Aktualizacja: 03.09.2021 15:18 Publikacja: 03.09.2021 15:18
Foto: materiały prasowe
Z perspektywy nabytego doświadczenia życiowego patrzy na wszystko zupełnie inaczej. Taki generalny rachunek z życia to chyba istota spisywania pamiętników. Nie zawsze zrealizowana z sukcesem. Czasami autorzy grzęzną w szczegółowych dygresjach lub brną w banał. Tym bardziej więc warto wskazywać wyróżniające się przykłady. Należą do nich niedawno wydane „Pamiętniki" Stefana Kieniewicza (1907–1992).
Autor to jeden z najwybitniejszych polskich historyków XX wieku. Tym bardziej warto więc zapoznać się z tym, jak w czasach emerytury patrzył wstecz na swoje życie. Kieniewicz, wracając pamięcią do swoich przeżyć z 20-lecia międzywojennego, opowiada o ówczesnej elicie historycznej. Stykał się z nią jako student, później jako młody doktor nauk. Niemniej jednak, przy ocenie po latach – tak jak bohater Woody Allena – patrzy z dużym dystansem: już nie jako młody człowiek, ale dojrzały, wybitny profesor. Gdy uznaje to za potrzebne, nie stroni od krytyki. Z tej perspektywy wyraźnie widać, jak dziś postrzegane jako wręcz pomnikowe postaci, takie jak wielki prawnik i historyk Marceli Handelsman czy słynny mediewista Tadeusz Manteuffel, okazują się raptem ludźmi z krwi i kości, z przywarami, zaangażowanymi w różne personalne konflikty. Zresztą nie tylko oni. Autor mimowolnie odbrązawia nestorów z wydziałów historycznych oraz mistrzów z innych dyscyplin. Przykładem jest opisany przez Kieniewicza incydent z obrony jego doktoratu: „Siedział naprzeciw mnie mały człowieczek z wąsikiem, który wpatrywał się we mnie przenikliwym wzrokiem. Ja czytałem streszczenie swej dysertacji, on zaś od czasu do czasu potrząsał przecząco głową. Byłem zrazu mocno speszony, dopóki nie zorientowałem się, że to tylko nerwowy tik profesora Tatarkiewicza!".
Z lubelskiego spektaklu „Czechowicz. 20 i 2” wyłania się kontrast między poetycznością tekstów a banałem życia tytułowego poety. A także wieczny tragizm polskiego losu.
Poprzez innowacje, elastyczność i zrozumienie potrzeb lokalnych rynków możemy nie tylko sprostać oczekiwaniom konsumentów, ale także inspirować innych do podejmowania działań na rzecz zrównoważonego rozwoju i efektywności biznesowej
Daniel Odija daje się poznać jako poeta. W błahostkach dostrzegający to, co istotne.
Skąd fenomen uzdrawiaczy w USA? Odpowiedzi szuka Matthew Hongoltz-Hetling.
Niejednoznaczność etyczna jest najciekawsza!
Fabrycznie nowe Suzuki Vitara i S-Cross są dostępne taniej nawet o 18 tysięcy złotych. Promocja trwa do końca stycznia.
Uwielbiana produkcja na podstawie gry „League of Legends” powraca. Drugi sezon „Arcane” to jeszcze więcej tego samego co poprzednio. Ale czy twórcy podołali oczekiwaniom fanów i dostarczyli serialowe arcydzieło?
Rozpoczęły się ferie zimowe, a wraz z nimi krajowe i zagraniczne wyjazdy na narty. Przed urlopem warto zadbać o właściwe zabezpieczenie na wypadek niespodziewanych zdarzeń.
W wieku 53 lat zmarł pisarz i eseista Marcin Wicha. Za swoją książkę „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” otrzymał Paszport Polityki, Nagrodę Literacką Nike oraz Nagrodę Literacką im. Witolda Gombrowicza.
Daniel Odija daje się poznać jako poeta. W błahostkach dostrzegający to, co istotne.
Skąd fenomen uzdrawiaczy w USA? Odpowiedzi szuka Matthew Hongoltz-Hetling.
Niejednoznaczność etyczna jest najciekawsza!
„Demon z samotnej wyspy” japońskiego mistrza kryminału Ranpo Edogawy dostarcza nam nie tylko mocnych wrażeń, lecz także zabawy z literackimi odniesieniami, dzięki której możemy dowiedzieć się czegoś nowego o archetypach naszej prozy.
W Houston inżynierowie przy konsoli dynamiki lotu, wciąż nie rozumiejąc tego, co pokazywał radar, zadzwonili do oficera ds. bezpieczeństwa: może on coś widział? – Wszystko wybuchło – odpowiedział. – Powtórz? – Wybuchło. – Co wybuchło? – Wahadłowiec.
Jeśli ci przestrzelą policzek, to już nie będziesz mógł nadstawić drugiego. Jeśli rosyjska mina urywa kończyny, to już nie ma nóg, żeby pójść do kościoła. I nie ma dłoni, żeby wymienić znak pokoju. Jeśli gwałci się i zabija dzieci, to już nie ma przyszłości, w którą można by spoglądać.
Całe miasto wrze – czy przyjedzie ten słynny Żyd i co powie? Czy odbędzie się polityczna prowokacja, aresztowania? Nie, to nie chodzi o Beniamina Netanjahu, tylko o Zeewa Żabotyńskiego, głośnego syjonistę, który przyjechał do Krakowa w 1927 r. O tym właśnie opowiada arcyciekawa, choć zawiła powieść „Czarne wesele” Edwarda Pasewicza.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas