Putin zajął Donbas, a Unia Europejska stanowisko – tak byłoby jeszcze niedawno, choćby wtedy, gdy Moskwa testowała pryncypialność świata na Krymie. Miejmy nadzieję, że tym razem będzie inaczej, choć właściwie, dlaczego miałoby być? Skąd ta nadzieja? Czyżby świat uczył się na błędach? Hm, Witkacy wytykający aprenuledelużyzm jedynie Polakom w wielkim tkwił błędzie. Europa, mając do wyboru wojnę i hańbę, z podziwu godną konsekwencją zawsze wybierała tę drugą, wierząc, że tym razem nie spełni się klątwa Churchilla, że historia się odwinie, jakoś inaczej to pójdzie, że przejdzie bokiem. Nie przechodziło i nie przejdzie tym razem, ale co tam, może tego nie doczekamy, a po nas choćby le déluge. Temat to dla rozważań filozofów i analiz politologów, gdzie mojej osobie do nich.
Czytaj więcej
Przegrywają, jeszcze nie w wyborach, ale w kulturę przegrywają po całości. Pal licho wysoką, tą się nikt nie przejmuje, ale w popularną straszne bęcki dostają nasi konserwatyści. Filmów nie zrobią, nie ma mowy, zresztą nie ma kim, bo aktorzy nie są może zbyt bystrzy, ale swój rozum mają i wiedzą, kogo kąsać należy, dlatego kąsają ministra Glińskiego wraz ze wszystkim, co im się z PiS-em kojarzy. Kasę wezmą, na wycieraczkę nasikają, tacy niewdzięcznicy.
Mnie za to jęczeć przyjdzie, bo – muszę to wyznać – jestem rusofilem. Nieuleczalnym, to przypadek beznadziejny. A być rusofilem dzisiaj, sami państwo rozumieją. Chciałbym tu się popisać, że wzięło mnie się tak od kultury, że Bułhakowa od dziecka recytuję z pamięci, czytam wyłącznie Dostojewskiego i jeszcze ten Musorgski! Niestety, nie. To znaczy, to też, ale zaczęło się od Rosji sauté. Pojechałem tam po raz pierwszy tuż po rozpadzie Sojuzu i od tego czasu co roku swe studenckie długie wakacje spędzałem w krajach byłej Sowiecji, ze szczególnym jednak upodobaniem Rosji. Jeździłem tam po omacku, bez żadnych przewodników turystycznych, jedynym kompasem była wątła wiedza historyczna. Ikony? To jadę do Smoleńska, Kazania, Tichwinu. Do Pskowa koniecznie, bo Batory, do Jekaterynburga, bo tam zamordowali cara z rodziną, Irkuck, Workuta – wiadomo, Władywostok, bo dalej się nie da. Ale dlaczego byłem w Permie, Bóg jeden raczy wiedzieć, może nazwa mnie się spodobała, to zresztą najciekawsze, co ta dziura, milionowa, ale dziura, oferuje.
A być rusofilem dzisiaj, sami państwo rozumieją. Chciałbym tu się popisać, że wzięło mnie się tak od kultury, że Bułhakowa od dziecka recytuję z pamięci, czytam wyłącznie Dostojewskiego i jeszcze ten Musorgski! Niestety, nie. To znaczy, to też, ale zaczęło się od Rosji sauté.
Kultura napadała mnie stopniowo. Rozkochani w książkach Rosjanie ciągle o nich gadali, a ja szybko poprawiłem szkolną znajomość języka Puszkina i Lenina. Chodziłem na koncerty i do teatru. Udałem się nawet śladami mego ukochanego Wieniczki Jerofiejewa elektriczką do Pietuszek, z zamiarem opisania tego robiłem nawet notatki, ale po powrocie uznałem, że i tak nikt mi nie uwierzy, bo była to podróż jeszcze bardziej odjechana niż książkowa. Po pociągu wędrowała w celach nieznanych trupa pijanych karłów, a facet, który sprzedawał gazety, streszczał co bardziej absurdalne historie. Dowiedziałem się więc, że w Andach wylądował samolot, który wystartował w 1938 roku, serio, podróże kształcą. W samych Pietuszkach było nie lepiej, dość powiedzieć, że u celu, pod rajkomem partii, stał pomnik Lenina rozmiarów krasnala ogrodowego, za to machnięty po całości farbą srebrny metalik, przez co wódz rewolucji wyglądał jak prekursor techno.