Magda Szcześniak. Poruszeni. Awans i emocje w socjalistycznej Polsce

Awans raczej dziejący się niż już dokonany w pierwszej kolejności przeżywano emocjonalnie: osoby awansujące odczuwały radość.

Publikacja: 15.09.2023 17:00

Wychodźcy często okazują wdzięczność socjalistycznemu państwu, podkreślają skrajną różnicę w poziomi

Wychodźcy często okazują wdzięczność socjalistycznemu państwu, podkreślają skrajną różnicę w poziomie i stylu życia między sobą a ich rodzicami

Foto: nac

Niech pisze każdy, kto czuje się związany z wsią i pragnie na przykładzie własnego życia, swoich przemyśleń i dążeń zobrazować przeszłość, dzień dzisiejszy i jutro młodzieży wiejskiej w Polsce!”. Tymi słowami w styczniu 1962 roku na łamach licznych czasopism wiejskich i miejskich, gazetek fabrycznych i tablic ogłoszeniowych na wsi inicjatorzy konkursu „Młode pokolenie wsi Polski Ludowej” zachęcali młodzież wiejską – dawną i obecną – do nadsyłania pamiętników.

Czytaj więcej

Tajemniczy Johann Georg Pinsel, wielki artysta Buczacza i Lwowszczyzny

Memuary, dzienniki, życiorysy

Nie był to pierwszy konkurs pamiętnikarski zorganizowany w okresie państwowego socjalizmu. Ten zakończył się jednak największym sukcesem – zgłosiło się 5475 pamiętnikarzy i pamiętnikarek – i zapoczątkował prawdziwą modę na pisanie wspomnień w celach konkursowych. Inicjatywa wychodziła przede wszystkim od prasy i rozgłośni radiowych, sporo konkursów ogłosiły też związki zawodowe i młodzieżowe. Rodzime ośrodki socjologiczne często wspomagały organizatorów wiedzą fachową, a niekiedy publikowały własne odezwy. Skala odzewu oraz zróżnicowany profil osób piszących – pod względem wykonywanej pracy (między innymi rolnicy, urzędnicy, pracownicy przemysłu, nauczyciele, funkcjonariusze służb, górnicy), płci (niemal połowę tekstów na konkurs „Młode pokolenie wsi Polski Ludowej” nadesłały kobiety), miejsca zamieszkania i wieku – wydają się świadczyć o tym, że formułowane przez przedstawicieli państwa, mediów i świata nauki zaproszenia trafiły na podatny grunt.

Zwycięskie pamiętniki inscenizowano w radiu, publikowano w prasie oraz tomach zbiorowych, inspirowały też autorów wielu tekstów literackich i obrazów z życia klas ludowych w socjalizmie. Krótko mówiąc, intensywnie krążyły w socjalistycznej sferze publicznej. Między 1961 a 1975 rokiem ogłoszono kolejne 904 konkursy pamiętnikarskie. Dla całego okresu trwania socjalizmu liczbę tę szacuje się na 1,6 tysiąca, a liczbę uzyskanych w tym trybie dokumentów pamiętnikarskich – na 500 tysięcy. Na konkursy spływały rozmaite formy literackie: dzienniki prowadzone intencjonalnie z myślą o konkursie, teksty tworzone na użytek osobisty, życiorysy, wspomnienia. Nawet jeśli uwzględni się rozmaite ograniczenia tekstów wytwarzanych w ramach „pamiętnikarstwa inspirowanego” – czasowy dystans między momentem spisywania wspomnień a odtwarzanymi wydarzeniami, autokreację wynikającą z pisania na konkurs organizowany przez instytucje państwowe – trudno nie docenić rozległego korpusu źródeł historii ludowej spisanej przez przedstawicieli klas, które rzadko były dopuszczane do głosu.

