Zdemoralizowany wojną landknecht nie sprawdza wyznania chłopa, któremu zabiera ostatniego świniaka. Wojna musi się sama wyżywić – ta doktryna Gustawa brzmi dla niemieckiego chłopa jak najgorsza klątwa.
Rok 1632 przynosi pasmo zwycięstw “miecza reformacji”. Tilly – święty w zbroi – znów zostaje pobity i ginie nad bawarską rzeką Lech. W triumfalnym pochodzie Gustaw zajmuje Norymbergę, Augsburg i w końcu Monachium. Gustaw jest o krok od Wiednia.
Nie zachwyca to Francji. Gustaw miał przytrzeć nosa cesarzowi, ale nie wyrastać na władcę imperium od Nordkappu po Brenner. Richelieu się boi, że wychowany na legendzie gockiego zdobywcy Rzymu z 410 r. – Alaryka, Gustaw może zechcieć zdobyć nie tylko Wiedeń, lecz i stolicę Italii, “kryjówkę babilońskiej wszetecznicy”, jak o Watykanie mawiali ewangelicy.Nikt nie ma wątpliwości, że w razie pobicia Ferdynanda II Gustaw może sięgnąć po cesarską koronę i zostać pierwszym protestanckim cesarzem Rzeszy. Aby zaskarbić sobie przychylność katolików, demonstracyjnie dba, aby w bawarskich miastach nie profanowano kościołów. W Monachium zdobywa się nawet na przyjazną pogawędkę z jezuitami.
Ale linie dostawcze do Szwecji niebezpiecznie się rozciągają. W Bawarii katoliccy chłopi tworzą partyzantkę i odpłacają atakami za rekwizycje i świętokradztwa.
Na dodatek cesarz przywrócił do łask Wallensteina, który zaczyna hulać po Saksonii. Gustaw orientuje się, że zabrnął za daleko na południe. W sierpniu 1632 r. jako pierwsze ostrzeżenie przychodzi klęska Szwedów pod Alte Feste.
Teraz Gustaw szybko wraca na północ. W pierwszych dniach listopada 1632 r. dowiaduje się, że Wallenstein winien znajdować się w okolicach Luetzen. Wciąż wierzy w swoją gwiazdę i cieszy się na ostateczną rozprawę ze starym wrogiem. Jeszcze jeden wysiłek i droga do cesarskiej korony może stanąć otworem.
Ludzie tamtej epoki lubili symbolikę ręki bożej. Na licznych medalach i sztychach z tego okresu manus Dei obdarza władców koroną lub razi gromami.
Gdy czyta się opisy bitwy pod Luetzen, nasuwać się musi refleksja o ograniczoności człowieka – władcy w obliczu rzeczy, na które nie ma wpływu.
Armia Gustawa wyśledziła wojska Wallensteina, sama nie dając się spostrzec, i szykuje się do zaskakującego ataku. Ale musi się spieszyć, bo na pomoc cesarskim zmierza korpus kawalerii starego rębajły Gottfrieda von Pappenheima. Wojska Gustawa ustawiają się na polu bitwy już w nocy, aby zaskoczyć Wallensteina. Cóż z tego, gdy wczesnym rankiem 6 listopada mgła gęsta jak mleko zmusza Szwedów do czekania przez cenne poranne godziny na rozwidnienie.
O 11 robi się widno i szwedzka kawaleria wbija się w szyki Wallensteina. Ale właśnie na pomoc przybywa Pappenheim i cała logika ataku szwedzkiego się kruszy.
Gustaw osobiście próbuje uporządkować swoje szyki. Jak to ma w zwyczaju, krąży bez większej eskorty po polu bitwy. Dotąd zawsze udawało mu się wychodzić z takich sytuacji cało. Wcześniej, w 1627 r., pod Kieżmarkiem dostał polską kulą w biodro, w tym samym roku pod Tczewem niemal cudem uciekł polskim husarzom.
Pamiątką spod Tczewa była bolesna blizna po kuli koło ramienia, która uniemożliwiała mu zakładanie grubych pancerzy. Teraz ma się to zemścić. Znów opada mgła i król nagle okrywa, że zgubił gdzieś osobistą eskortę. Jest otoczony wojskami cesarskimi. Pierwsza kula roztrzaskuje mu ramię, kolejna przebija plecy. Lew północy spada z siodła, ale trzymają go jeszcze strzemiona. Wtedy kolejna kula trafia go w głowę. Eskorta, która dostrzega w końcu z oddali dramat Gustawa, zostaje rozbita. Generałowie szwedzcy znajdują zwłoki króla dopiero po paru godzinach bitwy.Późniejsza obdukcja przeprowadzona przez szwedzkich lekarzy wykazała, że na ciele Gustawa były ślady nie tylko typowych ran bitewnych, ale i paru ciosów z bardzo bliska. Tak powstała legenda, że króla w czasie bitwy obserwowało wielu agentów, którzy po jego upadku z konia paroma fachowymi ciosami upewnili się, że król nie przeżyje. Według upartej ówczesnej plotki byli to agenci kardynała Richelieu, który postanowił położyć kres karierze lwa północy.
A może po prostu ręka boża pokazała raz jeszcze, jak kruche są ludzkie sny o potędze?
Zabalsamowane ciało króla w uroczystym Trauernzug – marszu żałobnym – przewieziono przez cale Niemcy aż do Wolgastu, skąd okręty zawiozły zmarłego władcę do Sztokholmu.Szwecja bitwę pod Luetzen w końcu wygrała, śmierć króla wywróciła jednak ich pozycję.
Wojna trzydziestoletnia będzie jeszcze trwać 16 lat, ale stanie się bezideową krwawą jatką. Brytyjski historyk Michael Roberts pisał: “Wraz z odejściem Gustawa Adolfa zniknął z niemieckiej wojny trzydziestoletniej element wielkiej idei. Pozostały jedynie szwedzkie i francuskie interesy, partykularne interesiki niemieckich książąt wiążące się, rozplatające się i łączone na nowo”.
Dla Polski rozwianie się marzeń o wielkim szwedzko-niemieckim imperium było dobrą nowiną. Nie trzeba było bowiem wielkiej wyobraźni, by przewidzieć, że rosnący w siłę Gustaw prędzej czy później zechciałby z pomocą niemieckich wasali dokończyć swoją agresję na Polskę z 1626 roku.Protestanci europejscy zyskali wielkiego męczennika. Fiński kaznodzieja Jacob Petrejus zasłynął trenem porównującym króla do pelikana karmiącego własną krwią dzieci reformacji.
Ten kult zepsuła jedynie w 1654 roku wiadomość, która zaszokowała Szwecję i Europę. Oto Krystyna, córka miecza protestantyzmu, ujawniła swoją konwersję na katolicyzm, abdykowała z tronu Szwecji i wyjechała na zaproszenie papieża Innocentego X do Rzymu. Gdy zmarła w 1689 roku, jako pierwsza i dotąd jedyna kobieta pochowana została w rzymskiej Bazylice św. Piotra.
Protestanckie Niemcy pokochały Gustawa Adolfa miłością, jaką rezerwowano dotąd dla bohaterów rycerskich mitów. Kraj obiegła anonimowa pieśń “Der Schwede lebet noch” i weszła do protestanckich śpiewników: “Szwed jeszcze żyje i długo będzie żyć. Dopóki nie wykończymy papiestwa, dopóki Bóg dawać będzie powodzenie i zwycięstwo swojemu Kościołowi”.
W XVIII wieku do tej mitologii bohatera wiary doszła romantyczna tęsknota za jakimś gigantem, który na nowo upomni się o wolność Niemiec. W 1802 r. Fryderyk Schiller w swojej “Historii wojny trzydziestoletniej” prezentuje Gustawa jako bohatera walki o wolność ducha.
