. Niektórzy uważają, że należy wplatać archaizmy, robić stylizacje. W różnych epokach zresztą przybiera to rozmaite formy. Inaczej stylizowano antyk w XIX wieku, a inaczej w okresie Młodej Polski. W tej epoce język polski, wydawałoby się już ustabilizowany po Mickiewiczu i Sienkiewiczu, uległ aberracjom i to dało wątpliwe efekty. A dlaczego ja się zacząłem tym zajmować? Nie tylko z pasji, ale również z potrzeby. Od wielu lat pracuję dla teatru i wciąż spotykałem się z wątpliwościami dyrektorów czy reżyserów dotyczącymi starych przekładów. Chcieli wystawiać „Antygonę” czy „Króla Edypa”, ale język dawnych tłumaczeń w ogóle nie trafiał do publiczności. Próbowali wystawiać klasykę…
Czytaj więcej
Jak mówi Paulo Coelho: 2024 to więcej niż 2023, ale mniej niż 2025. Dla jednych za dużo, dla innych za mało, dla nas w sam raz, żeby przewidzieć przyszłość.
...ale widzowie nie rozumieli tekstów.
Dlatego zacząłem szukać nowego idiomu. Jednak nie szedłem w kierunku uwspółcześniania. Chodziło mi o stworzenie neutralnego, ascetycznego, współczesnego języka wysokiego. Miałem kiedyś na ten temat bardzo ciekawą rozmowę z Czesławem Miłoszem, który w kwestii przekładów mógł uchodzić za autorytet. Przetłumaczył bowiem setki utworów, również z szeroko pojętej klasyki. Zadałem mu pytanie: gdzie pan dziś szuka wzoru dla języka wysokiego? Kiedyś sprawa była oczywista, wzorem był dwór królewski i Kościół, czyli język sakralny. A jak jest dziś? Miłosz odpowiedział, że on widzi ten wzorzec na akademii. Ale to było prawie pół wieku temu i sprawdzało się zwłaszcza w Ameryce, gdzie poeci pracowali na uczelniach. Dziś uniwersytety są inne, straciły tę zdolność. Dlatego w naszych czasach laboratorium języka wysokiego stała się sama literatura. Wyemancypowała się, ponieważ stała się masowa. Pamiętajmy, że w dawnych wiekach literaturą zajmował się niewielki margines najlepiej wykształconych, a większość ludzi nie umiała czytać. Studiując źródła dotyczące antyku, bo znaczna część moich przekładów pochodzi z tej epoki, doszedłem do wniosku, że relacja między autorem i publicznością była w tamtej epoce absolutnie transparentna. Nawet jeśli widzowie byli w większości niepiśmienni, jak w starożytnych Atenach, to doskonale rozumieli bardzo wyrafinowany język Sofoklesa czy Ajschylosa. I jako człowiek pracujący na scenie ja to doskonale rozumiem. W teatrze nie ma czasu, żeby się zastanawiać, co zostało powiedziane. To nie jest seminarium naukowe. Dlatego dla mnie podstawowym kryterium jest to, że tekst ma być zrozumiały. Widz musi od razu wiedzieć, co mówi postać.