Pan minister i pan X

Zaczynał jako działacz niewielkiej organizacji endeckiej. Kręcił się w środowisku „komandosów”, potem kojarzono go z betonem partyjnym. W latach 90. współzakładał Partię „X”. Jako agenta SB demaskuje go dopiero teraz znany przeciwnik lustracji

Aktualizacja: 04.03.2008 16:48 Publikacja: 01.03.2008 00:22

Pan minister i pan X

Foto: Rzeczpospolita

– Chciałbym, żeby ten człowiek został zdemaskowany. Wyrządził mi wielką krzywdę. Długo zastanawiałem się, kto na mnie donosi. Zrywałem kontakty towarzyskie, odsunąłem się od przyjaciół, podejrzewając, że współpracują z SB – mówi Waldemar Kuczyński.

Pamięta dobrze moment, który zaważył na jego życiu. – To była kolejna rewizja. Nękano mnie bez przerwy, choć tak naprawdę nic się wtedy nie działo, po marcu 1968 roku moje środowisko uległo rozproszeniu – opowiada Kuczyński. – Powiedziałem więc esbekowi: „Odczepcie się, o co wam chodzi?”. A on spytał: „Nie wie pan? Proszę się rozejrzeć wśród znajomych”.

Kiedy kilkadziesiąt lat później ten ekonomista, polityk i publicysta, minister w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, sięgnął w IPN po swoją teczkę, prawda uderzyła go jak grom.

Z rosnącym zdenerwowaniem czytał raporty tajnego współpracownika o kryptonimie „X”, który uparcie podkreślał, że „środowisko marcowe jest ciągle aktywne”. Pewne okoliczności sprawiły, że tożsamość TW „X” stała się dla niego oczywista.

– Postanowiłem do niego dotrzeć. Nie wiedziałem, co teraz robi i gdzie mieszka. Wiedziałem tylko, gdzie pracuje jego żona, którą kiedyś znałem. Napisałem więc do niej – mówi Kuczyński.

Nie potrafi ukryć emocji. Kiedy w swym warszawskim mieszkaniu uruchamia komputer, by wydrukować korespondencję z dawnym przyjacielem, można odnieść wrażenie, że ciągle jest młodym asystentem ekonomii na UW, który włączył się w działalność opozycyjną, za co wyrzucono go z partii i pozbawiono pracy.

– Nie mogliśmy przeprowadzić lustracji za rządów Mazowieckiego, bo w Polsce stacjonowały jeszcze wojska radzieckie, a poza tym były do załatwienia sprawy pilniejsze – tłumaczy, gdy pytam go, czy nie żałuje czasem polityki grubej kreski.

Czy tym legendarnym, demonicznym TW „X” nie był pan sam? To pytanie nasunęło się również innym osobom, które zachęciłem do przestudiowania pańskiego blogu. Czy może pan nam na nie szczerze odpowiedzieć?(z e-maila Józefa Kosseckiego do Waldemara Kuczyńskiego)

Stojąc przed tablicą w niewielkiej salce, Józef Kossecki patrzy wyczekująco na słuchaczy. – Czy wiecie już, kim jest TW „X”?

Zapoznaliście się z materiałami z teczki pana ministra Kuczyńskiego? Jakie wnioski można wyciągnąć z tego, jak się teraz zachowuje?

Wszyscy zaglądają do notatek: – Podejrzany jest ten, kto zgłasza przestępstwo i wykazuje się szczególną gorliwością. Chce oddalić od siebie podejrzenie. Tak mówi kryminalistyka niemiecka i przedwojenna polska. Tylko Rosjanie uważali, że jeśli ktoś doniesie, to oznacza, że jest niewinny – mówi jeden ze słuchaczy.

Kiedy nawiązałam kontakt z Józefem Kosseckim, pisząc, że chcę porozmawiać o wydarzeniach sprzed lat, zareagował natychmiast. „Zapraszam na seminarium cybernetyki społecznej” – napisał. Dodał, że będzie na nim analizować sprawę TW „X”.

W salce użyczonej przez ośrodek katolicki w Radości Józef Kossecki wygląda dziwnie nie na miejscu. To znaczy nie byłoby nic dziwnego w tym, że starszy pan odmawia ze słuchaczami modlitwę, zanim zacznie wykład, gdyby nie to, że ten sam pan przed laty jako lektor miał wykłady w Wyższej Szkole Nauk Społecznych przy KC KPZR. Przy okazji wizyty papieża Jana Pawła II w Polsce analizował, jak partia powinna się zachować, by zniwelować „masońsko-amerykańsko-imperialistyczne” wpływy w polskim Kościele. Szkolił z politologii także kadry MSW i LWP. Był majorem Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej.