Władze pruskie, widząc jak lew północy staje się bohaterem niespokojnych duchów, postanowiły same zająć się jego kultem. W 1837 r. pod patronatem króla Prus zbudowana zostaje wspomniana już kapliczka w miejscu śmierci króla. Niemieccy ewangelicy powołują Gustaw Adolf Verein, która ma wspomagać diaspory ewangelickie na całym świecie. W XIX wieku kolejne okrągłe rocznice bitwy pod Luecen świętowali szwedzcy i niemieccy oficiele.
Na krótko Gustawem zainteresują się żywiej jeszcze naziści. Szwedzi imponują im jako idealnie czyści rasowo bohaterowie. NSDAP planowało postawienie naprzeciw kaplicy narodowosocjalistycznego monumentu ku czci nordyckiego herosa, ale wojna się skończyła, nim projekt wcielono w życie. Po wojnie władze NRD na długo zamknęły miejsce pamięci, ale po 1961 r. zaczęto na fali odprężenia przyjmować wycieczki ze Szwecji, które razem z pastorami z NRD modliły się o pokój. W 1993 r., na rok przed 500. rocznicą urodzin lwa północy, Luetzen odwiedził król Karol XVI Gustaw, a mauzoleum zyskało status miejsca przyjaźni niemiecko-szwedzkiej.
Krążąc po salach luetzeńskiego zamku, zrozumiemy, dlaczego Niemcom kult Gustawa był tak potrzebny. W kulcie tym znaleźć można i upokorzenie własną słabością oraz rozbiciem politycznym, i zniesmaczenie małym formatem skłóconych książąt niemieckich, i protestancki rys marzeń o triumfalnym marszu dzieci “Nowego Izraela” przeciw “Babilonowi” papiestwa i cesarstwa.
Ale nie zmienia to zadumy nad tym, jak łatwo wybaczono temu kondotierowi protestanckiej sprawy współwinę za obrabowanie i spalenie ówczesnych Niemiec. Kraju, który do momentu epoki wojen religijnych był niezwykle zamożny i potężny. W 1648 roku – po zawarciu pokoju w Muenster – obliczano, że ludność Niemiec spadła o połowę.
Beneficjentem upadku Niemiec była Francja. 300 lat po zakończeniu wojny trzydziestoletniej, która pogrzebała realną władzę Habsburgów nad całymi Niemcami, antyniemiecki historyk Jean Bainville tak o niej pisał: “Niemcy zamiast być jednym państwem, stały się kilkuset państwami. Po zakończeniu wojny Niemcy stały się już tylko wielka anarchią pod naszym protektoratem”. Polityczne rozbicie Niemiec trwało przez kolejne 250 lat.Z czasem, gdy protestantyzm przyjął bezkompromisowy pacyfizm, a historycy więcej uwagi zaczęli kierować ku ofiarom wojen, Gustaw Adolf stawał się coraz bardziej problematycznym patronem. Tak jest i na wystawie w Luetzen. Ostatnie sale poświęcono milionom bezimiennych ofiar masakr i głodu wojny trzydziestoletniej.
Opuszczając wystawę, widz może na koniec wrzucić kulkę jako swój głos w odpowiedzi na trzy pytania: Czy Gustaw był bohaterem? Czy się poświęcił? Czy walczył o wolność? We wszystkich trzech gablotach liczba kulek oznaczających “tak” i “nie” jest niemal równa...
„Sprzedanie” inwazji w Niemczech jako wojny sprawiedliwej przebiegło całkiem sprawnie. Bez wątpienia Gustaw Adolf był wtedy w Europie tak samo słynnym szwedzkim produktem jak dziś Ikea
W XVIII wieku do mitologii bohatera walki o słuszną wiarę doszła tęsknota za jakimś gigantem, który na nowo upomni się o wolność Niemiec
Wystawa “Gustaw Adolf – siła wspomnień” otwarta jest do 2 grudnia, www.luetzen-info.de
Przy pisaniu tekstu sięgałem do biografii “Gustaw II Adolf” pióra Zbigniewa Anusika, Ossolineum, 1996.