Pandemia? Zapomnij. Pomóż uchodźcom

Wspieranie Ukraińców wymaga od nas często oduczenia się tego, co robiliśmy dwa lata temu, gdy ruszyliśmy z pomocą dla dotkniętych pandemią.

Aktualizacja: 04.03.2022 12:27 Publikacja: 04.03.2022 10:00

Kanapki na drogę. Pociąg z Kijowa do Warszawy na stacji w Dorohusku, 28 lutego

Kanapki na drogę. Pociąg z Kijowa do Warszawy na stacji w Dorohusku, 28 lutego

Foto: PAP, Wojtek Jargiło

Dziś już mam oferty transportu osób z granicy na osiedle, więc dzieje się" – pisze do mnie na Messengerze pani Agnieszka, która w mediach społecznościowych na sąsiedzkiej grupie jednego z osiedli warszawskiej dzielnicy Włochy koordynuje pomoc dla obywateli Ukrainy. Robi to od dnia rozpoczęcia agresji Rosji na ten kraj, czyli od czwartku 24 lutego. Wysyła informacje o tym, gdzie można wziąć udział w zbiórce żywności i innych potrzebnych produktów, zbiera deklaracje od osób, które są gotowe jechać na polsko-ukraińskie przejście graniczne, by zabrać stamtąd kobiety z dziećmi uciekające z kraju, który atakuje rosyjska armia.

Na profilu grupy regularnie pojawiają się nowe wpisy: „Będę jechać po południu do hali sportowej zawieźć kilka rzeczy. Jeśli ktoś ma coś do przekazania, mogę wziąć", „Około 13.00 rusza transport w głąb Ukrainy. Najbardziej potrzebne są produkty medyczne. Jeśli ktoś chciałby coś dorzucić, zapraszam do kontaktu", „Czy ktoś z was ma taśmę pakową albo kartony? Jadę na Pragę, bo tam potrzebują pomocy przy pakowaniu". „Hej, mam sporo naczyń jednorazowych. Słyszałam, że na granicy są potrzebne. Może ktoś jedzie i mógłby zabrać?", „Jeśli ktoś z mieszkańców opiekuje się rodzinami z Ukrainy, albo zna kogoś, kto taką rodziną się opiekuje, to chcemy wesprzeć, dziś o godzinie 12.00. Będziemy mieli 40 litrów świeżej pożywnej zupy, pakowana po 0,5 l w pojemniki plastikowe z pieczywem". Zdarzają się też pytania: „Jak na jutro zdobyć kamizelkę kuloodporną dla chłopaka, który wraca na Ukrainę walczyć o swój kraj? Rozmiar L".

Równolegle odżywają internetowe grupy „Widzialna ręka / Visible Hand" z ofertami pomocy, tym razem także w języku ukraińskim. Tuż obok niektórzy cytują niepokojące informacje napływające z Ukrainy. „Potężna eksplozja w Kijowie. Mariupol bez prądu".

Oni przeżyli wojnę

Ostatnie dni dały przestrzeń i pretekst, by reaktywować wiele relacji międzyludzkich. Często między osobami, które w ostatnim czasie nie miały okazji nawet zamienić ze sobą kilku zdań. Część z nich po raz ostatni równie intensywnie pomagała innych dwa lata temu, gdy rozpoczęła się pandemia koronawirusa. Trudno nie odnieść wrażenia, że znów silny bodziec uruchomił ogromne pokłady dobra, empatii i chęci zaangażowania się w sprawy inne niż prywatne.

– Jesteśmy świeżo po zaskakującym wydarzeniu. Mam wrażenie, że wiele osób jest w szoku. Zapał popycha ludzi do działania. Słyszę od nich, że mają poczucie, że zagrożenie jest na naszym podwórku. Mówiło się od dawna, że Rosja może posunąć się do tak radykalnej polityki, lecz wciąż wierzyliśmy, że do tego nie dojdzie. Pozostaje nam zareagować – tłumaczy Agnieszka Turek, jedna z organizatorek pomocy dla obywateli Ukrainy na osiedlu Nowy Raków w Warszawie. – Nasze osiedle jest duże, wśród mieszkańców są Ukraińcy. Ostatnio zgłaszają się do nas osoby samotne, które mają wolne miejsce w mieszkaniu: kanapę dla gościa, wolny pokój. Pomoc deklarują też rodziny z dziećmi. Przekazują ubrania, rzeczy pierwszej potrzeby. Wystarczy im dać impuls do działania i okazuje się, że chcą pomagać – dodaje.