Dzieje Kosseckiego są skomplikowane. Zaczynał jako działacz niewielkiej endeckiej organizacji Liga Narodowo-Demokratyczna. Potem się związał ze środowiskiem „komandosów”, by wreszcie rozpocząć działalność w kręgach utożsamianych z betonem partyjnym. Dla swych sympatyków ze środowisk endeckich jest Wallenrodem, który w PRL przeniknął do obozu wroga, by realizować narodowe, patriotyczne cele.

– Jeśli kogoś z naszych atakują teraz media, zwłaszcza pewne tytuły, to wiadomo, co pomyślą inni: im głośniejszy wrzask, tym bardziej jest oczywiste, że atakowany działał w dobrze pojętym interesie Polski – tłumaczy mi w przerwie wykładu Kossecki.

Tylko raz wyraźnie traci pewność siebie. – Tajny współpracownik przyjął enigmatyczny kryptonim „X”. Absurdalną dość nazwę X nosiła partia, którą zakładał pan wspólnie ze Stanem Tymińskim na początku lat dziewięćdziesiątych. Kryminolodzy, których pan tak lubi, powiedzieliby, że to typowe działanie seryjnego sprawcy – mówię w czasie wykładu i na chwilę Józef Kossecki milknie.

Mały, podły człowieku, kiedyś okazałeś się tchórzem, dałeś się złamać bezpiece, to jeszcze nie katastrofa. Ale poszedłeś na jej żołd, spłodziłeś dziesiątki podłych donosów. Za tymi donosami szły rewizje, zatrzymania robiące z życia twoich ofiar koszmar.

(z e-maila Waldemara Kuczyńskiego do Józefa Kosseckiego)

– Ja swoją wojnę z PRL zakończyłem w 1989 roku. Uznałem, że ten rozdział trzeba zamknąć i więcej do niego nie wracać – opowiada Waldemar Kuczyński.

To zdanie można uznać za motto jego działalności publicystycznej. Pisząc o rozliczeniach z przeszłością, zawsze podkreślał, że dopuszcza możliwość lustracji tylko w jednym wypadku – gdy dotyczy ludzi kandydujących na wysokie stanowiska państwowe. Wzywał do kampanii obywatelskiego nieposłuszeństwa, gdy miała wejść w życie ustawa lustracyjna.Jednak kiedy się z nim rozmawia, trudno oprzeć się wrażeniu, że poszedł na prywatną wojnę lustracyjną i chce wystawić tajnym współpracownikom SB własny rachunek krzywd.

– Przez donosy wyrzucano mnie z pracy. Czułem się bez przerwy inwigilowany i to wykańczało mnie nerwowo. W pewnym momencie zacząłem z żoną wychodzić z domu o piątej rano, by uniknąć łomotu do drzwi i kolejnej rewizji. – wspomina Kuczyński.

Z jego opowieści wyłania się przygnębiający obraz peerelowskiej rzeczywistości, w której Służba Bezpieczeństwa miała niemal nieograniczone możliwości, by niszczyć ludzi uznanych za przeciwników politycznych.

– Wynajmowaliśmy małe mieszkanie na warszawskim Mokotowie. Tam urządziłem swoje wesele, a właściwie skromne studenckie przyjęcie. Kilka dni później zjawiła się milicja. Było kolegium za to, że mieszkamy bez meldunku. Wlepiono nam olbrzymi mandat. Musieliśmy się natychmiast wyprowadzić, właściwie wyrzucono nas na bruk. Żona była w zaawansowanej ciąży – mówi Kuczyński. – Z trudem udało nam się znaleźć jakąś ruderę w Ursusie.Gościem na weselu był Józef Kossecki. – Do dziś ponoszę konsekwencje esbeckich donosów. Wyrzucano mnie z pracy, mam przez to nędzną emeryturę – irytuje się Kuczyński. Służba Bezpieczeństwa inwigilowała go przez kilkanaście lat. Dostał kryptonim „Rosomak”. „Podoba mi się. Tak mnie widzieli: małe, zawzięte, agresywne bydlę” – napisał w swoim blogu.Narodowa ośmiornicaZ pańskiej odpowiedzi wnioskuję, że nie do końca zrozumiał pan to, co do pana napisałem. Aby nie było nieporozumienia, postaram się to panu wytłumaczyć inaczej.

