Z rachunku prawdopodobieństwa wynika przecież, że we wszechświecie istnieje sporo takich globów i prędzej czy później się na nie natkniemy. Staniemy wówczas przed niezwykłym wyzwaniem – jak tam dolecieć? Jak przebyć te dziesiątki czy może nawet setki lat świetlnych, skoro odległy o kilka minut Mars wciąż wydaje się niezwykle daleki?
Dla Magdaleny Salik, dziennikarki popularnonaukowej i autorki powieści „Płomień", odpowiedź jest prosta. Musimy dokonać przełomu technologicznego podobnego do opracowania pierwszego komputera czy może nawet wynalezienia koła. To pozwoli nam zorganizować wyprawę i zobaczyć z bliska bliźniaczkę Ziemi. Po drodze natkniemy się jednak na problemy, których złożoności nawet sobie jeszcze nie uświadamiamy. I będą one związane nie tylko ze sprzętem, który powierzymy kosmonautom.
Główny wątek „Płomienia" koncentruje się na przygotowaniach do pierwszej takiej wyprawy. Planeta Kepler-973d leży w gwiazdozbiorze Łabędzia, ma masę zbliżoną do ziemskiej, a w jej atmosferze wykryto parę wodną. Co prawda zima trwa tam już pół miliona lat, ale w okolicach równika mogłoby się rozwinąć życie. Ciężar odpowiedzialności za zorganizowanie załogowego lotu badawczego bierze na siebie Albert Townsend, astrofizyk i inżynier technologii kosmicznych, który chce w stuletnią podróż wysłać dwójkę ochotników. Mieliby oni zbadać nową Ziemię i być może rozpocząć przygotowania do kolonizacji.
W pewnym momencie Townsend decyduje się na zatrudnienie doktor Evelyn Brin, psychologa moralności, której powierza analizę etycznych aspektów takiej podróży, w tym tzw. wariantu drugiego związanego z mapowaniem mózgu. To kontrowersyjna technologia pozwalająca zapisać stan umysłu, a następnie symulować jego działanie poza ludzkim ciałem. Tym samym rolę istoty myślącej – z jakichś powodów niesprawnej – przejmą komputery. Ale czy staną się dzięki temu ludźmi razem z przynależnymi im prawami i obowiązkami? No i co z ochotnikami, którzy zostaną poddani temu procesowi? Czy mają jakieś prawo głosu?