Dwa lata temu adresatami pomocy były przede wszystkim osoby słabsze, szczególnie narażone na zakażenie i ciężki przebieg infekcji. Z troską patrzyliśmy wtedy na seniorów, medyków walczących z pandemią oraz na osoby objęte kwarantanną i izolacją. Chętni do pomocy wyprowadzali na spacery psy i koty, wolontariusze robili zakupy, które zostawiali przed drzwiami mieszkań seniorów.

Dzisiaj, gdy obserwujemy dramatyczne wydarzenia w Ukrainie, za „osobę słabszą" uznajemy kogoś zupełnie innego. To najczęściej kobieta z dzieckiem lub dziećmi uciekająca z Kijowa, Lwowa, Białej Cerkwi i pozostałych terenów Ukrainy. Inna niż dwa lata temu jest też rola seniorów. Obecnie właśnie oni są jedyną grupą wiekową, która ma za sobą doświadczenie wojny. Dla młodszych świadomość, że w sąsiednim kraju trwają walki zbrojne, jest nowa, trzeba się z nią oswoić i próbować odnaleźć w nowych warunkach. To dopiero początek dłuższej listy różnic między sytuacją sprzed dwóch lat a obecną, która wpływa na to, jak można pomagać tym, którzy potrzebują wsparcia.

Czytaj więcej

Lektorat z koronajęzyka

Od rezerwy do zaufania

Zostań w domu" – tak brzmiało jedno z popularnych haseł wiosną 2020 r., które zachęcało do stosowania zasad reżimu sanitarnego i ochrony przed koronawirusem. Odpowiedzialny Polak, według tamtego modelu, opuszczał miejsce zamieszkania tylko wtedy, gdy nie mógł wykonywać pracy zdalnie albo musiał zrobić najbardziej potrzebne zakupy. Nie było mowy o zapraszaniu do mieszkania gości czy urządzaniu domówek. Dzisiaj jedna z form pomocy polega na udostępnianiu swoich mieszkań, części domów czy pokojów obywatelom Ukrainy, którzy nie mają się gdzie schronić. Nie zamykamy się w swoich czterech ścianach, wręcz przeciwnie. Zapraszamy do nich uciekających z napadniętego kraju i jesteśmy gotowi opuścić swój dom na wiele godzin, by dotrzeć na polsko-ukraińską granicę i zabrać stamtąd tych, którym przyda się nasz transport.

Z bezpiecznej przystani, w której chronimy się przed pandemią, dom zmienił się w narzędzie pomocy. Przez niejedno mieszkanie czy dom jednorodzinny w Polsce w ostatnich dniach przewinęły się grupy kilkudziesięciu osób. Nie chodzi tylko, choć czasami też, o ukraińskich uchodźców. W wielu przypadkach były to osoby, które przyjeżdżały, żeby zostawić dary albo pomóc w robieniu kanapek rozdawanych przez wolontariuszy na przejściach w Dorohusku czy Medyce. Hasło „Zostań w domu" przerodziło się w „Zorganizuj dom" czy nawet „Zaproś do domu".

Żeby taka forma pomocy była możliwa, zmienić musiało się też nasze podejście do dystansu społecznego. Dwa lata temu, obok maseczek i dezynfekcji, był on podstawą funkcjonowania. 2 metry odległości na chodniku czy ulicy przedstawiano jako fundament walki z Covid-19. Skuteczna pomoc obywatelom Ukrainy wymaga zmniejszenia dystansu, i to zarówno w sensie fizycznym, jak i kulturowym. Zaproszenie uchodźców pod swój dach, przekazanie im ubrań czy udostępnienie im fotela pasażera swojego samochodu to praktyczne formy skracania dzielących nas odległości. „Słownik synonimów" podpowiada, że słowo „dystans" można zastąpić wyrazami: „rezerwa", „oficjalność" i „obcość". Wszystkie te elementy w pewnym stopniu chroniły nas przed koronawirusem, wsparcia obywatelom Ukrainy nie ułatwią. Wśród antonimów słowa „dystans" są wyrazy: „dobroć", „uczestnictwo" i „zaufanie". Wydaje się, że to wszystko obserwujemy w ostatnich dniach.