(z e-maila Józefa Kosseckiego do Waldemara Kuczyńskiego)

Józef Kossecki podsuwa grubą książkę w czerwonej okładce. Książka nosi tytuł „Totalna wojna informacyjna i dzieje PRL-u”. Gdy się ją przeczyta, rzeczywistość pokazuje swe drugie dno. Taka przynajmniej była intencja jej autora, czyli samego Kosseckiego, który już na pierwszej stronie zapowiada, że był jednym z bohaterów tej wojny.

Ale trzeba się przedrzeć przez kilkaset stron, by dotrzeć do historii samego Kosseckiego. Nieoczekiwanie okazuje się, że w PRL istniała potężna organizacja niepodległościowa, Liga Narodowo-Demokratyczna, założona w 1958 roku przez Przemysława Górnego i Józefa Kosseckiego, i to ona kształtowała nasze dzieje.

– Dziwi się pani, że o naszej organizacji tak niewiele wiedzą historycy? – mówi Kossecki. – To zrozumiałe, obowiązywała nas głęboka konspiracja.Sięgając po kartkę papieru. Kossecki rozrysowuje schemat organizacji.– Trzy szczeble, a niższy nie znał szczebla średniego. Szczebel najwyższy był kompletnie utajniony, po prostu nikt nie wiedział o jego istnieniu. Rozpracował nas sam Adam Humer. Oczywiście wiem, że był już wyrzucony z bezpieki, ale nami zajmował się nieoficjalnie, jako konsultant – wspomina Kossecki.

W 1960 roku aresztowano kilka osób, w tym Kosseckiego, który złożył zeznania odwołane na sali sądowej. Odsiedział kilkanaście miesięcy. Historycy uważają, że te kilka osób to była prawdopodobnie cała malutka środowiskowa organizacja.

Ale w wersji Kosseckiego Liga to olbrzymia ośmiornica oplatająca partię i MSW, infiltrująca cały aparat państwowy, by wzmocnić „element narodowy” i realizować swe cele. Cele Ligi były przejrzyste: odrodzenie moralne narodu, promowanie wzrostu demograficznego, zwalczanie „pijaństwa, seksualizmu, nieuczciwości”. Mózgiem organizacji miał być Walenty Majdański, demograf walczący o wartości rodzinno-katolickie, z pozoru skromny i zapoznany człowiek, którego rolę można było ujawnić dopiero niedawno.

Często zastanawiam się, kto bliższy duchowo wyda się radzieckim hufcom, prymitywny, płaski, głupawy Kossecki czy bystry, swobodny intelektualnie i zdemoralizowany Urban? Kogo obdarzą swym poparciem sternicy sowieckiego państwa i kapłani sowieckiej doktryny? Ja myślę, że raczej Kosseckiego.(Adam Michnik, paryska „Kultura” 07 – 08.1983)

– Naprawdę wielcy agenci peerelowskiej bezpieki pozostają w cieniu, opinia publiczna ich nie zna. Żaden z nich po 1989 roku nie pchał się do sprawowania funkcji publicznej, wymknęli się więc lustracji – przekonuje prof. Andrzej Friszke. – I nawet jeśli historyk natrafi na ślad takiego agenta, to ludzie się nim szczególnie nie interesują, bo nie jest postacią znaną.

– TW „X” był głównym agentem, który rozpracowywał środowisko marcowych „komandosów”, napisał mnóstwo raportów o Adamie Michniku. Spotykał się z nim zawsze na polecenie oficera prowadzącego, który wyznaczał mu konkretne zadanie. Cieszył się zaufaniem środowiska; profesor Ludwik Hass, zawsze ostrożny, dał mu na przechowanie list otwarty Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego – mówi prof. Friszke.

W aktach IPN jest 14 tomów materiałów dotyczących TW „X”. Jest też biogram z datą rejestracji i życiorysem. I wreszcie personalia agenta – pozyskanego w 1963 roku, do 1988 roku aktywnego jako TW „X”, a potem, do 1989 działającego jako „Rybak”. Historycy mają żelazną pewność – pod tymi pseudonimami kryje się Józef Kossecki.

