Nieciekawa piosenka

Wydawnictwo Znak postanowiło poprawić wyroki historii i opublikować domniemany tom wierszy, którym Wisława Szymborska nie zadebiutowała w roku 1949.

Publikacja: 10.10.2014 01:10

Nieciekawa piosenka

Foto: ROL

Dzieła zebrane, juwenilia lub publikowanie pieczołowicie odszukanych tekstów rozproszonych – to potrzeba i zadanie nauki. Historycy literatury badają linię rozwojową poety, tematy, obsesje, wpływy formalne, związek z epoką i inne pasjonujące rzeczoznawców literatury kwestie. Zwykły miłośnik poezji szuka przede wszystkim wierszy najbardziej do niego przemawiających, często ulubionych, wielokrotnie czytanych, a może nawet zapamiętanych w całości – stąd popularność wyborów poezji, w których znajdujemy najbardziej udane utwory. Oto dwa różne, choć niezupełnie sprzeczne podejścia do twórczości, bo zawodowym odbiorcą literatury zostaje się właśnie z powodu miłości do arcydzieł, a nie nudnych knotów.

Uwaga ta spowodowana została pośmiertnym debiutem noblistki. Wydawnictwo Znak postanowiło poprawić wyroki historii i opublikować domniemany tom wierszy, którym Wisława Szymborska nie zadebiutowała w roku 1949. Doniesienia na temat niedoszłej publikacji są sprzeczne. Wikipedia podaje (bez podania źródła informacji), że w 1949 roku pierwszy tomik wierszy Szymborskiej pt. „Wiersze" (lub „Szycie sztandarów") nie został dopuszczony do druku przez cenzurę, ponieważ „nie spełniał wymagań socjalistycznych", i dlatego jej debiutem książkowym był wydany w roku 1952 tomik socrealistycznych wierszy, zatytułowany „Dlatego żyjemy".

Legenda ta wzięła się prawdopodobnie z „Pamiątkowych rupieci", w których Anna Bikont i Joanna Szczęsna piszą: „Najwidoczniej wiersze, które miały się w nim znaleźć, nie spełniały socrealistycznych wymagań, jakie w 1949 roku na szczecińskim Zjeździe Literatów postawiono przed literaturą". Tak słuszny politycznie domysł dziennikarek awansował do rangi encyklopedycznej noty. Signum temporis.

Niegdysiejszą uwagę przywołuje autorka wstępu, Joanna Szczęsna, dezawuując jednocześnie swoją dawniejszą opinię: „To interpretacja, bo tak naprawdę nie wiadomo, czy »Szycie sztandaru« w ogóle trafiło do cenzury, czy odrzuciło je jakieś wydawnictwo, czy może sama poetka zdecydowała się nie składać książki do druku. Ba, tak naprawdę nie wiadomo nawet, czy powody tego zaniechania (jeśli było to zaniechanie) miały naturę polityczną. Wiemy wszak, że Szymborska bywała dla swojej twórczości najsurowszym krytykiem i za ważne narzędzie poetyckiego warsztatu uważała kosz na śmieci".

Zamieszczone teksty potwierdzają ostatnie domniemanie: nawet jak na ówczesną produkcję „pryszczatych" były to wiersze słabe. Poza kilkoma wyjątkami (zresztą też dużo poniżej możliwości Szymborskiej, jaką znają i kochają jej wielbiciele) jest to na ogół koszmarna grafomania. Aż dziw, że z tak brzydkiego kaczątka wykluł się łabędź. Zachwyty redaktorki tomu (i współautorki w sensie domniemanego układu wierszy oraz tytułu całości) brzmią żałośnie nieprzekonująco. Widać, że chce ona zarekomendować wielbicielom talentu kupno marnych pierwocin i w tym celu powołuje się na znanych badaczy twórczości noblistki, jak Stanisław Balbus i Wojciech Ligęza.

Tyle że znawcy cmokają – nie bez powodu – nad błyskotliwymi wierszami, a juwenilia, nawet jeśli ukazują jakieś tendencje, to tylko na zasadzie larwy i motyla: wiemy, skąd się wziął paź królowej, ale nasz podziw dla wcześniejszego etapu jest raczej umiarkowany. Przecież nawet fakt, że jakieś dawne pomysły zostały ponownie spożytkowane w dojrzałej twórczości, świadczy o wcześniejszej nieporadności literackiej. I o warsztatowej świadomości dojrzałej poetki. Nawet to, co po przeróbce zostało zamieszczone pod jej nazwiskiem i zatytułowane „Szukam słowa", jest przecież na poziomie Adama Włodka, a nie Wisławy Szymborskiej. Daremnie szukać w tych wierszach subtelnego dowcipu, migotliwego sensu, intelektualnej finezji, przewrotnej a precyzyjnej obserwacji, błyskotliwych konceptów. Ale przede wszystkim w tych wierszach nie ma krzty wdzięku! A skoro tak, to gdzie jest Szymborska? Nigdzie, bo jej nie ma, bo dopiero będzie.

To, co piszę o juweniliach Szymborskiej, nie jest skierowane przeciwko znakomitej poetce, którą stała się potem. Urocze rokoko jej wierszy – to czasy daleko późniejsze. W „Czarnej piosence" dominuje gorszy Przyboś, czasami zaśpiewa kiepski Broniewski, nie mówiąc już o starawej Młodej Polsce, lekko zbełtanej dla awangardowego szyku, aby było nowocześnie, postępowo i... socjalistycznie (nad tematyką nie będę się znęcał, bo intelektualnie żałosna). Każde arcydzieło wykopuje przepaść między sobą a niedowarzonym pomysłem, dlatego żenujące są pensjonarskie zachwyty Szczęsnej typu: „Tam też, w tych wczesnych wierszach, tkwią prapoczątki mistrzowskich dokonań późniejszych o całe dekady, do nich, jak do skarbczyka, poetka sięgać będzie po motywy, wątki, tematy, obrazy".

Trzeba potencjalnym czytelnikom powiedzieć wyraźnie: Szymborska – jak na debiut – wypada słabo. Bardzo słabo. Kilka kalamburów nie uratuje tomiku. I dlatego jest to publikacja dla kilkuset znawców, dla zawodowych badaczy, a nie dla miłośników poezji. Bo wielkiej poezji jest tam może naparstek i nie ma czego miłować, niestety. Komercja oszukuje potencjalnych nabywców, stąd usilne reklamowanie tajnych dzienników znanych autorów jak Gombrowicz czy Białoszewski albo nieukończonych powieści Miłosza, skoro nikt nie chce wydawać książek w nakładzie 500 egzemplarzy. Tak za pomocą billboardów sprzedaje się nazwisko, a nie pierwociny, których miejsce jest w n-tym tomie „Dzieł wszystkich".

Plus Minus
„Cannes. Religia kina”: Kino jak miłość życia
Plus Minus
„5 grudniów”: Długie pożegnanie
Plus Minus
„BrainBox Pocket: Kosmos”: Pamięć szpiega pod presją czasu
Plus Minus
„Moralna AI”: Sztuczna odpowiedzialność
Plus Minus
„The Electric State”: Jak przepalić 320 milionów