Inny wróg

To pokazuje, że pomoc obywatelom Ukrainy odbywa się w specyficznych, niełatwych warunkach. Inwazja Rosji nastąpiła po dwóch latach, w których funkcjonowaliśmy zgodnie z zasadami dużej ostrożności w kontaktach, przejawiającej się w tym, że na inne osoby patrzyliśmy nierzadko jak na potencjalne źródło zakażenia się wirusem. Wyzwanie polega teraz na tym, by wyważyć wszystkie te, czasami sprzeczne wobec siebie, reguły i w efekcie niektóre z nich zawiesić, tak by pomóc innym i nie zaszkodzić sobie. Połączenie izolacji, którą wciąż wymusza na nas trwająca pandemia, z chęcią integracji z Ukraińcami to poważne wyzwanie, zarówno logistyczne, jak i psychologiczne. Nasze podejście do wielu spraw musi się zmieniać.

Przyzwyczailiśmy się do kolejek przed wejściem do sklepów, w których obowiązywał limit osób. Nowym zjawiskiem są kolejki samochodów na przejściach granicznych. Kierowcy aut czekają na uchodźców, których chcą zawieźć do ich bliskich. O limitach osób w samochodach, które przyniosła pandemia, zdążyliśmy zapomnieć. Gdy przez Covid-19 zamykane były cmentarze, masowo kupowaliśmy chryzantemy, by pomóc sprzedawcom kwiatów. Dzisiaj wiele osób bojkotuje rosyjskie produkty i nie kupuje artykułów, które są oznaczone kodami kreskowymi potwierdzającymi rosyjskie pochodzenie.

Jest jeszcze jedna ważna różnica między obecną sytuacją a tą sprzed dwóch lat – specyfika wroga. Wiosną 2020 r. był to patogen, o którym nie wiedzieliśmy wiele i który potem wiele razy nas zaskoczył. W miarę upływu czasu czuliśmy się jednak coraz pewniej. Było to możliwe dzięki nasilającemu się poczuciu, że nasze codzienne zachowania przekładają się na poziom zabezpieczenia przed Covid-19. Jeśli ktoś dezynfekował dłonie, unikał skupisk ludzkich, odpowiednio się odżywiał, a potem także się szczepił, mógł mieć poczucie, że zrobił wszystko, co mógł, by zminimalizować ryzyko ciężkiego przebiegu infekcji. Z rosyjską inwazją jest inaczej. Wiele osób czuje, że ich sprawczość jest zdecydowanie mniejsza niż w przypadku ochrony przed groźnym wirusem. Nic nie zapowiada, by miało się to zmienić. Być może właśnie dlatego wsparcie ze strony innych ludzi i psychologiczne poczucie, że można na nie liczyć, są teraz jeszcze bardziej potrzebne.

Są też podobieństwa sytuacji sprzed dwóch lat i obecnej. Jedna z najbardziej aktywnych osób na sąsiedzkiej grupie wsparcia dla obywateli Ukrainy to muzyk, który w kwietniu 2020 r., gdy zamknięte były filharmonie, sale koncertowe i kluby, organizował dla sąsiadów krótkie koncerty na balkonie wychodzącym na jedną z ruchliwych osiedlowych ulic. Można było usłyszeć skrzypce i wiolonczelę oraz zobaczyć nuty, na które musiał uważać, gdy mocniej wiał wiatr.

Spajanie i łączenie

Akcje pomocowe, które obserwujemy w ostatnich dniach, powiększają zasoby naszego kapitału społecznego. Jego poziom jest wysoki, gdy ludzie sobie nawzajem ufają i mają przekonanie, że mogą na siebie liczyć. Relacje z innymi są dla nich ważne, co przekłada się na to, że w ramach mniej lub bardziej formalnych inicjatyw angażują się we wspieranie tych, którzy są w trudniejszej sytuacji.

Amerykański socjolog Robert D. Putnam w swojej najbardziej znanej książce „Samotna gra w kręgle. Upadek i odrodzenie wspólnot lokalnych w Stanach Zjednoczonych" przekonywał, że „ludzie, którzy należą do formalnych i nieformalnych sieci społecznych, są bardziej skłonni poświecić swój czas i pieniądze w dobrej intencji, niż ci, którzy funkcjonują w izolacji społecznej". Dodawał też, że altruizm to objaw, który pozwala zdiagnozować, czy w konkretnej społeczności jest kapitał społeczny.