Współpracę Józefa Kosseckiego z bezpieką uznają za fakt – w przeciwieństwie do teorii o wpływowej, zakonspirowanej organizacji, do której miał należeć. – Fikcja i fotomontaż. Ale mnie to nie dziwi, bo dużo jest takich „klientów” IPN, którzy tworzą byty wirtualne. A ludzie, na których się powołują, albo nie żyją, albo nie chcą się ujawniać, bo obowiązuje ich przysięga na wsze czasy – ocenia prof. Friszke.Rzeczywistość PRL rządziła się prostymi regułami. Nie było możliwości, by ktoś taki jak Kossecki – który był skazany w procesie politycznym – znalazł się poza zasięgiem zainteresowań bezpieki. Istniał tylko jeden sposób „wyprania” życiorysu, by nie przeszkadzał w karierze: podjęcie współpracy z SB.

Z punktu widzenia historyków, którzy przejrzeli dziesiątki podobnych akt, w życiorysie Kosseckiego wszystko doskonale wpisuje się w klasyczny schemat. W tej układance, w której prawie wszystko pasuje do siebie jak w ułożonych puzzlach, jest jeden element intrygujący: wątek dotyczący powiązań Kosseckiego z KGB. Przewija się w materiałach SB jako uporczywie kursująca w swoim czasie pogłoska. Nie ma ani potwierdzenia, ani zaprzeczenia tego faktu, ale mógłby tłumaczyć, dlaczego Kossecki czuł się tak mocny, że publicznie krytykował czasem członków Komitetu Centralnego.

Zainteresowałem twoją sprawą dziennikarzy. Mam nadzieję, że cię odsłonią, bo mnie szkoda na to czasu. Że cię odsłonią także dla twoich dzieci i wnuków. Życzę ci tylko, szczerze, żeby cię sumienie pozbawiło złudzeń i bajek, którymi się zasłaniasz. Posyłam ten list do wiadomości twojej żony, bo może i przed nią kłamiesz.

(z e-maila Waldemara Kuczyńskiego do Józefa Kosseckiego)

Przekładając leżące na stole notatki i skrypty, Józef Kossecki uśmiecha się pobłażliwie. – Kuczyński jest typowym endodynamikiem o motywacjach ideologicznych. Taki człowiek stara się przede wszystkim zdobywać pozycję i władzę, by wymuszać realizację celów ideologicznych. I jako endodynamik o motywacjach ideologicznych nie dąży do poznania prawdy.

Ale ostentacyjna dobroduszność Kosseckiego szybko się kończy. Cybernetyka społeczna nie jest jedynym kluczem używanym przez niego do zgłębiania psychiki przeciwnika.

– Damski bokser. Chce mnie trafić przez moją żonę. Dlaczego napisał najpierw do niej? Powiedział, że nie mógł mnie znaleźć? Takie wyjaśnienie obraża inteligencję. Nie tylko łatwo mnie znaleźć przez Internet, ale jestem w książce telefonicznej – dodaje Kossecki. – Wytoczył mi totalną, wojnę psychologiczną.

Ale Józef Kossecki także umie posyłać zatrute strzały. Broniąc się, od pierwszej chwili atakuje. Na każdy zarzut odpowiada kontrzarzutem, robiąc przejrzyste aluzje, że mógłby pociągnąć za sobą innych w bagno i opowiedzieć niejedną kompromitującą historię. Jak sugeruje, „w archiwum IPN najciekawsze są dokumenty, których nie ma”.

– Nie wiem, dlaczego Kuczyński opowiada, że się przyjaźniliśmy. Powiedzmy szczerze – traktowałem go jako źródło informacji, bo był dość gadatliwy – mówi Kossecki. – Nie byłem wcale pewien, czy to on mnie nie rozpracowuje. Kiedyś wpadł do Benka Tejkowskiego, gdy dyskutowaliśmy o teorii cywilizacji, i powiedział, że musi skorzystać z toalety. Oczywiście przerwaliśmy rozmowę.

Kiedy zaczęłam zajmować się osobą Józefa Kosseckiego, w Wikipedii znajdował się dopracowany w szczegółach artykuł na jego temat. Dokonania życiowe Józefa Marii Stefana Ferdynanda Kosseckiego herbu Rawicz ciągnęły się przez kilka stron, zajmując więcej miejsca, niż poświęca się noblistom.

Ale ten rozbudowany biogram nieoczekiwanie jeszcze się powiększył. Subtelnie zwrócił mi na to uwagę sam Kossecki, sugerując, że zastanawiał się, czy to ja jestem autorką zmian.

Do tej pory biogram przedstawiał sylwetkę nieznanego ogółowi bohatera walki o wolną Polskę. Teraz nieoczekiwanie pojawiają się w nim elementy kontrowersyjne, przypomniano jego związki z aparatem partyjnym, wystąpienia w „Dzienniku telewizyjnym” po wprowadzeniu stanu wojennego, artykuły w „Trybunie Ludu” i „Rzeczywistości”. Wszystko znajduje logiczne uzasadnienie – tylko osoby niezorientowane, jak pisze autor, mogłyby to uznać za kolaborację z komunizmem.

Najnowsza wersja biogramu kończy się zagadkowym fragmentem o sporze o przeszłość, który się toczy między Józefem Kosseckim a „ministrem z rządu Tadeusza Mazowieckiego” i „zaowocuje najprawdopodobniej publikacją w jednym z ogólnopolskich dzienników”.

– Chcą, żebym puścił farbę. Kuczyński prawdopodobnie inspirowany jest przez inne osoby, może obce kanały wpływu, i stara się mnie sprowokować – przedstawia swą wersję wydarzeń Kossecki. – To bardzo proste. Mógłbym się bronić, wyciągnąć na światło dzienne inne głęboko zakonspirowane osoby z Ligi Narodowo-Demokratycznej, jakie mieliśmy w aparacie MSW i partyjnym. A ja te osoby muszę chronić.

Przypomina prestidigitatora, który potrafi wyciągać z kapelusza ciągle nową teorię.

– Pewne osoby wiedzą, że mam kontakty z funkcjonariuszami dawnego MSW. Takie kontakty są bezcenne, kiedy toczy się walka na teczki. Funkcjonariusz, który ma starą maszynę do pisania, formularze wyniesione z MSW, może stworzyć dowolny dokument. Ja wiem, że na zamówienie takie dokumenty pokątnie wstawiane są do teczek w IPN – mówi Kossecki. – Co to ma wspólnego ze mną jako agentem „X”? To proste. Przyciska się mnie, by znaleźć te osoby.

Jak podkreśla, rozmawia ze mną szczerze, bo przecież zostałam prześwietlona przez kontrwywiad Ligi Narodowo-Demokratycznej.– Po namyśle doszedłem do wniosku, że wiem, o co chodzi w tej grze przeciwko mnie. Najważniejsze jest szkolenie nowego narybku, a to idzie mi coraz lepiej. Powstała już piąta grupa, z którą pracuję. Oczywiście takie grupy można infiltrować. Ale to nie ma sensu, bo osoby infiltrujące uległyby logice moich wykładów i nawet nie trzeba byłoby ich przewerbować. Każdy, kto zetknie się ze mną i mymi wykładami, po pewnym czasie spojrzy na rzeczywistość moimi oczami.

– Chciałbym, żeby ten człowiek został zdemaskowany. Wyrządził mi wielką krzywdę. Długo zastanawiałem się, kto na mnie donosi. Zrywałem kontakty towarzyskie, odsunąłem się od przyjaciół, podejrzewając, że współpracują z SB – mówi Waldemar Kuczyński.

Pamięta dobrze moment, który zaważył na jego życiu. – To była kolejna rewizja. Nękano mnie bez przerwy, choć tak naprawdę nic się wtedy nie działo, po marcu 1968 roku moje środowisko uległo rozproszeniu – opowiada Kuczyński. – Powiedziałem więc esbekowi: „Odczepcie się, o co wam chodzi?”. A on spytał: „Nie wie pan? Proszę się rozejrzeć wśród znajomych”.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Tomasz Terlikowski: Śniła mi się dymisja arcybiskupa oskarżonego o tuszowanie pedofilii
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: Polska przetrwała, ale co dalej?
Plus Minus
„Septologia. Tom III–IV”: Modlitwa po norwesku
Plus Minus
„Dunder albo kot z zaświatu”: Przygody czarnego kota
Materiał Promocyjny
Fotowoltaika naturalnym partnerem auta elektrycznego
Plus Minus
„Alicja. Bożena. Ja”: Przykra lektura
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje