Ukazał się kolejny raport think tanku prof. Leszka Balcerowicza. Jak zawsze z medialnym przytupem. Tym razem zawierający diagnozę stanu gospodarki i rekomendacje na następne lata. Od pewnego czasu stało się manierą prof. Balcerowicza, że włącza on w orbitę swych eksperckich diagnoz gospodarczych także zagadnienia prawne. W najnowszym raporcie także nie brakuje odesłań prawnych. Warto się niektórym przyjrzeć, bo są ilustracją tego, jak łatwo manipulować opinią publiczną, wykorzystując błędne czy też wyrwane z kontekstu wiadomości i formułując najbardziej nawet egzotyczne pomysły legislacyjne.
Profesor Balcerowicz wyrobił sobie markę chłodnego profesjonalisty, ekonomisty obiektywnie oceniającego rzeczywistość (nie tylko gospodarczą). Bardzo dba o swój wizerunek. W debacie publicznej zawsze stara się występować jako ekspert, nigdy jako polityk. Nieodmiennie odżegnuje się od „populizmu" i „dyletanctwa" (uprawianego przez godnych pogardy polityków), przeciwstawiając je wiedzy i strategii eksperckiej (oceny Balcerowicza). Nie może być nic dalszego od prawdy. Leszek Balcerowicz to bowiem polityk z krwi i kości (wieloletni prezes partii, poseł, wicepremier, minister wielu gabinetów), który do perfekcji opanował misterną sztukę sprzedawania opinii publicznej preferowanej przez siebie ideologii politycznej pod płaszczykiem niekwestionowanych i obiektywnych dogmatów ekonomicznych. Teraz stara się włączyć do swego ekonomicznego repertuaru dogmaty prawne. Trzeba z nimi bardzo uważać, bo osadzone są na wyrwanych z kontekstu danych, które, powierzchownie interpretowane, mają dać pożądany przez Balcerowicza rezultat.
Wielkie nieporozumienie
W swojej warstwie prawnej raport FOR naszpikowany jest elementarnymi błędami i zasadniczymi nieporozumieniami wynikającymi często z błędnej interpretacji zagadnień prawnych czy wyrwanych z kontekstu danych statystycznych.
Weźmy choćby rekomendacje dotyczące naprawy prokuratury. Błąd goni tu błąd. Zdaniem prof. Balcerowicza konieczne jest „zlikwidowanie albo ograniczenie do minimum sytuacji, w których przed sądem odwoławczym występuje prokurator, który nie prowadził lub nie nadzorował danej sprawy". Gdyby jednak prof. Balcerowicz zaglądał do prawnych stron „Rzeczpospolitej", to dowiedziałby się bez wysiłku, że największym problemem z prokuraturą w postępowaniu karnym wcale nie jest udział niezaznajomionego ze sprawą oskarżyciela publicznego w postępowaniu przed sądem odwoławczym (przede wszystkim ze względu na charakter tego postępowania i jego stosunkowo niskie przesycenie pierwiastkami dowodowymi). Rzeczywistą, zadawnioną i strukturalną patologią polskiej procedury karnej zarówno przed, jak i po reformie postępowania karnego jest zgoła co innego. To uczestniczenie w postępowaniu przed sądami pierwszej instancji prokuratorów czerpiących swą wiedzę o sprawie z pobieżnego przeglądu podręcznych akt sprawy, dokonywanego już w toku rozprawy, i często niepotrafiących zająć żadnego racjonalnego stanowiska w kwestii prowadzonych dowodów. Kosmetyczne zmiany wprowadzone do regulaminu prokuratury niczego w tym zakresie nie zmieniają, więc tutaj właśnie (a nie w postępowaniu odwoławczym) potrzebna jest zmiana normatywna.
Równie chybiony jest przedstawiony przez prof. Balcerowicza postulat specjalizacji korpusu prokuratorskiego („wprowadzenie mechanizmów pozwalających na specjalizację prokuratorów"). Świadczy on o głębokim nierozumieniu obecnej struktury i zadań prokuratury. To wcale nie brak specjalizacji prokuratorów (nie wiadomo zresztą, według jakich kryteriów miałaby być dokonywana) jest problemem. Ta grupa zawodowa jest przygotowana na tyle profesjonalnie (znakomite kompetencje prawnicze), żeby poradzić sobie z każdym typem sprawy karnej. Prawdziwym problemem jest wadliwa organizacja prokuratury, w szczególności brak wyraźnego powiązania oceny wyniku sprawy z pracą konkretnego prokuratora, z rozmyciem odpowiedzialności za rozstrzygnięcie. Ma to efekt demotywacyjny i strukturalnie osłabia skuteczność pracy prokuratorów.