Obecna sytuacja pozwala wypracować dwa rodzaje tego kapitału: spajający i łączący. Pierwszy z nich dotyczy osób z tej samej, dobrze znanej grupy. Dzisiaj powiedzielibyśmy: z bańki, w której funkcjonujemy. Organizując pomoc z kolegami z pracy czy bliskimi z rodziny, wzmacniamy więzi, które już istniały. Kapitał typu łączącego tworzymy zaś wtedy, gdy współpracujemy z ludźmi z grupy, z którą nie stykamy się na co dzień. Niespodziewanie lepiej poznajemy sąsiada, który mieszka dwa piętra nad nami, do tej pory rzadko mijaliśmy się, nawet idąc po schodach, i w końcu odkrywamy, że jest zawodowym kierowcą, który swoim busem zawiezie do magazynu osiedlową paczkę z darami dla obywateli Ukrainy.

W końcu otwieramy się też na ukraińskich uchodźców, którzy pomimo wielu podobieństw są odmienni od nas pod względem kulturowym czy religijnym. Choćby kultura zdrowotna wydaje się być odmienna od naszej. Żeby nie szukać daleko, sięgnijmy po przykład, który dotyczy sprawy wywołującej w ostatnich miesiącach dużo emocji. W pełni zaszczepionych przeciwko koronawirusowi w Ukrainie jest niecałe 35 proc. populacji. W Polsce ponad 58 proc. Te różnice nie powinny nas od siebie oddalać, warto jednak mieć świadomość, że istnieją. Może to wręcz wzmocnić chęć współpracy, pod warunkiem że odrzucimy uprzedzenia i jeszcze bardziej otworzymy się na drugą stronę. Ostatnie dni pokazały, że można to zrobić.

Rozmawiałem z mężczyzną, który rozdawał dary Ukraińcom wysiadającym z pociągu z Przemyśla w hali Dworca Zachodniego w Warszawie. Przed nim, w rejonie jednego z nowych punktów recepcyjnych, stały kosze wypełnione mandarynkami, kanapkami, batonami, a dalej ubraniami i środkami higienicznymi. W czasie wymiany zdań między kolejnymi wydawanymi przekąskami opowiedział, że mieszka w okolicy i wszystkie prezenty, które ma ze sobą, zgromadził ze znajomymi z dzielnicy. „Rozumiem, że to forma sąsiedzkiej współpracy?" – zapytałem, mając na myśli jego znajomych z bloku czy podwórka. „Tak, w końcu Ukraińcy to nasi sąsiedzi od lat" – brzmiała błyskawiczna odpowiedź.

Już nie tylko spacer z psem

Kolejne dni przynoszą nowe formy pomocy. Samorządy i stowarzyszenia tworzą banki kwater, czyli miejsc, gdzie uchodźcy mogą się zatrzymać. Fundacja Ukraiński Dom w Warszawie uruchomiła całodobową infolinię, gdzie z jednej strony mogą zgłosić się wolontariusze, z drugiej potrzebujący pomocy. Początek tygodnia przyniósł akcje wsparcia żołnierzy, którzy zostali w Ukrainie, i mężczyzn, którzy jadą za wschodnią granicę, by zasilić ukraińskie oddziały. Zbierano m.in.: gaz pieprzowy, opatrunki, kalosze, latarki, używane telefony i folie paroizolacyjne, które są przydatne na froncie, a coraz trudniej znaleźć je w ukraińskich sklepach i aptekach.

Nietypowa akcja pomocy odbyła się w poprzedni weekend w Warszawie. Ukraińska ciężarówka wyładowana owocami i warzywami, które miały dotrzeć do restauracji w Kijowie, stanęła na jednym z parkingów. Ze względu na rosyjską inwazję samochód zawrócono z trasy. Owoce i warzywa kupili mieszkańcy polskiej stolicy. Na miejscu zebrano ubrania i leki, które na nowo zapełniły wnętrze ciężarówki i pojechały do mieszkańców Ukrainy.