Konkursy pamiętnikarskie adresowano do „zwykłych obywateli”, a organizatorzy podkreślali brak konieczności posiadania „wprawy w pisaniu”. Z punktu widzenia ideologii socjalistycznej – gdy władze państwa zarzuciły już najbardziej restrykcyjne dogmaty dominujące w okresie stalinowskim – założenia te wpisywały się w projekt egalitaryzacji kultury, upowszechniania uczestnictwa w praktykach wytwarzania i konsumowania tekstów i obrazów. Gatunek wcześniej kojarzony przede wszystkim z klasą wyższą i inteligencją, uznającą swoje losy za warte zapisania i podzielenia się nimi, socjalizm zapragnął popularyzować poza ograniczonym kręgiem. Co szczególnie istotne, konkursy socjalistyczne często stawiały sobie za cel rejestrowanie radykalnych zmian społecznych zachodzących po wojnie, przede wszystkim przemian struktury klasowej. Choć w odezwach konkursowych często namawiano uczestników i uczestniczki do refleksji nad dłuższym okresem życia oraz procesami prowadzącymi do życiowych zmian, rola pamiętników powstałych w środowiskach chłopskich i robotniczych nie sprowadza się do opowieści o zmianach ustrojowych. Raczej to pamiętniki same w sobie dowodzą przemian klas ludowych. Opowiadają o awansie społecznym, a równocześnie są jego przejawem.

Opowieści wiejskich wychodźców

Lektura pamiętników zgłaszanych na konkursy ujawnia zaistnienie na początku lat 60. nowej formuły opowiadania o doświadczeniu awansu klasowego. Jeśli wbrew antykomunistycznym kliszom potraktujemy życiopisanie osób pochodzących z klas ludowych tak poważnie, jak na to zasługuje, dostrzeżemy w nim nowe, nieobecne wcześniej w socjalistycznej sferze publicznej struktury odczuwania. Awans raczej dziejący się niż już dokonany, możliwy do zmierzenia i precyzyjnego ujęcia w formie zdobytych dyplomów lub poziomu zarobków, w pierwszej kolejności przeżywano właśnie emocjonalnie: osoby awansujące odczuwały radość, strach, wstyd, gniew, nadzieję, dumę. Emocje pojawiają się w momentach konfrontacji z nieznanymi instytucjami i przestrzeniami, a przede wszystkim z przedstawicielami innych, zazwyczaj wyższych klas. Towarzyszą awansującym przy podejmowaniu nowych, klasowo naznaczonych czynności – od używania noża i widelca, poprzez chodzenie do teatru, aż po przystępowanie do egzaminów i podejmowanie pracy. W perspektywie emocjonalnej awans jawi się więc nie tyle jako linearny, teleologiczny proces przekraczania kolejnych punktów zwrotnych czy przynajmniej etapów, lecz jako niejednokierunkowy, wielokrotnie zapętlony proces pełny sprzeczności, niejednoznaczności, wątpliwości, zmagań. Jest codziennością, dotyczy sfer życia zwykle niekojarzonych z awansem rozumianym jako coś mierzalnego i policzalnego. Wykracza poza zdobywanie wiedzy, skutkuje zmianami na ciele i w samopoczuciu.

Grupą niezwykle chętnie odpowiadającą na odezwy konkursowe byli powojenni „wiejscy wychodźcy” – migranci ze wsi do uprzemysłowionych ośrodków miejskich. Ich pamiętniki kipią od skrajnych emocji wywołanych przez ruszenie w drogę oraz pierwsze miejskie krajobrazy. Jednemu z pamiętnikarzy stronę maszynopisu zajął opis płaczu przez całą kilkugodzinną drogę z rodzinnej wsi do szkoły średniej:

„Bardzo płakałem, kiedy żegnałem się ze wszystkimi. Nie mogłem się z nimi rozstać. Było mi tak bardzo żal mamusi i rodzeństwa, że najchętniej byłbym pozostał w domu […]. Prawie przez całą drogę płakałem i nie mogłem się uspokoić. […] Zanoszę się wprost od płaczu”.

