W taki sposób profesor Łętowska usprawiedliwiała brawurową akcję ministra Sienkiewicza, któremu dwa miesiące oczekiwania na zaprzysiężenie nie wystarczyły do wymyślenia lepszego planu na odzyskanie mediów publicznych niż siłowe ich odbicie i przykrycie tego „sprytnym” figlem z odwołaniem rad nadzorczych i powołaniem nowych przy wykorzystaniu zapisów kodeksu spółek handlowych. W tym tygodniu sąd rejestrowy zmasakrował ten genialny plan jako niemający żadnego umocowania w prawie, co zresztą wcześniej wytykało rządowi całkiem sporo osób wcale mu nie wrogich, a także Helsińska Fundacja Praw Człowieka.
Czytaj więcej
Stanisław Janecki: „Tusk został modelowo ograny i okpiony, choć sądził, że to on ogrywa Morawieckiego i Kaczyńskiego. Przejdzie do historii jako najdłużej czekający w kolejce szef rządu, mimo że nikogo innego w tej kolejce nie ma. Podtrzymanie pustego przebiegu tej przyszłej władzy przez dwa miesiące po wyborach to wyłącznie straty wizerunkowe i pod względem wiarygodności”.
Niestety, taki mamy klimat, że głosy wątpiących są albo ignorowane, albo uciszane, co jest o tyle łatwe, że nawet prawnicze autorytety – jak profesor Łętowska – chętnie angażują się w tłumaczenie, że nawet jak coś jest nielegalne, ale się bardzo chce, to można.
Łatwiej byłoby mi uznać argumenty profesor Łętowskiej o stanie wyższej konieczności, gdyby rząd podjął choć jedną próbę „legislacyjnej drogi sanacyjnej”. Jedną. Takiej próby nie było, dlatego argument, że „prezydent i tak by zawetował” uważam za bałamutny, a gdy używany jest przez prawniczy autorytet na usprawiedliwienie bezprawnych działań władzy – za wybitnie szkodliwy. Politycy naprawdę umieją się sami rozgrzeszać z łamania prawa, nie trzeba im w tym pomagać.