Niejednokrotnie fani polskiego hip-hopu otrzymywali albumy stworzone wspólnymi siłami artystów z danej wytwórni. Lata temu Alkopoligamia wysłała odbiorcom pocztówkę ze słonecznych Mazur w postaci „Molzy”, a niedawno SBM Label wydał „Hotel Maffija”. Ten drugi projekt okazał się hitem. Sequel sprzedał się w nakładzie 150 tys. egzemplarzy, za co Związek Producentów Audio Video przyznał autorom Diamentową Płytę – najwyższe sprzedażowe wyróżnienie w Polsce. Nic więc dziwnego, że teraz kolejna grupa artystów postanowiła powalczyć o swój kawałek tortu.
A w przypadku 2020 mówimy o naprawdę nieszablonowej zbieraninie. Takiej, która wygląda zarazem fascynująco i ryzykownie. Wspólne zestawienie nazwisk Gruby Mielzky i Young Leosia wywoływało szeroką dyskusję, Mielzky zaś musiał się tłumaczyć z kooperowania z autorką „Szklanek”.
Mimo nieufnych spojrzeń, to właśnie założycielka Baila Ella Records okazała się jedną z najjaśniejszych gwiazd w konstelacji „CLUB2020”. Leosia nigdy nie była tak hip-hopowa. Jej „No weź”, w którym rezygnuje ze słodkiego głosu, zaskakuje wulgarnością. „Candy flip” kipi samoświadomością, bystrymi zabiegami językowymi i pewnością siebie, których dotychczas próżno było szukać u tej młodej artystki. Utwór, w którym wystąpiły jeszcze Dziarma i Margaret, jest kolejnym sygnałem, że kobiety stają się coraz widoczniejsze w zdominowanej przez mężczyzn branży. Emancypacyjnego wydźwięku dodaje fakt, że to jedyny utwór z „CLUB2020”, w którym udział wzięły wyłącznie artystki.
Gospodarze zawarli na albumie wszystko, co cechuje współczesny trap. Zatem nie obeszło się bez blichtru, uprzedmiotowiającego języka i cwaniactwa, jak u duetu Hałastra w „Gdzie jest moje co?”, w którym chwalą się najwyższej jakości marihuaną. Bliżej temu na szczęście do zabawy niż karykatury.
Czytaj więcej
Kto by przypuszczał, że legendarną „Terakotową armię” da się zbudować w dwie godziny!