Myślę, że powoli odchodzi do lamusa. Do dzisiejszej mentalności Rosjan lepiej pasuje określenie Russkij Mir. Sięga do mitów carskich, czasów Imperium Rosyjskiego. Cała prawda jest taka, że sowieccy przywódcy, nawet tacy jak Stalin czy Lenin, choć słusznie uchodzą za katów Ukrainy, nie kwestionowali jej istnienia ani Ukraińców jako odrębnego narodu. Zwracali uwagę na podobieństwa, ale i na różnice naszych kultur. Putin idzie dalej, nie identyfikuje się ideologicznie z Leninem ani ze Stalinem, tylko wręcz odnosi się do ruskiego cara takiego jak Piotr I czy Iwan Groźny. Szczyci się tym, że odbudowuje wielką Rosję. A te jego apetyty mogą być groźne.
Pamiętam początki Putina, kiedy Rosjanie mówili: „Po takim pijaku Jelcynie wreszcie jest ktoś, kto zrobi porządek". Pytanie tylko, czy o takim porządku myśleli.
Tak, oni byli szczęśliwi i nie mieli świadomości, że on wygrał wybory w czasie, kiedy wysadzono dwa budynki w Moskwie, za które obwiniono Czeczenów, i tym usprawiedliwiono rozpoczęcie drugiej wojny czeczeńskiej. Potem okazało się, że za tymi wybuchami najprawdopodobniej stoją służby specjalne, za którymi stał Putin. Natychmiast było więc widać, że doszedł do władzy ktoś, kto nie zatrzyma się przed żadną zbrodnią.
Dużym zainteresowaniem w wielu krajach cieszyła się pańska książka „Moja Europa". Napisał pan w niej: „jeśli miałbym wymyślić dla Europy Środkowej jakiś herb, to w jednym z jego pól umieściłbym półmrok, a w innym pustkę". Co pan przez to rozumie?
Ciężko mi to dziś komentować. To był rok 1999. Czas, kiedy lubiłem posługiwać się metaforą. Odnosiłem się do mrocznej historii terytorium, na którym przyszedłem na świat. Było ono miejscem śmierci i pustoszenia zarówno podczas pierwszej, jak i drugiej wojny światowej. Nie miałem nigdy pewności, że tu na zawsze zapanuje pokój, a ludzie będą mieli poczucie bezpieczeństwa, stabilizacji, satysfakcji. Co ciekawe, ten tekst pochodzi jeszcze ze świata przed Putinem. To bardzo ważne zastrzeżenie. Jeszcze o nim nikt nie wiedział. Oprócz paru ludzi. I tamten świat wyglądał bardziej optymistycznie, niż zaczął wyglądać z początkiem jego prezydentury.
Jan Bończa Szabłowski: Dziady i baby
Historia polskiego teatru pokazała, że Mickiewiczowskie „Dziady", choć pisane były w różnych częściach, w różnym czasie i różnych miejscach, to kiedy już trafią na scenę, potrafią się tak ze sobą zrosnąć, że stają się groźne. Spędzają sen z powiek politykom, zwłaszcza rządzącym. Czasem nawet wbrew intencji reżyserów. Najlepszy przykład to słynne „Dziady" Kazimierza Dejmka, które u władz PRL wywołały wściekłość i zapoczątkowały wręcz rewolucję. Reżyser wprawdzie pragnął nimi uczcić rewolucję, tyle że październikową.
Istnieje w Ukrainie podział na proeuropejski Zachód i prorosyjski Wschód?
Teraz już nie. Nie wiem, czy oglądał pan mieszkańców miast, które jeszcze parę miesięcy temu były podzielone. Jak oni teraz z gołymi rękami wychodzą przeciw czołgom. I niosąc flagi Ukrainy, krzyczą na te czołgi, na tych żołnierzy: „Okupanci, do domu!". Badania socjologiczne wykazują, że 90 procent Ukraińców opowiada się po stronie integracji z Unią Europejską. I tego Putin nie przewidział. Ma tego świadomość. I dlatego jest taki wściekły.
Ma pan jakiś apel do Europy?
Tylko jeden. Bardzo prosimy o zamknięcie nieba nad Ukrainą. O strefę bezprzelotową. W ten sposób odbierzemy tak ważne dla Putina komponenty jego terroru. On terroryzuje z powietrza, bombarduje nasze miasta i wsie. Wiem, że państwa zachodnie mogą nam w ten sposób pomóc, ale wiem też, że ciągle boją się bezpośrednio dołączyć do tej walki, bo uważają, że od tego może zacząć się III wojna światowa. A tak naprawdę oni są już wciągnięci w tę wojnę. Europa jest już wciągnięta w tę wojnę. NATO w niej już faktycznie uczestniczy. I wiadomo, że na Ukrainie się nie skończy.
A zawsze myślałem, że jak już będę do pana dzwonił, to porozmawiamy o Brunonie Schulzu...
A wie pan, że ja też. Ale jeszcze porozmawiamy. Proszę być dobrej myśli.
Jurij Andruchowycz (ur. 1960)
Wielokrotnie nagradzany ukraiński pisarz, poeta i tłumacz