Inny pamiętnikarz wprawdzie nie uronił ani łzy, ale też mocno przeżył pierwszą podróż do Warszawy:

„Z okien wagonu nie odrywałem oczu. Śledziłem wszystko, co było w zasięgu mojego wzroku. Przyrównując oglądany za oknem krajobraz do rodzinnych stron, dochodziłem do wniosku, iż mój jest ładniejszy od tamtego, bliższy. Współtowarzyszy podróży zamęczałem, czy to już będzie Warszawa. Denerwowałem się w podróży jak każdy nowicjusz. Czas dziwnie się dłużył. Nie sądziłem, że pociągi tak powoli jeżdżą. Chciałem możliwe jak najszybciej mieć wszystko za sobą. […] Wreszcie ujrzałem morze świateł. Warszawa. […] Poinformowano mnie, bym wsiadł do trzynastki. Jechałem odurzony wszystkim, co wokół mnie się znajdowało i działo. […] Wszystko co zaobserwowałem wtedy, wydawało mi się niecodzienne, olśniewające”.

Dworce kolejowe, szerokie ulice, szkoły, fabryki zachwycały, ale niekiedy i przerażały do tego stopnia, że wywoływało to silne reakcje psychosomatyczne. Niekiedy ulga, wynikająca z fundamentalnej różnicy między warunkami życiowymi na wsi i w mieście funkcjonuje jak rodzaj emocjonalnego kapitału, zasób dostarczający ukojenie i poczucie spełnienia. Wydaje się, że wiejscy uchodźcy uciekają w nią, gdy zalewają ich trudne emocje wynikające z problemów adaptacyjnych. W jednym z pamiętników zgłoszonych na konkurs „Młode pokolenie wsi Polski Ludowej” gorzkie opisy życia rodzinnego autorki, trudnych relacji z przemocowym ojcem i nieczułą macochą kontrastują z entuzjastycznymi opisami szkolnej i miejskiej rzeczywistości. Wyrzucona przez ojca z domu, dziewczyna decyduje się na wyjazd mimo strachu przed „szerokim światem” i kilkakrotnie deklarowanej miłości do rodzinnej wsi. Na początku opisu wyprawy określa siebie jako „obojętną i milczącą”, lecz już po chwili pojawia się ton ekscytacji:

„Pociąg wreszcie przyjechał. Zbite w gromadkę jak pisklęta drżałyśmy na widok tego kolosa. […] Patrzyłam w okno, pociąg pędził przez wsie i miasta już całą noc, zdawało mi się, że niedługo koniec świata. Wreszcie Bielsko – piękne, niezapomniane miasto i nasza Szkoła Przysposobienia Przemysłowego. Duże trzy bloki, piękny ogród, a wkoło wysoki parkan”.

Pobyt w szkole autorka opisuje jako początek nowego życia, a instytucja ta – miejsce oparte na równości i wzajemnym szacunku – przywróciła młodej wychodźczyni godność, zdrowie i „wiarę w ludzi i lepszą przyszłość”.

Czytaj więcej

„Makbet” Krzysztofa Warlikowskiego podbija Salzburg

Kwestia jedzenia nożem i widelcem

Wbrew narracjom socrealistycznym – które proces adaptacji wiejskich wychodźców sprowadzają do nauki dyscypliny i rytmu fabrycznej pracy – w większości pamiętników stan emocjonalnego poruszenia oraz intensywnie ambiwalentnych emocji utrzymuje się przez dłuższy czas. Radość i wzruszenie mieszają się z poczuciem winy, złość i resentyment ze wstydem, duma z własnej wytrwałości z lękiem, ile jeszcze się wytrzyma. Pozytywne emocje pojawiają się przede wszystkim w scenach wyjazdu ze wsi oraz za sprawą przełomów w procesie zmiany tożsamości klasowej – wiązały się więc ze zdobywaniem kwalifikacji, dyplomów, wyróżnień, rzadziej korzyści materialnych (motocykla, samochodu albo mieszkania). Zaspokajaniu aspiracji towarzyszą niezwykle intensywne chwile radości i wzruszenia. Co istotne, wydarzenia generujące pozytywne emocje rozgrywają się przede wszystkim w ramach instytucji nowego państwa – placówkach edukacyjnych stworzonych w celu wyrównywania szans (jak szkoły rolnicze, szkoły przysposobienia przemysłowego) i zakładach pracy. Satysfakcję czerpano też ze zmiany sposobu mówienia o klasie robotniczej i chłopskiej oraz z polityki uznania kierowanej w stronę osób pochodzenia ludowego. Wychodźcy często okazują wdzięczność socjalistycznemu państwu, podkreślają skrajną różnicę w poziomie i stylu życia między sobą a ich rodzicami. Wdzięczność ta nie była jednak emocją czystą i pozbawioną zastrzeżeń, często zaburzała ją bowiem krytyka instytucji państwowych bądź niepełnej realizacji założeń ideologicznych systemu.

Negatywne emocje towarzyszą przede wszystkim porażkom i konfrontacji z nowymi praktykami, kojarzonymi przez wychodźców z kulturą miejską, a także w kontaktach międzyklasowych. Często powraca choćby kwestia jedzenia nożem i widelcem. Nauka posługiwania się sztućcami innymi niż łyżka zajmuje wiejskim wychodźcom sporo czasu, a dotyczy najbardziej podstawowej czynności, od której publicznego wymiaru trudno uciec, zwłaszcza w warunkach wspólnego zakwaterowania w internatach i hotelach robotniczych. Pochodząca ze wsi suwnicowa z Nowej Huty, która na drogę awansu wkroczyła w liceum pedagogicznym w Bielsku, obrazowo opisywała to doświadczenie:

„Najgorzej było w jadalni. Kierowniczka uczyła nas, jak powinno się jeść, jak należy trzymać łyżkę, nóż, widelec. […] Pamiętam, kiedy pewnego dnia podano nam kotlet schabowy i kiedy podniosłam do ust widelec, czułam na sobie jak zwykle oko kierowniczki. Ręce zaczęły mi się potwornie trząść, roztrzęsłam się cała. Widelec zamiast podnieść do ust, wpakowałam w wargę. Poczułam krew. Ze wstydu, nie wiedząc, co robić, podziękowałam i wyszłam z jadalni. Długo jeszcze miałam trudności z jedzeniem”.

Inny pamiętnikarz wyznał:

„Śmiać się chce jeszcze dziś, gdy pomyślę, jak ja strasznie się męczyłem, próbując przyzwyczaić się do nowego nakrycia. Dziś jest to śmieszne, wówczas było bolesne. Bywało, że wolałem nie jeść w otoczeniu normalnych ludzi, byle tylko nie pokazać, co potrafię”.

Wyrazistą emocją doświadczenia wychodźczego jest więc wstyd, często wprost nazywany przez narratorów kompleksem niższości:

„Najwięcej trudności sprawiała mi nie praca, ale raczej otoczenie. Wiele rzeczy nie rozumiałam. Wstydziłam się pytać. Zdawało mi się, że każdy, kto na mnie patrzy, to myśli: »Ciemna dziewczyna z zabitej wiochy« – jednym słowem kompleks niższości, gdyż i ubraniem różniłam się od reszty”.

Wstyd dotyczył przede wszystkim różnic między mieszkańcami miasta i wsi, interpretowanych jako własne braki. Mimo symbolicznego dowartościowania kultury ludowej, choćby przez socrealizm czy modę na „kulturę ludową”, atrybuty kojarzone ze wsią – wiejskie ubranie, gwara, u kobiet umięśnione ciało – były jednoznacznie oceniane jako gorsze. Konfrontacje z klasową wyższością, uosabianą przez „młodzież miejską” i nauczycieli, wręcz obezwładniały: „Gdy zostałem wyrwany do odpowiedzi, krew uderzała mi do głowy, robiłem się czerwony, serce waliło okropnie, ręce się trzęsły, a w piersiach brak było powietrza”. Inny pamiętnikarz żali się: „Mięśnie nam sztywniały przy każdym śmiechu mieszczuchów”. Po niezręcznej wypowiedzi w klasie koledzy wyśmiali ucznia ze wsi, on zaś odczuwał „wstyd i złość, upokorzenie i poszarpan[ą] ambicj[ę]” i „[leżał] przed klasą [jak] rozpłaszczony flak świeżej skóry”.

Próby nadania sensu emocjom

Wprzeciwieństwie do kultury ludowej – rozumianej jako codzienne praktyki, sposoby posługiwania się ciałem, gust – zasadniczo postrzeganej jako źródło wstydu, sam wysiłek awansu napawa dumą, a sukces przypisywany jest po części cechom charakteru nabytym w okresie trudnego dorastania na wsi: dyscyplinie, samozaparciu, zdolności do wyrzeczeń, wysokiemu poziomowi motywacji. „Odpłacała się wyrobiona wcześniej samodzielność myślenia i trudne warunki bytu, które niezmiernie ułatwiały dyscyplinę. Taka chłopska zaciętość – muszę!” – uznał zatrudniony na Śląsku inżynier. „Chłopski upór” i „zaciętość” nie są przez pamiętnikarzy postrzegane jako stereotypy; wielu wychodźców uważało, że takie cechy istnieją, w dodatku przydają się w staraniach o awans. Były rodzajem kapitału emocjonalnego, tym razem pozytywnie wyróżniającego osoby pochodzące ze wsi.

Czytaj więcej

Lubię dać czadu basem

Po latach i z perspektywy przynajmniej częściowego awansu wspomnienia z okresu adaptacji prezentują różnorodny stosunek emocjonalny do gwałtownych uczuć, jakie w przeszłości targały autorami przy międzyklasowych spotkaniach i próbach uczenia się miejskich praktyk. Część z tych osób, choć przejmująco opisuje zranienie i upokorzenie, używa zarazem języka wskazującego na zasymilowanie negatywnych ocen kultury wiejskiej; sugerują tym samym nieuchronność procesu radykalnej asymilacji i związanej z nim przemocy. Inni wykorzystali zgłoszenia konkursowe, by podkreślić niesprawiedliwość upokorzeń, którym byli poddawani – posługują się retoryką resentymentu wobec klas wyższych i kultury miejskiej. Obie strategie pisarskie można uznać za sposoby radzenia sobie z intensywnością emocji, próby nadania im sensu.

Fragment książki Magdy Szcześniak „Poruszeni. Awans i emocje w socjalistycznej Polsce”, która ukazał się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

Niech pisze każdy, kto czuje się związany z wsią i pragnie na przykładzie własnego życia, swoich przemyśleń i dążeń zobrazować przeszłość, dzień dzisiejszy i jutro młodzieży wiejskiej w Polsce!”. Tymi słowami w styczniu 1962 roku na łamach licznych czasopism wiejskich i miejskich, gazetek fabrycznych i tablic ogłoszeniowych na wsi inicjatorzy konkursu „Młode pokolenie wsi Polski Ludowej” zachęcali młodzież wiejską – dawną i obecną – do nadsyłania pamiętników.

Pozostało jeszcze 97% artykułu
Plus Minus
Co można wyczytać z priorytetów prezydencji przygotowanych przez polski rząd? Niewiele
Plus Minus
Po co organizowane są plebiscyty na słowo roku? I jakie słowa wygrywały w innych krajach
Plus Minus
Gianfranco Rosi. Artysta, który wciąż ma nadzieję
Plus Minus
„Rozmowy o ludziach i pisaniu”. Dojmujące milczenie telefonu w domu
Plus Minus
„Trojka” Izabeli Morskiej. Tożsamość i groza w cieniu Rosji