Wsparcie dotyczy też zwierząt. Uchodźcy przyjeżdżający z psami i kotami mogą uzyskać bezpłatną pomoc w wielu schroniskach. Ukraińskim czworonogom, ptakom, innym pupilom i ich właścicielom pomagają też wojewódzkie inspektoraty ochrony zwierząt. Tu widać zarówno podobieństwo, jak i kolejne różnice w porównaniu z sytuacją z początku pandemii. Dwa lata temu wyprowadzanie należącego często do kogoś innego czworonoga na krótki spacer było pretekstem do wyjścia z domu, w którym spędzaliśmy ogromną część dnia. Dzisiaj wsparcie polega na zorganizowaniu nowego domu dla psów i kotów, które przejechały setki kilometrów. Już na pierwszy rzut oka wymaga to większych nakładów niż dwa lata temu.

Wsparcie Ukraińców, podobnie jak pomoc na początku pandemii, wydaje się być ponad podziałami. Nie widać postulatów politycznych. Inicjatywy wychodzą od społeczeństwa, nie od rządzących. Wśród osób zaangażowanych w działania pomocowe spotykam pochodzącego z Rosji, lecz mieszkającego od 30 lat w Polsce Eugeniusza Malinowskiego, aktora, piosenkarza i barda. – Działam w Fundacji na rzecz Zbliżania Kultur. To moja misja życiowa: zbliżać kultury, a nie rozdzielać. Agresja Rosji rozdziela cały świat. Gdy polityka zaczyna wchodzić z butami w relacje międzykulturowe, relacje między ludźmi, niestety, trudno jest budować pokój – przyznaje z goryczą.

Czytaj więcej

Uchodźcy są w gminach, nie wiadomo co dalej

Chwilowy zryw?

Akcje pomocowe wywołują emocje, ale czasem i krytykę. Pojawiają się pytania, czy z równą troską, z jaką podchodzimy w ostatnich dniach do obywateli Ukrainy, myślimy o znajdujących się w trudnej sytuacji naszych rodakach. Formułowane są zarzuty, że niektórzy traktują wyjazd na granicę albo udział w zbiórce darów dla uchodźców jak okazję do wstawienia atrakcyjnego zdjęcia w mediach społecznościowych i wykorzystania sytuacji do tzw. lansu. Wyraża się wątpliwość, czy pomoc obywatelom Ukrainy okaże się krótkim zrywem, czy konsekwentnie i długotrwale realizowanym zobowiązaniem. Słychać głosy pełne obaw, że ukraińscy uchodźcy będą konkurentami o awans w pracy czy osobami nie tylko wzbogacającymi naszą kulturę, lecz narzucającymi swoją.

Do tego dochodzą powątpiewania w szczerość intencji. W internecie czytamy o przypadkach oszustw, np. gdy oferujący bezpłatną pomoc dla uciekających z Ukrainy w rzeczywistości oczekiwał za transport wynagrodzenia. Podobnych, oby tylko incydentalnych sytuacji pewnie przy takiej fali uchodźców uniknąć się nie da (według Straży Granicznej w poprzednią niedzielę tylko między północą a 7.00 rano granicę przekroczyło 28 tys. osób). Pojawiają się i takie głosy, że mnogość akcji pomocowych wywołuje wrażenie chaosu. W tym miejscu warto przypomnieć adres rządowej strony internetowej, za pomocą której koordynuje się wiarygodne akcje wsparcia: pomagamukrainie.gov.pl.

Gdy kończę pisać fragment tego tekstu poświęcony wątpliwościom i zarzutom wobec akcji pomocowych, na osiedlowej grupie pojawia się nowy wpis. Jego autorką jest pani Marina: „Drodzy sąsiedzi. Dziękuję za pomoc. Wynajęliśmy mieszkanie. Udało się, dzięki wam. Rodzina w Ukrainie już spokojniejsza".

Michał Dobrołowicz jest dziennikarzem RMF FM i doktorem socjologii

Dziś już mam oferty transportu osób z granicy na osiedle, więc dzieje się" – pisze do mnie na Messengerze pani Agnieszka, która w mediach społecznościowych na sąsiedzkiej grupie jednego z osiedli warszawskiej dzielnicy Włochy koordynuje pomoc dla obywateli Ukrainy. Robi to od dnia rozpoczęcia agresji Rosji na ten kraj, czyli od czwartku 24 lutego. Wysyła informacje o tym, gdzie można wziąć udział w zbiórce żywności i innych potrzebnych produktów, zbiera deklaracje od osób, które są gotowe jechać na polsko-ukraińskie przejście graniczne, by zabrać stamtąd kobiety z dziećmi uciekające z kraju, który atakuje rosyjska armia.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi