Stary Szwed wciąż żyje

Gustaw Adolf dzięki zręcznej propagandzie odwołującej się do symboli biblijnych stał się dla niemieckich protestantów mężem opatrznościowym. Potrafili mu nawet wybaczyć, że stając po ich stronie w wojnie trzydziestoletniej spalił i obrabował Niemcy

Aktualizacja: 17.11.2007 12:51 Publikacja: 17.11.2007 01:13

Stary Szwed wciąż żyje

Foto: Rzeczpospolita

375 lat temu rozwiały się sny o potędze Gustawa II Adolfa. Wystarczyło parę strzałów podczas bitwy pod Luetzen 6 listopada 1632 r., by zginął władca, w którym widziano protestanckiego cesarza. Dlaczego ten król Szwecji tak łatwo nie tylko podbił Niemcy, ale i wykreował się na zbawcę czczonego przez protestanckich Niemców do dziś? I dlaczego wraz z jego śmiercią wszystkie te plany tak łatwo się rozwiały?

Luetzen leży 20 km na południe od Lipska. Bitwa rozegrała się na polach za miastem położonych wzdłuż strategicznego traktu lipskiego. Kiedy odwiedzam to miejsce, tak jak w dniu bitwy wieje lodowaty listopadowy wiatr, pola spowija mgła, która zdecydowała o śmierci króla.

“Hier fiel Gustaw Adolf” – “Tu padł Gustaw Adolf” – głosi prosty napis na kamieniu, który szwedzcy rajtarzy ustawili na cześć ukochanego władcy. Bardziej efektowna jest neogotycka ażurowa kapliczka projektu Karla Friedricha Schinkla, którą w 1837 roku obudowano kamień. Pełno na niej biblijnych cytatów: “Pan mój toczy boje Pańskie” (I Sam.); “Bo nie otrzymaliśmy od Boga Ducha lękliwości, ale Ducha Mocy, miłości i rozwagi” (2 Tym.) oraz “Bo wszystko, co narodziło się z Boga, zwycięża świat” (1 Jan).

Czytając te wojownicze sentencje wybrane przez niemieckich protestantów, można przypomnieć sobie ducha XVII wieku, gdy generałowie szwedzcy zaczytywali się w Starym Testamencie. Gdy widzieli w swoich wojskach Nowy Izrael, który ma obowiązek podbijać nowe ziemie Kaananu, okazując surowość tym, którzy stawiać będą opór prowadzącym “boje Pańskie”.Zrozumieniu mentalności tamtej epoki służyć ma imponująca wystawa na nieodległym od pola bitwy zamku w Luetzen. Nosi tytuł “Gustaw Adolf – siła wspomnień” i opowiada o fenomenie kultu Gustawa w protestanckich Niemczech w czasie jego inwazji i po jego śmierci. W Polsce te emocje i marzenia są bardzo mało znane.

Gdy w 1555 roku pokój augsburski wieńczył pierwszą sekwencję wojen obozu ewangelików i katolików o dominację w Rzeszy Niemieckiej, liczni poeci dworscy wieszczyli tysiąclecia zgody religijnej.

Ale wkrótce obie strony zaczęły spoglądać na siebie z nową podejrzliwością. Choć pokój miał zamrozić stan posiadania dwóch wyznań, szybko się okazało, że wszystkie księstwa kościelne w północnych i środkowych Niemczech przeszły w ręce protestantów. Był to dynamizm naturalny, ale nie zmniejszało to zaniepokojenia strony katolickiej. Dla wyznawców Lutra z kolei zmorą byli jezuici, którym udawało się rekatolicyzować sporą część elit.

W końcu w 1618 roku czescy protestanci, wzburzeni cesarskim dekretem dotyczącym zamknięcia dwóch kościołów ewangelickich w Hrobach i Broumowie, wyrzucili cesarskich urzędników z okien pałacu na Hradczanach. Wybuchła wojna, ale wkrótce się okazało, że mimo zachęt z wielu stron Czesi zostali sami. Wódz cesarski Johannes von Tilly rozbił ich wojska pod Białą Górą. Musieli uciekać z kraju, a unia niemieckich władców protestanckich zaczęła wojnę pod hasłem obrony “niemieckich swobód” Rzeszy przed despotyzmem cesarza.

W roli protektora z północy wystąpił w 1625 roku król Danii Chrystian IV. Gustaw Adolf wcześniej Niemcom nie mógł pomóc, a z chwilą gdy do akcji wkroczył jego śmiertelny rywal Chrystian, już do gry wejść nie chciał. Czekał spokojnie, by najlepszy strateg cesarza Albrecht von Wallestein zniszczył duńską interwencję.

Wallenstein w istocie wygrał, ale zrobił to, jak na gust Gustawa, za szybko. Co więcej, ku przerażeniu króla Szwecji cesarski feldmarszałek opanował sprawnie północne Niemcy. Cesarz zatem chciał rozdawać karty na Bałtyku. W stoczni w Wismarze powstały pierwsze okręty wojenne. Gustawowi stanęła przed oczyma straszna wizja – powstanie flotylli Wallensteina, przyjście na pomoc floty hiszpańskiej i wreszcie wspólny atak wraz z Polską w celu przywrócenia na tron Wazów Zygmunta III, który zrekatolicyzuje Szwecję. Gustaw zaczął straszyć swoich ministrów – ani się spostrzeżemy, jak Bałtyk stanie się katolickim jeziorem.

Szybko pojawia się pretekst do działania. Gdy Wallenstein, który dysponuje już flotyllą 12 okrętów wojennych, przymierza się do zajęcia ważnego pomorskiego portu Stralsund, jego rajcowie proszą o ratunek Gustaw Adolfa.

Szwedzki Kościół luterański bije na alarm i wzywa do walki z “katolicką hydrą”. Rijksdag – szwedzki Sejm – oficjalnie zobowiązuje króla do interwencji w Niemczech w obronie protestantów. Gustaw starannie opracowuje plan lądowania na Pomorzu i kampanię propagandową mającą nadać jego niemieckiej wyprawie charakter wojny sprawiedliwej.

Ten sztych ozdabiał niezliczone niemieckie podręczniki historii i księgi dziejów protestantyzmu. Oto 6 lipca 1630 roku Gustaw Adolf ląduje na czele swojej floty z 10 tysiącami piechurów i 3 tysiącami konnych na wyspie Uznam.

Król Szwecji ogłasza na plaży, że przybywa na odsiecz niemieckim protestantom i, klęknąwszy, prosi Boga o wsparcie w walce z “wrogami wiary”.

Czym był ta scena? Aktem szczerej wiary czy sprawnym chwytem godnym dzisiejszych spin doktorów? Najwiarygodniejsza odpowiedź brzmi – i jednym, i drugim. Gustaw Adolf uważał się za prostolinijnego i szczerego wodza, co nie wykluczało, że jako jeden z pierwszych zrozumiał wagę propagandy. Szwedzki król miał chwytliwą w tamtych latach ideę – protestantyzm, grupę docelową – niemieckich ewangelików oraz społeczność reformacyjną w całej Europie.

“Sprzedanie” inwazji w Niemczech jako wojny sprawiedliwej przebiegło całkiem sprawnie. – Bez wątpienia Gustaw Adolf był wtedy w Europie tak samo słynnym szwedzkim produktem jak dziś Ikea – żartuje historyk Gaby Kuper, która oprowadza po zamkowej wystawie.

Ta sława była wynikiem ciężkiej pracy jego propagandystów, dzięki niej Gustaw włączał się w niemiecką wojnę trzydziestoletnią uzbrojony w mit zbawcy i wyzwoliciela uciemiężonych protestantów. Tego atutu nie wypracował sobie tak zręcznie żaden inny władca z obozu reformacji.Już od czasów Lutra propaganda reformacji wyprzedzała dynamizmem obóz katolicki. Krótkie pamflety, karykatury, wiersze i satyry pomogły zawojować Niemcy nie gorzej niż siła nowych zasad wiary.

Na wystawie w Luetzen zgromadzono dziesiątki ulotek i sztychów, które gloryfikowały Gustawa Adolfa. Odwoływały się do symboliki biblijnej, ze szczególnie lubianym przez protestantów Starym Testamentem pełnym wojowniczych odniesień.

Najwięcej wysiłku propagandyści Gustawa włożyli w wykreowanie mitu lwa północy – aluzji do Lwa Judy, który przybywa, by wspomóc sprawiedliwych. Król Szwecji ma być spadkobiercą ideałów wodza, o których wspomina trzech proroków: Izajasz, Jeremiasz i Daniel. Gustaw występuje tu jako obrońca “Nowego Izraela” walczący z “nieczystymi”.

Do akcji propagandowej użyto też przepowiedni wróżbity Paracelsusa żyjącego w XVI w., że rychło pojawi się złoty lew z północy, który pobije orła, zdobędzie niezmierzone królestwo i wielkie skarby. Tak oto z profetycznych wykreowano popularny motyw walki szwedzkiego – lwa z orłem – cesarzem.

Do bardziej oczytanych w Biblii protestantów łatwiej trafiało propagandowe przyrównanie szwedzkiej krucjaty wyzwolenia Niemiec do mitu zrywu machabejskiego – wyzwolenia ziemi ludu wybranego spod władzy “zaprzańców”.

Ten motyw najsilniej oddziaływał na młode elity protestanckie. Marzyły one o “nowym Gedeonie”, który nauczy cesarza moresu. Większość niemieckich książąt, lawirujących między strachem przed siłą Wiednia a obawami o swoje przywileje, nie pasowała do tych snów o wielkości. W tę lukę doskonale wszedł mit Gustawa.

W całym świecie reformacji chwalono go jako szermierza wojny sprawiedliwej. To wtedy powstało negatywne określenie “imperialiści”, którym nazywano należących do obozu cesarza.

Na rzecz Gustawa działali rozproszeni w całych Niemczech astrolodzy, mistycy, jasnowidze, prorocy i pisarczycy popularnej literatury. Wielu nie potrzebowało żołdu, jako intelektualni poputczycy nienawidzili sami z siebie cesarstwa i papiestwa jako “wrogów wolnej myśli”.Suma ich aktywności tworzyła jeden wielki zgiełk propagandowy. Nic dziwnego, że Wallenstein skarżył się cesarzowi, iż “Niemcy oczekują króla Szwecji jak Żydzi swego mesjasza”.

W stronę Wiednia i Rzymu

Po wylądowaniu na Pomorzu Gustaw szybko zagarnia kolejne twierdze. Wojska cesarskie są osłabione i zdezorientowane, akurat bowiem wskutek intryg książąt z obozu katolickiego cesarz okazał Wallensteinowi niełaskę i odwołał go z dowództwa.

Z drugiej strony przekonanie Gustawa, że wystarczy, by pojawił się na niemieckiej ziemi, a wybuchnie masowe powstanie antycesarskie, się nie potwierdziło.

Przygnieciony przewagą szwedzką książę pomorski Bogusław XIV zawiera wiernopoddańczy sojusz ze Szwedami. Taka szybka wasalizacja nie zachwyca dwóch głównych graczy obozu protestantów – elektora saskiego Jana Jerzego i elektora Brandenburgii Jerzego Wilhelma. Póki się da, chcą grać rolę trzeciej siły mogącej mediować między Gustawem a Ferdynandem.

Gustaw uznał więc, że trzeba chwycić niemieckie książątka za twarz. Szybko się okazało, że w wojnie lwa z orłem nie można stać z boku. Brandenburczyka do zawarcia konwencji sojuszniczej zmusiły szwedzkie armaty wycelowane w zamek w Berlinie. Na władcy Saksonii zrobiło wrażenie zdobycie Magdeburga przez wojska cesarskie. Wskutek fanatyzmu z obu stron doszło do tragedii – protestanccy obrońcy podpalili miasto, a rozwścieczony tym Tilly pozwolił żołdakom wymordować ok. 20 tysięcy mieszkańców Magdeburga.

Szwed ma za co prowadzić wojnę. Zainteresowana osłabieniem Habsburgów Francja na mocy traktatu z Baerwalde wypłaca gigantyczne dotacje. Elity witają Gustawa jako wyzwoliciela. Gdy w sierpnia 1631 r. wkracza do kolebki reformacji – Wittenbergii, studenci tamtejszego uniwersytetu fetują go pod wpływem wieści, że Gustaw chce patronować zjednoczeniu wszystkich kościołów protestanckich.

7 września 1631 r. pod Breitenfeld ma miejsce pierwsze generalne starcie króla Szwecji z Tillym. Gustaw wygrywa. Jego geniusz strategiczny będą w przyszłości chwalili i Napoleon, i Clausewitz.

Do kolan Gustawa pada Erfurt, a potem Wuerzburg, wreszcie Frankfurt nad Menem i Moguncja. Król obdarza swoich szwedzkich generałów nadaniami ziemskimi. Sugeruje tym samym, że ziemie te będą należeć do niego już zawsze.

A lud Frankonii i Hesji zaczyna poznawać, jak sprawnie żołnierze Gustawa umieją szukać w chłopskich schowkach. Tym bardziej że armia szwedzka w coraz większym stopniu składa się z Niemców. W 1632 roku na 140 tys. żołnierzy króla tylko 13 tys. to Szwedzi. Reszta to niemieccy protestanci.

Zdemoralizowany wojną landknecht nie sprawdza wyznania chłopa, któremu zabiera ostatniego świniaka. Wojna musi się sama wyżywić – ta doktryna Gustawa brzmi dla niemieckiego chłopa jak najgorsza klątwa.

Rok 1632 przynosi pasmo zwycięstw “miecza reformacji”. Tilly – święty w zbroi – znów zostaje pobity i ginie nad bawarską rzeką Lech. W triumfalnym pochodzie Gustaw zajmuje Norymbergę, Augsburg i w końcu Monachium. Gustaw jest o krok od Wiednia.

Nie zachwyca to Francji. Gustaw miał przytrzeć nosa cesarzowi, ale nie wyrastać na władcę imperium od Nordkappu po Brenner. Richelieu się boi, że wychowany na legendzie gockiego zdobywcy Rzymu z 410 r. – Alaryka, Gustaw może zechcieć zdobyć nie tylko Wiedeń, lecz i stolicę Italii, “kryjówkę babilońskiej wszetecznicy”, jak o Watykanie mawiali ewangelicy.Nikt nie ma wątpliwości, że w razie pobicia Ferdynanda II Gustaw może sięgnąć po cesarską koronę i zostać pierwszym protestanckim cesarzem Rzeszy. Aby zaskarbić sobie przychylność katolików, demonstracyjnie dba, aby w bawarskich miastach nie profanowano kościołów. W Monachium zdobywa się nawet na przyjazną pogawędkę z jezuitami.

Ale linie dostawcze do Szwecji niebezpiecznie się rozciągają. W Bawarii katoliccy chłopi tworzą partyzantkę i odpłacają atakami za rekwizycje i świętokradztwa.

Na dodatek cesarz przywrócił do łask Wallensteina, który zaczyna hulać po Saksonii. Gustaw orientuje się, że zabrnął za daleko na południe. W sierpniu 1632 r. jako pierwsze ostrzeżenie przychodzi klęska Szwedów pod Alte Feste.

Teraz Gustaw szybko wraca na północ. W pierwszych dniach listopada 1632 r. dowiaduje się, że Wallenstein winien znajdować się w okolicach Luetzen. Wciąż wierzy w swoją gwiazdę i cieszy się na ostateczną rozprawę ze starym wrogiem. Jeszcze jeden wysiłek i droga do cesarskiej korony może stanąć otworem.

Ludzie tamtej epoki lubili symbolikę ręki bożej. Na licznych medalach i sztychach z tego okresu manus Dei obdarza władców koroną lub razi gromami.

Gdy czyta się opisy bitwy pod Luetzen, nasuwać się musi refleksja o ograniczoności człowieka – władcy w obliczu rzeczy, na które nie ma wpływu.

Armia Gustawa wyśledziła wojska Wallensteina, sama nie dając się spostrzec, i szykuje się do zaskakującego ataku. Ale musi się spieszyć, bo na pomoc cesarskim zmierza korpus kawalerii starego rębajły Gottfrieda von Pappenheima. Wojska Gustawa ustawiają się na polu bitwy już w nocy, aby zaskoczyć Wallensteina. Cóż z tego, gdy wczesnym rankiem 6 listopada mgła gęsta jak mleko zmusza Szwedów do czekania przez cenne poranne godziny na rozwidnienie.

O 11 robi się widno i szwedzka kawaleria wbija się w szyki Wallensteina. Ale właśnie na pomoc przybywa Pappenheim i cała logika ataku szwedzkiego się kruszy.

Gustaw osobiście próbuje uporządkować swoje szyki. Jak to ma w zwyczaju, krąży bez większej eskorty po polu bitwy. Dotąd zawsze udawało mu się wychodzić z takich sytuacji cało. Wcześniej, w 1627 r., pod Kieżmarkiem dostał polską kulą w biodro, w tym samym roku pod Tczewem niemal cudem uciekł polskim husarzom.

Pamiątką spod Tczewa była bolesna blizna po kuli koło ramienia, która uniemożliwiała mu zakładanie grubych pancerzy. Teraz ma się to zemścić. Znów opada mgła i król nagle okrywa, że zgubił gdzieś osobistą eskortę. Jest otoczony wojskami cesarskimi. Pierwsza kula roztrzaskuje mu ramię, kolejna przebija plecy. Lew północy spada z siodła, ale trzymają go jeszcze strzemiona. Wtedy kolejna kula trafia go w głowę. Eskorta, która dostrzega w końcu z oddali dramat Gustawa, zostaje rozbita. Generałowie szwedzcy znajdują zwłoki króla dopiero po paru godzinach bitwy.Późniejsza obdukcja przeprowadzona przez szwedzkich lekarzy wykazała, że na ciele Gustawa były ślady nie tylko typowych ran bitewnych, ale i paru ciosów z bardzo bliska. Tak powstała legenda, że króla w czasie bitwy obserwowało wielu agentów, którzy po jego upadku z konia paroma fachowymi ciosami upewnili się, że król nie przeżyje. Według upartej ówczesnej plotki byli to agenci kardynała Richelieu, który postanowił położyć kres karierze lwa północy.

A może po prostu ręka boża pokazała raz jeszcze, jak kruche są ludzkie sny o potędze?

Zabalsamowane ciało króla w uroczystym Trauernzug – marszu żałobnym – przewieziono przez cale Niemcy aż do Wolgastu, skąd okręty zawiozły zmarłego władcę do Sztokholmu.Szwecja bitwę pod Luetzen w końcu wygrała, śmierć króla wywróciła jednak ich pozycję.

Wojna trzydziestoletnia będzie jeszcze trwać 16 lat, ale stanie się bezideową krwawą jatką. Brytyjski historyk Michael Roberts pisał: “Wraz z odejściem Gustawa Adolfa zniknął z niemieckiej wojny trzydziestoletniej element wielkiej idei. Pozostały jedynie szwedzkie i francuskie interesy, partykularne interesiki niemieckich książąt wiążące się, rozplatające się i łączone na nowo”.

Dla Polski rozwianie się marzeń o wielkim szwedzko-niemieckim imperium było dobrą nowiną. Nie trzeba było bowiem wielkiej wyobraźni, by przewidzieć, że rosnący w siłę Gustaw prędzej czy później zechciałby z pomocą niemieckich wasali dokończyć swoją agresję na Polskę z 1626 roku.Protestanci europejscy zyskali wielkiego męczennika. Fiński kaznodzieja Jacob Petrejus zasłynął trenem porównującym króla do pelikana karmiącego własną krwią dzieci reformacji.

Ten kult zepsuła jedynie w 1654 roku wiadomość, która zaszokowała Szwecję i Europę. Oto Krystyna, córka miecza protestantyzmu, ujawniła swoją konwersję na katolicyzm, abdykowała z tronu Szwecji i wyjechała na zaproszenie papieża Innocentego X do Rzymu. Gdy zmarła w 1689 roku, jako pierwsza i dotąd jedyna kobieta pochowana została w rzymskiej Bazylice św. Piotra.

Protestanckie Niemcy pokochały Gustawa Adolfa miłością, jaką rezerwowano dotąd dla bohaterów rycerskich mitów. Kraj obiegła anonimowa pieśń “Der Schwede lebet noch” i weszła do protestanckich śpiewników: “Szwed jeszcze żyje i długo będzie żyć. Dopóki nie wykończymy papiestwa, dopóki Bóg dawać będzie powodzenie i zwycięstwo swojemu Kościołowi”.

W XVIII wieku do tej mitologii bohatera wiary doszła romantyczna tęsknota za jakimś gigantem, który na nowo upomni się o wolność Niemiec. W 1802 r. Fryderyk Schiller w swojej “Historii wojny trzydziestoletniej” prezentuje Gustawa jako bohatera walki o wolność ducha.

Władze pruskie, widząc jak lew północy staje się bohaterem niespokojnych duchów, postanowiły same zająć się jego kultem. W 1837 r. pod patronatem króla Prus zbudowana zostaje wspomniana już kapliczka w miejscu śmierci króla. Niemieccy ewangelicy powołują Gustaw Adolf Verein, która ma wspomagać diaspory ewangelickie na całym świecie. W XIX wieku kolejne okrągłe rocznice bitwy pod Luecen świętowali szwedzcy i niemieccy oficiele.

Na krótko Gustawem zainteresują się żywiej jeszcze naziści. Szwedzi imponują im jako idealnie czyści rasowo bohaterowie. NSDAP planowało postawienie naprzeciw kaplicy narodowosocjalistycznego monumentu ku czci nordyckiego herosa, ale wojna się skończyła, nim projekt wcielono w życie. Po wojnie władze NRD na długo zamknęły miejsce pamięci, ale po 1961 r. zaczęto na fali odprężenia przyjmować wycieczki ze Szwecji, które razem z pastorami z NRD modliły się o pokój. W 1993 r., na rok przed 500. rocznicą urodzin lwa północy, Luetzen odwiedził król Karol XVI Gustaw, a mauzoleum zyskało status miejsca przyjaźni niemiecko-szwedzkiej.

Krążąc po salach luetzeńskiego zamku, zrozumiemy, dlaczego Niemcom kult Gustawa był tak potrzebny. W kulcie tym znaleźć można i upokorzenie własną słabością oraz rozbiciem politycznym, i zniesmaczenie małym formatem skłóconych książąt niemieckich, i protestancki rys marzeń o triumfalnym marszu dzieci “Nowego Izraela” przeciw “Babilonowi” papiestwa i cesarstwa.

Ale nie zmienia to zadumy nad tym, jak łatwo wybaczono temu kondotierowi protestanckiej sprawy współwinę za obrabowanie i spalenie ówczesnych Niemiec. Kraju, który do momentu epoki wojen religijnych był niezwykle zamożny i potężny. W 1648 roku – po zawarciu pokoju w Muenster – obliczano, że ludność Niemiec spadła o połowę.

Beneficjentem upadku Niemiec była Francja. 300 lat po zakończeniu wojny trzydziestoletniej, która pogrzebała realną władzę Habsburgów nad całymi Niemcami, antyniemiecki historyk Jean Bainville tak o niej pisał: “Niemcy zamiast być jednym państwem, stały się kilkuset państwami. Po zakończeniu wojny Niemcy stały się już tylko wielka anarchią pod naszym protektoratem”. Polityczne rozbicie Niemiec trwało przez kolejne 250 lat.Z czasem, gdy protestantyzm przyjął bezkompromisowy pacyfizm, a historycy więcej uwagi zaczęli kierować ku ofiarom wojen, Gustaw Adolf stawał się coraz bardziej problematycznym patronem. Tak jest i na wystawie w Luetzen. Ostatnie sale poświęcono milionom bezimiennych ofiar masakr i głodu wojny trzydziestoletniej.

Opuszczając wystawę, widz może na koniec wrzucić kulkę jako swój głos w odpowiedzi na trzy pytania: Czy Gustaw był bohaterem? Czy się poświęcił? Czy walczył o wolność? We wszystkich trzech gablotach liczba kulek oznaczających “tak” i “nie” jest niemal równa...

„Sprzedanie” inwazji w Niemczech jako wojny sprawiedliwej przebiegło całkiem sprawnie. Bez wątpienia Gustaw Adolf był wtedy w Europie tak samo słynnym szwedzkim produktem jak dziś Ikea

W XVIII wieku do mitologii bohatera walki o słuszną wiarę doszła tęsknota za jakimś gigantem, który na nowo upomni się o wolność Niemiec

Wystawa “Gustaw Adolf – siła wspomnień” otwarta jest do 2 grudnia, www.luetzen-info.de

Przy pisaniu tekstu sięgałem do biografii “Gustaw II Adolf” pióra Zbigniewa Anusika, Ossolineum, 1996.

375 lat temu rozwiały się sny o potędze Gustawa II Adolfa. Wystarczyło parę strzałów podczas bitwy pod Luetzen 6 listopada 1632 r., by zginął władca, w którym widziano protestanckiego cesarza. Dlaczego ten król Szwecji tak łatwo nie tylko podbił Niemcy, ale i wykreował się na zbawcę czczonego przez protestanckich Niemców do dziś? I dlaczego wraz z jego śmiercią wszystkie te plany tak łatwo się rozwiały?

Luetzen leży 20 km na południe od Lipska. Bitwa rozegrała się na polach za miastem położonych wzdłuż strategicznego traktu lipskiego. Kiedy odwiedzam to miejsce, tak jak w dniu bitwy wieje lodowaty listopadowy wiatr, pola spowija mgła, która zdecydowała o śmierci króla.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
Plus Minus
AI nie zastąpi nauczycieli
Plus Minus
„Złotko”: Ludzie, których chciałabym zabić: wszyscy
Plus Minus
„Mistykę trzeba robić”: Nie dzieliła ich przepaść wieku
Plus Minus
„Civilization VII”: Podbijanie sąsiadów po raz siódmy
Materiał Promocyjny
Sześćdziesiąt lat silników zaburtowych Suzuki
Plus Minus
„Z przyczyn naturalnych”: Przedłużyć życie