A więc cisza wyborcza. Zobowiązanie dla publicystów bardzo dotkliwe. Trzeba powstrzymać naturalną chęć wpływania na opinię publiczną. A jakie pomysły na felieton przychodzą do głowy właśnie wtedy, kiedy nie można go napisać! Jednak takie wakacje w formie ciszy mają swój urok. Zresztą cisza sama w sobie jest zjawiskiem dobrym na felieton. Nie cisza wyborcza, nocna czy jakakolwiek, którą regulują przepisy, tylko cisza jako coś, co istnieje w naturze i zanika w takim samym stopniu jak inne dobra naturalne. Może zresztą nie tyle sama cisza, ile potrzeba ciszy.
Być może przez całe wieki nie zastanawialiśmy się nad tym, że szukając czasem odosobnienia, tak naprawdę potrzebowaliśmy nie tyle samotności, ile ciszy właśnie. Dlaczego? Myślę, że każdy z nas ma coś w rodzaju swojej własnej ciszy, którą można usłyszeć czy raczej poczuć tylko wtedy, gdy na zewnątrz też jest cicho. Nie ma to nic wspólnego z hasłami o „odnalezieniu siebie” – własne „ja” może być przecież hałaśliwe, rozgadane i towarzyskie. Chodzi o ciszę własną, kiedy możemy usłyszeć swoje myśli, kiedy nie urabiani przez nikogo, bez świadków i nacisków, możemy się przyznać sami przed sobą do tego, co nam się podoba, a co nie.
Czytaj więcej
Wyobrażam sobie, jak młodzi rosyjscy katolicy siedzą w skupieniu, podążając za słowami Franciszka i słyszą nagle – idźcie naprzód, idźcie po Wielką Rosję.
Banał? Tak, jeśli taka cisza jest oczywistością. Rzecz w tym, że pokolenie, które teraz dochodzi do głosu i współtworzy naszą cywilizację, odgradza się od świata tylko przy pomocy dźwięków z zewnątrz. To nie jest w żadnym wypadku krytyka tego pokolenia, bo każde znajduje swoje sposoby na teraźniejszość. Zastanawiam się po prostu, na czym polega to, że zanika naturalna potrzeba ciszy, czyli inaczej mówiąc, skontaktowania się ze sobą. Dlaczego nowe pokolenie zamyka w sobie dopływ własnych, niczym nieskrępowanych myśli? Dlaczego za pomocą słuchawek sączy sobie w głowę głośne słowa innych? Gdzie i czy w ogóle jest miejsce i czas na własną ciszę?